sobota, 26 maja 2012

Czternasty

Nie miałem bladego pojęcia co o tym wszystkim myśleć. Za wszelką cenę starałem się przypomnieć sobie moment, w którym współżyłem z Lizzie, lecz moja pamięć okazała się być zawodna. Nie kojarzyłem żadnych, nawet najmniejszych faktów, co jedynie doprowadzało mnie do furii. Bo szczerze wątpię w to, że Eli mnie zdradziła... Bo niby kiedy? Jezusie Święty, nawet nie powinienem myśleć w ten sposób! Podejrzewam, że to wszystko mogło zajść na jej osiemnastce... Pamiętam, że wszyscy schlali się jak dzikie świnie i na drugi dzień nie dość, że każdy był skacowany, to jeszcze kompletnie nic nie kontaktował z momentu, gdy impreza trwała w najlepsze. Nie pamiętam nawet, czy oglądałem film z przyjęcia... Chyba nie. Gdy rano wstanę poszukam w torbach, być może coś znajdę. 
Cicho wzdychając przewróciłem się na lewy bok. Zrobiłem to celowo, gdyż właśnie po tamtej stronie spała Lizzie. Była skulona niczym kłębek wełny i kurczowo trzymała się mojej koszuli. Jej rysy twarzy były bardzo spokojne i dziewczęce, a długie rzęsy sprawiały, że całość nabierała jeszcze większego uroku. Jednak na mnie nie robiło to wrażenia... Wciąż pamiętam ostatni poranek gdy to zamiast niej miejsce u mego boku zajmował seksowny Mulat. 
Może to będzie dziwne, ale jego profil wyglądał o wiele bardziej uwodzicielsko niż ten, który właśnie widziałem. Aż wstyd myśleć w ten sposób, bacząc na aktualny stan szatynki, ale taka była prawda. Zayn stał się teraz moim osobistym bożyszczem i chciałbym się opalać w blasku jego zajebistości. Mamuś, ale bredzę głupoty. Jednakże myślałem na tyle trzeźwo by zdać sobie sprawę, że... boję się. Nie jestem gotów na zaopiekowanie się samym sobą, a co dopiero kobietą spodziewającą się dziecka. Z czasem również samego szkraba... To wszystko mnie przewyższało.
A jak zareaguje Malik? Przez ostatnie kilka godzin wcale o nim nie myślałem, za bardzo debatowałem nad tym w jakich okolicznościach Beth straciło dziewictwo. Przyznam, iż nie tego oczekiwałem. Dokładniej mówiąc chodzi mi o to, że miałem złudną nadzieję, iż będę pamiętał swój pierwszy kontakt seksualny z kimkolwiek. A teraz zostałem postawiony przed klarownym wyznaniem, iż będę ojcem i muszę zmienić całe swoje życie na potrzebę zezowatego szczęścia. Że też musiało się to stać w momencie, gdy miałem zamiar zerwać z dziewczyną i całkowicie oddać się swojemu nowemu obiektowi westchnień! 
Ciężko westchnąłem i poczułem dziwne ukłucie w klatce piersiowej. Serce. Moje serce rozpadało się na milion drobniutkich kawałeczków. Nie wiedziałem co się dzieje, byłem rozdarty. Z jednej strony stała uśmiechnięta nastolatka z ogromnym brzuchem, prawie większym od niej całej. Wiedziałem, że nosi w sobie cząstkę mnie. Jednak po tej drugiej stronie rzeki stał pociągający, uroczy i romantyczny facet, którego znałem lepiej, niż jego rodzona siostra. Swego czasu zawsze mogłem liczyć na jego pomoc i podejrzewam, że tym razem byłoby tak samo... Obydwoje wyciągali do mnie dłonie chcąc ściągnąć mnie z niewielkiego kamienia pośrodku rwącego strumienia. Bałem się, że jeśli nie wybiorę jednego z nich nurt rzeki mnie porwie i już nigdy nie będę w stanie normalnie funkcjonować. 
Wtem poczułem pierwszą łzę wypływającą spod mojej lekko przymkniętej powieki. Nieznacznie ją starłem, lecz po chwili poczułem, że owa czynność się powtarza i nie ma zamiaru dobrnąć do końca. Rozpłakałem się jak ostatni idiota, który był zbyt wrażliwy na widok zgubionych kociąt wędrujących wzdłuż żywopłotu naszpikowanego kolcami. Wiedziałem, że prędzej czy później do tego dojdzie, więc wolałem dać upust swoim emocjom. Podciągając nosem wyswobodziłem się spod uścisku Elizabeth i potykając się o własne nogi zawędrowałem do drzwi. W momencie, gdy znalazłem się w ciemnym przedpokoju zamykając za sobą wejście do pomieszczenia bezwiednie przywarłem plecami do ściany i zjeżdżając wzdłuż niej opadłem na podłodze podkulając pod sobą nogi. Ręce oplotłem wokół kolan, a twarz położyłem na prawym przedramieniu i zaniosłem się gorzkim płaczem. Nie chciałem, nie byłem gotów ani na bycie rodzicem, ani na zrezygnowanie z miłości do Zayn'a. 
Targały mną wszystkie możliwe uczucia: od złości do rozpaczy. Dławiłem się własnymi łzami i starałem się jak najściślej zaciskać szczękę, ażeby swoimi melancholijnymi jękami nie obudzić dziewczyny śpiącej w pokoju znajdującym się tuż za drzwiami. 
- Ja nie mogę, nie wytrzymam... - szeptałem do momentu, aż nie uniosłem głowy i nie zerknąłem na schody prowadzące na parter. Przecierając policzki trzęsącymi się dłońmi doczłapałem się do stopni i ściśle trzymając się barierki zszedłem na dół. Jak najciszej starałem się wyswobodzić zamek spod blokady klucza, aż wreszcie gdy mi się to udało wydostałem się na ganek. Zorientowałem się, że na dworze pada, a całemu zamętowi towarzyszy szarpiący wiatr, lecz nazbyt specjalnie mi to nie przeszkadzało. Miałem wrażenie, że pogoda odzwierciedla mój aktualny stan ducha. 
Wytarłem nos w końcówkę rękawa od koszuli i głośno przełykając ślinę podążyłem do furtki. Nie ma bata, Horan! Musisz mu wszystko powiedzieć, inaczej nie będzie innej opcji niźli zakwaterowanie w pokoju o gumowych ścianach bez klamek. 
*
Trzykrotnie zastukałem w masywne, orzechowe drzwi. Wiatr przeszywał moje ciało lodowatymi wstrząsami, gdyż cały przemoknięty byłem od wszechobecnego deszczu. Nie myślałem, że podczas głupiego przechodzenia przez ulicę można aż tak zmoknąć, ale jak widać - wszystko jest możliwe. Ponowiłem próbę dobicia się do domostwa Malików, lecz odpowiedziano mi w dokładnie ten sam sposób, tudzież niczym nie zmąconą ciszą. Miałem ochotę rozpłakać się jeszcze bardziej niż przed ułamkiem sekundy, lecz postanowiłem pozostawić choć resztki dumy w nienaruszonym stanie.
Przecierając zaczerwienione oczy wierzchem dłoni ciężko przełknąłem ślinę i postanowiłem iść z powrotem do domu. To nie miało mniejszego sensu, gdyż był środek nocy i pewnie wszyscy w domu już od kilku dobrych godzin tkwią w krainie Morfeusza i nie mają zamiaru przerywać snu ze względu na moje kaprysy.
Włócząc za sobą nogi powoli ruszyłem drobną ścieżką ku furtce, pozwalając ostrym niczym brzytwa kroplom wody obijać się o mój skostniały tułów. Jedyne czego teraz pragnąłem to... o wtuleniu się w nagi tors Zayn'a mogłem jedynie pomarzyć. Przecież nie wejdę do jego pokoju przez rynnę, czy coś. Dlatego też jak najszybciej chciałem znaleźć się w ugrzanym łóżeczku i zasnąć, tym samym zapominając o wszystkich przyziemnych problemach.
Sinymi z zimna palcami ledwie namacałem klamkę od furtki. Miałem wrażenie, że moje kończyny odmawiają mi posłuszeństwa i zaraz niczym niepełnosprawny psychopata runę na ziemię zwijając się z płaczu. Dziś definitywnie nie panowałem nad sobą, w żadnym, nawet najmniejszym calu. Jeszcze nigdy się tak nie czułem... Ale przecież nie codziennie słyszy się, że zostanie się ojcem.
- Nialler?! - usłyszałem za sobą nieco stłumiony krzyk. Kilkakrotnie zamrugałem załzawionymi oczyma, po czym odwróciłem się w stronę osoby, która mnie nawoływała. Stał tam w samej bieliźnie i wpatrywał się we mnie nieprzeniknionym, nieco zdezorientowanym wzrokiem.
- Z-z-zayn... - chciałem wykrzesać w sobie choć odrobinę energii niezbędnej do wypowiedzenia jednego, spójnego zdania, lecz nie byłem w stanie nad niczym zapanować. Szczęka drgała mi z zimna, a język plątał się w tak komiczny sposób, że myślałem, iż zaraz się odczepi i odpadnie na chodniczek.
- Matko, cały się trzęsiesz! Chodź tu! - czym prędzej do mnie podszedł i okalając mnie gorącym ramieniem szybko zaprowadził pod dach na werandzie. Następnie pomógł mi przekroczyć próg i uważnie przyjrzał się mojej twarzy. - Niall, ty płakałeś?
- Co? Nie... - odwróciłem głowę w drugą stronę, lecz jego uwadze nie przemknął nawet najmniejszy szczegół mówiący o tym, że zachowywałem się jak rozhisteryzowana nastolatka na wieść o tym, że jej idol znalazł sobie dziewczynę, w dodatku ładniejszą od niej.
- Chodź, jesteś skostniały i wyglądasz jak dziecko nieszczęścia. - pociągnął mnie za rękę zaprowadzając tym samym do swojej sypialni. Następnie dokładnie zamknął za nami drzwi i odwracając się przodem do mnie znów przeszył mnie lodowatym spojrzeniem. - Opowiadaj. Liz już wróciła? I po kiego licha przylazłeś do mnie o trzeciej nad ranem?
Za wiele pytań wyskakiwało z jego idealnie wyrzeźbionych ust. Patrzyłem na niego tymi swoimi amarantowymi tęczówkami nie mogąc zapanować nad zgrzytającą szczęką, gdyż wciąż czułem chłód ogarniający całe moje ciało. Mulat musiał to zauważyć, gdyż czym prędzej do mnie doszedł i zaczął rozpinać moją koszulę. Nie wiedziałem po co mu to, ale gdy zrzucił ze mnie to mokre ustrojstwo i mocno przytulił mnie do swej piersi pocierając me plecy swymi przyjemnie ciepłymi dłońmi zorientowałem się, że w ten sposób najszybciej odda mi trochę ciepła.
I właśnie w tamtym momencie coś we mnie pękło. Moje ręce owinęły biodra Mulata, a ja sam wybuchnąłem gorzkim płaczem. Poczułem jak pod moim uściskiem chłopak sztywnieje, dlatego szybko na niego spojrzałem i starając się zatamować płacz, wyjęczałem.
- Lizzie jest w ciąży. Zayn, ja nie wiem jak to się stało.
- Co? - zmarszczył czoło wpatrując się we mnie. Po chwili w jego tęczówkach dostrzegłem drobny połysk słonej wody, lecz on był na tyle silny, że nie pozwolił, aby wyżłobiła ona malutki korytarzyk na jego nieskazitelnym policzku. - Myślałem, że między Wami do niczego nie doszło. - starał się zachować powagę, lecz będąc tak blisko niego czułem, że jego serce zaraz wyskoczy my z piersi.
- Bo nie doszło. A przynajmniej nic takiego nie pamiętam. Ja jestem prawiczkiem, Zayn. To wszystko nie ma sensu... - kolejna fala rozpaczy zapanowała nad moim ciałem. Chłopak nie mogąc dłużej patrzeć na mnie w takim stanie ciężko westchnął i przejechał kciukami po moich policzkach, ocierając z nich łzy.
- Spokojnie, Niall, wszystko będzie...
- Tylko mi nie mów, że wszystko będzie dobrze! - jęknąłem odchodząc od niego na odległość kilkudziesięciu centymetrów. - Powtarzam to sobie od momentu jej przyjazdu, ale już nic nie będzie dobrze! Ja jej nie kocham. I nie pokocham na siłę. Nie wiem co ze mną będzie. Boję się, że nie pokocham nawet tego dziecka. Nie po tym, co się stało...
- Cicho, nic nie mów. - szepnął chłopak mocno przytulając mnie do siebie. Czułem się jak bezbronne dziecko w objęciach ojca. To było miłe uczucie. Emanowało od niego współczucie i wszechobecna miłość. Ale wiedziałem, że On cierpi.
- Zayn, wierzysz mi? Wierzysz, że jej nie kocham i to dziecko nie może być moje? - spojrzałem na niego z dołu. On przymknął powieki i lekko pokiwał głową.
- Ufam Ci.
- To mi wystarczy. - stwierdziłem łzawym tonem, po czym lekko się uśmiechając zmusiłem go do tego, by przez moje przesunięcie się w tył zerknął na moją twarz. - Zanim Lizzie wróciła miałem opatentowany plan. Chciałem z nią zerwać. Chciałem być z Tobą, już na zawsze. Ale teraz nie wiem co mam zrobić.
- Zaopiekować się nią? Albo sprawdzić, czy ten cały cyrk nie jest jednym wielkim wymysłem.
- Myślisz, że Ona symuluje? Że to urojona ciąża?
- Albo że nie jesteś ojcem.
- A jeśli jestem? - spojrzałem na niego z przerażeniem. Starałem się nie dopuścić do siebie tego scenariusza... Być może w ten sposób krzywdziłem rozwijające się w jej łonie dziecko, ale na razie nie byłem pewien czy ono w ogóle istnieje.
- W takim razie będziemy się nad tym zastanawiać za kilka miesięcy.
Obdarował mnie szerokim uśmiechem, choć nieco wymuszonym. Jednakże dla mnie był on wystarczająco piękny, by pozwolić sobie odwzajemnić się za to namiętnym pocałunkiem. Wpiłem się w jego usta, gdyż marzyłem o tym od... wczoraj? Cały czas myślę o smaku jego ust, więc chyba nikogo nie winienem tym urazić.
Chłopak bez oporu odwzajemnił pocałunek ujmując moją zaczerwienioną twarz w swe ciepłe dłonie. Uśmiechając się pod pocałunkiem lekko rozchyliłem usta, ażeby pozwolić mu głębiej wtargnąć językiem do mojego otworu gębowego. Miałem wrażenie, że wszystko znajdujące się dookoła mnie zaczyna wirować, niczym we włączonej pralce. Jednak spodobał mi się ten stan rzeczy. W towarzystwie Zayn'a czułem się bezpieczny i potrzebny. Zapominałem o wszystkim, a właśnie taki miałem plan przybywając tu. Chciałem przestać katować się myślami o mojej nędznej przyszłości. liczy się to co tu i teraz.
Napierając na bruneta obydwoje dobrnęliśmy do jego miękkiego łóżka, na którym już kilkakrotnie miałem sposobność się znajdować. Lekko opadliśmy na miękki materac tak, że chłopak znajdował się pode mną, a ja miałem rolę nadzorującego nad tym przedstawieniem. Siadając na nim okrakiem nie zaprzestawałem pocałunku co definitywnie mu się spodobało. Nie musiałem również czekać na to, by jego ręce spoczęły wpierw na moich plecach, po czym zjeżdżając w dół wreszcie zatrzymały się na mych pośladkach. Miałem wrażenie, że dzięki tej czynności chciał mi pokazać, że należę do niego i bardzo mu się to podoba.
Uśmiechnąwszy się po raz setny zjechałem z całusami na jego szyję. Ten przechylił głowę, ażebym miał do niej lepsze dojście, a ja sprytnie to wykorzystałem zasysając się jego skórą. Miałem zamiar zrobić mu malinkę, na co on zareagował jedynie stłumionym śmiechem.
- Mam być naznaczony? - spytał, gdy uniosłem twarz zerkając na swoje dzieło.
- Ludzie muszą wiedzieć, że kogoś masz. - odparłem, po czym z łobuzerskim uśmieszkiem począłem całować go po szyi, klatce piersiowej i brzuchu. Wreszcie dojechałem do jego podbrzusza, więc pozwoliłem sobie dłońmi dobrać do jego kolorowych bokserek, jednak niedoczekanie, gdyż chłopak chwycił mnie w pasie i przeturlał w taki sposób bym tym razem to ja znajdował się na dole.
- Nie tak szybko, kowboju... - zaśmiał się puszczając mi perskie oko. Następnie to on począł muskać moją szyję, która płonęła pod jego wargami, a bynajmniej takie miałem wrażenie. Czułem, jakbym rozpływał się pod jego dotykiem. Gdy chłopak powrócił do całowania moich ust poczułem opuszki jego palców tuż przy zamku moich mokrych od deszczu spodni. Po chwili poczułem ulgę, gdyż guzik został rozpięty, a spodnie mozolnie, lecz finalnie zrzucone gdzieś na drugi bok łóżka. Nie wiedziałem czego się spodziewać, lecz chciałem zrobić z nim wszystkie rzeczy na jakie miałby teraz ochotę. Kto wie, być może będzie to ostatnia okazja do zrobienia czegoś zwariowanego.
Wtedy naszła mnie ogromna fala gorąca, moje policzki wrzały, a na ciele pojawił się drgawki. Malik pozbył się mojej bielizny. Jednak nie zrobił niczego, prócz zerknięcia na moją amarantową twarz i delikatnego uśmiechu.
- Jeśli nie chcesz, na tym możemy skończyć.
CZŁOWIEKU, CZY TY NIE WIDZISZ CO TY ZE MNĄ ROBISZ?!
Patrząc się na niego niczym na debila czym prędzej uniosłem się lekko ku górze, ażeby wtórnie złączyć nasze usta w namiętnym pocałunku. Tym razem to ja masowałem jego podniebienie językiem co musiało sprawiać mu przyjemność, gdyż w momencie, gdy przejechałem dłonią przez jego klatkę piersiową poczułem, że serce wali mu jak młot. Byłem zadowolony z takiego obrotu sprawy, więc natknąwszy się na materiał jego bielizny automatycznie zahaczyłem o niego palce i zsunąłem na dół.
Wtedy chłopak jeszcze bardziej na mnie naparł, więc położyłem się na łóżku całym tułowiem nie wiedząc o co mu chodzi. Wtedy on oparł się dłońmi w okolice moich ramion i po raz ostatni na mnie zerkając lekko przygryzł dolną wargę. Zawsze gdy to robił miałem ochotę przyjebać mu patelnią, gdyż wyglądał niczym heros i zawsze mu tego zazdrościłem.
- Jesteś tego pewien? - spojrzałem na jego rozświetlone i pełne żądzy oczęta. Płonęły z pożądania, pewnie dokładne tak samo jak moje. Miałem ochotę powiedzieć głośno i wyraźnie: TAK, CHCĘ SIĘ Z TOBĄ PIEPRZYĆ TU I TERAZ! ale miałem wrażenie, ze język ugrzęzł mi w gardle, więc jedynie kiwnąłem twierdząco głową. Zayn ostatni raz się do mnie uśmiechnął, po czym ściskając szczękę wszedł we mnie. Moje oczy momentalnie nabrały rozmiarów ogromnego spotka, a ciało zesztywniało pod jego ruchem. Miałem wrażenie, że zaraz padnę na twarz. Chłopak widząc moją reakcję miał zamiar się wycofać, lecz nie pozwoliłem mu na to opasając go dłońmi i wbijając paznokcie w jego plecy. Może i bolało, ale dawało tyle rozkoszy, że nie mogłęm liczyć na nic piękniejszego z jego strony.
Mulat lekko się nade mną nachylił pozwalając na to, by nasze usta się zetknęły. Przelizałem jego wargi z ogromną namiętnością czując kolejne pchnięcie z jego strony. Był przy tym dość delikatny wiedząc, że jest to moje pierwsze doznanie. Bynajmniej pierwsze z mężczyzną... Z mojej krtani notorycznie wydobywały się stłumione jęki i krzyki, lecz starałem się zachowywać przy tym jak najciszej, gdyż miałem świadomość tego, że w domu znajdują się również pozostali członkowie jego rodziny.
Z czasem jego ruchy stawały się coraz energiczniejsze i brutalne, lecz wcale mi to nie przeszkadzało. Ból jakby popadł w niepamięć, gdyż wszystko co teraz robił doprowadzało mnie do agonii. Pod tym słowem chciałem ukryć pożądanie, namiętność, chęć zdobycia całego świata z nim u boku i coraz większa zachłanność na jego dotyk. Prawdopodobnie ta chwila była najszczęśliwszym momentem mojego życia.


// W zwyczaju mam coś pisać, lecz tym razem sobie odpuszczę. Rozdział jest dziwny, ale chciałam wynagrodzić Wam nim ostatnią, jakże denną i rozczarowującą, notkę. Przy okazji podejrzewam, ze to są końcowe tchnienia tego bloga. Jeśli chcecie, bym stworzyła kolejne opowiadanie o jakimś bromansie - PISZCIE W KOMENTARZACH :)
@ChelleHoralik

czwartek, 24 maja 2012

Trzynasty

Gdy wpadłem do domu pierwszą czynnością, którą wykonałem było zatelefonowanie do rodzinnego domu Elizabeth. Ku mojej uciesze okazało się, że Liz właśnie jest w trakcie podróży do Londynu, gdyż ostatni dzień weekendu chciała spędzić u mego boku. Szkoda, że nie poinformowała mnie o tym wcześniej, przynajmniej jakoś bym się na to przygotował... Niemniej jednak wiedziałem co należy do moich powinności. Czułem ogromną potrzebę zerwania z nią wszelkich kontaktów, gdyż nie tylko nasz związek, ale sama znajomość tej uroczej dziewczyny wyżerała mnie od środka.
Sam zauważyłem, że ostatnio bardzo się zmieniłem i żałuję, że nie zwróciłem na to uwagi nieco wcześniej. Choć trzeba przyznać, iż powinienem podziękować Lizzie za jedną rzecz, jaką była przeprowadzka tutaj. Naciskała na mnie tak długo, aż wreszcie się zgodziłem i dzięki temu znów miałem sposobność spotkać rodzinę Malika, jak i samego nastolatka. Cholera, pewnie gdybym jej odmówił, to wciąż siedziałbym w tym cholernym Mullingar i głupio wpatrywał się w puste chodniki samotnie siedząc na murku przed moim domem. Wszystko mi jedno, przecież nie można żyć przeszłością!
Przeliczając sobie wszystko w myślach doszedłem do wniosku, że szatynka powinna pojawić się w domu maksymalnie za półtorej godziny, więc miałem jeszcze trochę czasu. Może to było dość chamskie z mojej strony, ale postanowiłem iść się wykąpać i zrobić na bóstwo, jak śmiała mówić moja mama za każdym razem, gdy jechałem do niej w odwiedziny. Niestety, tym razem nie chciałem tego zrobić ażeby się jej spodobać, tylko po to, by zobaczyła co traci. Chamstwo, istny ze mnie cham! Mam to gdzieś, w końcu z kim przystajesz, takim się stajesz. 
Po włączeniu radia zatopiłem swe ciało w gorącym strumieniu wody i stojąc bez ruchu głucho wpatrywałem się w brodzik nie zwracając uwagi na uporczywe krople wody, które zlewając moje włosy opadały mi równocześnie wgłąb moich zaczerwienionych oczu. Dopiero teraz poczęły targać mną dziwnego rodzaju emocje. A co, jeśli Ona się rozpłacze? Nie zdzierżyłbym tego, gdyż sam automatycznie bym się w sobie zamknął i zaczął płakać jak małe dziecko. A Zayn? On pewnie byłby twardy, gdyby miał zrobić to, co ja niedługo. Ba, jestem przekonany, że uchyliłby dla mnie nieba, byleby tylko mieć mnie na wyłączność! Ale z Lizzie łączyło mnie na prawdę mnóstwo bajecznych sytuacji... Zawsze była taka dobra, uśmiechnięta i dziewczęca. Partnerka idealna. Tyle, że ciągnie mnie do przedstawicieli tej samej płci co moja. Matko, istny mętlik! 
Przecierając tors dość mozolnym ruchem ostro namoczoną gąbką, zarówno wodą, jak i kokosowym żelem pod prysznic, zdałem sobie sprawę, że chyba usłyszałem dźwięk nadchodzącej wiadomości tekstowej. Niechętnie zakręciłem kurek z wodą i wychodząc spod zaparowanej przestrzeni w prysznicu przez moje ciało przeszedł lodowaty dreszcz, który starałem się zniwelować poprzez przewieszenie wokół tułowia dużego, błękitnego ręcznika. Wreszcie wygrzebałem z rzuconych na podłogę spodni moje urodziwe, i jakże zdemolowane, BlackBerry i zerknąłem na wyświetlacz. 
Słyszałam, że do nas dzwoniłeś. Właśnie jestem w taksówce, będę za pół godziny.
~ Lizzie . xo
Myślałem, że walnę orła. Była już tak blisko domu! Nie miałem opracowanego planu, nie wiedziałem jak się za to zabrać. Nie byłem przygotowany ani fizycznie, ani psychicznie. Ale wiem co, a właściwie kto, może na to zaradzić!
- Halo? - usłyszałem po drugiej stronie. Na moje usta automatycznie cisnął szeroki uśmiech, a na moim ciele pojawiła się gęsia skórka, tym razem bardzo przyjemna i kojąca, dodająca wewnętrznej otuchy.
- Zayn?
- Coś się stało? Lizzie już wróciła?
- Będzie za pół godziny i... Boję się.
- Czego? Przecież wiesz, że jeśli nie chcesz tego robić - nikt Cię nie zmusza. Nie mam zamiaru naciskać, jesteś dorosłym człowiekiem i samodzielnie decydujesz o swoim życiu. - kilkadziesiąt prostych, sensownych wyrazów, które jeszcze bardziej mnie dobiły. A jeśli na prawdę tego nie chciał? Jeśli byłem chwilową zabawką? Ukojeniem dla zszarganego serca?
- Zayn, ja chcę to zrobić.
- A więc to zrób. - w jego głosie usłyszałem spontaniczny napływ radości. A bynajmniej tak to odebrałem, gdyż jakby nagle się orzeźwił. 
- Zrobię to. Zrobię to dla Ciebie. 
- Ale...
- Bez żadnego ale. Jesteś jedyną osobą jaką kocham i właśnie to sobie uświadomiłem. 
- Jesteś głupi, ale uroczy.
- A Ty seksowny, ale ni chuja nie potrafisz pomóc w sytuacjach krytycznych. - zaśmiałem się, po czym grzecznie się z nim pożegnałem. Byłem gotowy na konfrontację z moją przyszłą byłą. Czułem adrenalinę wypełniającą moje żyły i miałem ochotę, aby to dziwne uczucie ogarniające moją psychikę pozostało w tym stanie jeszcze na długo. Chcę zobaczyć łzy zdobiące twarz Elizabeth, byłem na to w stu procentach gotów.

Siedząc w salonie pusto gapiłem się w wyłączony telewizor. Nie wiem po kiego licha to robiłem, ale nie miałem ochoty na nic konkretniejszego. Nie chciało mi się nawet ruszyć tyłka po pilot leżący na regale nieopodal ekranu. Istny ze mnie leń! Ale taki już byłem. Pewnie w poprzednim wcieleniu byłem leniwcem, albo pandą, ale to taka drobna dygresja turlająca się w mojej zdemoralizowanej główce. 
Stukając placami o oparcie fotela głupkowato oczekiwałem momentu, w którym usłyszę brzdęk otwierających się drzwi frontowych. Chciałem zobaczyć jak jej mina z błogiego ukojenia zamienia się w cierpki grymas. Może i myślałem niczym zawodowy psychopata, ale chciałem choć raz w życiu zrobić coś niegrzecznego. Coś, co nie przypadało w naturze chłopakowi mego pokroju. Bo gdzieżby rasowy optymista miał wygarnąć dziewczynie, że zamieniła się charakterem z wredną jędzą i teraz ma zamiar zamienić ją na lepszy model, jakim miał okazać się być mężczyzna. Cholera, a może to jednak nie Lizzie, tylko ja się zmieniłem? 
Nie chcę o tym myśleć, gdyż jak dojdzie co do czego jeszcze się rozmyślę i wciąż będę musiał przedstawiać ją jako swoją ukochaną. Patologia! Ściskając szczękę delikatnie ścisnąłem powieki. Marzyłem o tym, by zaraz po tej nieszczęsnej rozmowie spotkać się z Malikiem i ucałować go tak, by zabrakło mu tchu, by zapomniał o świecie, by wiedział, że należy tylko do mnie. Oblizałem wyschnięte wargi i szeroko otwierając swe oczyska przejechałem dłonią przez włosy, pozostawiając je w artystycznym nieładzie. Podobno tak wyglądałem przystojnie. Wszystko mi jedno, i tak zaraz winny mi oklapnąć. Mój Boże, zachowuję się tak obsesyjnie jak Zayn! Ktoś musi...
Nagle całkowicie zesztywniałem, moje usta zastygły w niemrawym uśmiechu, a dłonie nieznacznie poczęły się pocić. Czułem, że serce zaraz wyskoczy mi z piersi, a brzuch ma zamiar zlinczować ostrym batem całe jedzenie, które byłem w stanie skonsumować przez cały ostatni tydzień. Usłyszałem charakterystyczny pisk otwieranej furtki, którą wcześniej szczelnie domknąłem, ażeby po otwarciu okien w domu doskonale słyszeć, czy ktoś zbliża się do domu. To jest ten moment, właśnie tu i teraz! Głęboko wzdychając uniosłem się do pozycji stojącej i poprawiając błękitną koszulę cichutko podreptałem do przedpokoju. Wygodnie oparłem się o framugę wejścia do salonu (wygodnie to iście teoretyczne stwierdzenie, gdyż stres pożerał moje wnętrzności) i zaplatając ręce na wysokości klatki piersiowej wbiłem wzrok w drzwi. Po chwili spostrzegłem, że klamka poczyna drżeć i w uchylonych drzwiach pojawia się filigranowych rozmiarów postura nastolatki.
- Cześć, kochanie! - wrzasnęła podekscytowana na mój widok, po czym rzucając torbę naparła na mnie mocno się do mnie przytulając. Od niechcenia odwzajemniłem uścisk, lecz szybko ją puściłem i odsunąłem się na bezpieczną odległość.
- Jak po podróży? - zagabnąłem na wstępie. Nie chciałem, żeby od razu zakomunikować ją o moich planach.
- Dziękuję, bardzo dobrze. Matko, jestem taaka głodna! Tęskniłam za Twoimi naleśnikami i... ustami usmarowanymi słodkim dżemem. - szepnęła podchodząc bliżej mnie w celu muśnięcia moich warg, jednak w ostatniej chwili przekręciłem głowę w taki sposób, że ucałowała mnie jedynie w policzek. Po chwili napotkałem na drodze jej zdezorientowane spojrzenie, więc nienagannie unosząc jeden kącik ust ku górze opuściłem głowę, a dłonie wcisnąłem do luźnych spodni. - Coś się stało? Niall, chcesz mi o czymś powiedzieć?
- Właściwie, to tak. - odparłem drapiąc się po skroni. Dziewczyna delikatnie ujęła mój podbródek, ażeby nakierować moje tęczówki na jej kasztanowe spojrzenie, lecz ja momentalnie się odsunąłem i powoli zacząłem podążać w stronę kuchni.
Słyszałem jej cichy tupot tuż za mną, lecz nie chciałem się odwracać. Czułem się winny, ale nie mogłem jej przecież okłamywać. Sam pocałunek, czy spontaniczne wyżycie seksualne pod prysznicem, któremu towarzyszyła mi obecność Malika już skłaniała mnie do myślenia nad tym, że ją zraniłem. Wreszcie zatrzymałem się tuż obok lodówki i miałem zamiar odwrócić się w jej stronę mówiąc jej prawdę, i tylko prawdę, gdy o moje uszy odbiło się pytanie.
- Ktoś tu był? - jej głos drżał, a gdy zerknąłem znad ramienia na jej twarz - zamarłem. Była bliska płaczu. Dopiero potem spojrzałem na stół, na którym wciąż stały dwa talerze, sztućce, naleśniki i bita śmietana. Były zimne i w połowie naczęte, lecz logiczne, że nie zabrałem się za konsumpcję samodzielnie.
- Tak. - szepnąłem spuszczając wzrok.
- A mogę wiedzieć kto?
- Zayn. - szepnąłem, po czym uśmiechnąłem się półgębkiem.
- O mój Boże, a już myślałam, że sprowadziłeś sobie tutaj jakąś dziewczynkę... - powiedziała podciągając nosem. Spojrzałem na nią marszcząc czoło. Cóż, najwidoczniej nie zdążyła spostrzec moich odchyłów, które prawdopodobnie towarzyszyły mi od dłuższego czasu.
- Lizzie, na prawdę muszę Ci... Hej... Liz, wszystko ok? - ściągnąłem brwi patrząc na to, jak dziewczyna dławi się własnymi łzami. Jak widać istny ze mnie mięczak. Chwileczkę, dowiem się o co chodzi i wtedy oznajmię jej o końcu naszego związku! Tylko na pięć minut okażę się być tym uroczym Irlandczykiem. - Mała, mów co jest grane... - ująłem ją za ramiona, które dygotały pod moim dotykiem. Spojrzałem w jej załzawione oczy - świeciły bólem i... prośbą wybaczenia?
- Niall, ja nie chciałam mówić o tym teraz... - mówiła między połykaniem słonych łez i monotonnym podciąganiem nosem. - ... i zrozumiem, jeśli mnie teraz zostawisz.
- A dlaczego miałbym to zrobić? - spytałem bez większych emocji, choć zżerała mnie ciekawość i podejrzliwość. Coś wisiało w powietrzu.
- Bo... Ja wiem dlaczego ostatnio zachowywałam się jak głupia zdzira. Gdy byłam w domu... Ja... Matko, Horan, jestem...
Świat zatrzymał się w miejscu. Miałem przed oczami jej zapłakaną twarz i głupią pustkę w głowie. Po chwili pojawiła się mgła przytłaczająca wszystko. Teraz widziałem tylko Zayn'a. Był dla mnie taki ważny, chciałem oddać mu wszystko, co do mnie należy, włącznie z całym moim ciałem i uczuciami... Teraz to wszystko będzie nierealne. Moje ramiona zrobiły się wiotkie, kolana same się uginały, a powieki zamknęły się w celu zniwelowania nagłego ataku płaczu. To nie może być prawda, przecież nigdy do tego nie doszło! Chyba, że o tym nie pamiętam... Poczułem drobne dłonie opasające mój tułów. Dziewczyna płakała jak niemowlak chwilę po wydostaniu się z łona matki, a ja stałem i pusto patrzyłem się w przestrzeń.
- Powiedz coś... - wypłakała mi w czystą koszulę, a ja miałem wrażenie, że ociężały język odmawia mi posłuszeństwa.
- Ja... - Zayn, Lizzie, Zayn, Lizzie, Zayn... - Lizzie, wszystko będzie dobrze. - szepnąłem w jej włosy, całując ją w czubek głowy. - To nie jest koniec świata. Zresztą, zawsze lubiłem dzieci, więc chyba będę dobrym.. ojcem. - ostatnie słowo ledwo przecisnęło mi się przez gardło. Liz jest w ciąży, a ja nie mogę zostawić jej w takim stanie. Nie zniósłbym widoku cierpiącej ciężarnej, w dodatku tak młodej i niedoświadczonej. - Wszystko będzie dobrze... - szepnąłem, lecz sam nie wierzyłem w te słowa. Chciałem stąd uciec i nigdy nie wrócić. Uciec gdziekolwiek, byleby z Zayn'em.

// Zawiodłyście się na mnie, prawda? Ale taka już jestem, lubię wprowadzać ludzi w stan ogłupienia ;D
Rozdział jest dziwny, ale o dziwo - nie mam aż tak dogłębnej świadomości zniszczenia go, jak ostatnio. Pewnie nie podoba się Wam zakończenie, ale gdyby Niall już teraz z nią zerwał - byłby koniec tego bloga, ot co! Zresztą, przecież to TRZYNASTKA, PECHOWA LICZBA, więc musiałam wymyślić jakiś dziwny wątek poboczny #LOL
Za to przyszły rozdział będzie kipiał zajebistością, a przynajmniej tak mi się wydaje i będę się starała to zrealizować ;) Przepraszam i dziękuję, jak zawsze .
@ChelleHoralik

poniedziałek, 21 maja 2012

Dwunasty

Przebudziwszy się poczułem ogromną radość przepełniającą każdy centymetr mojego ciała. Doskonale pamiętałem to, co stało się kilka godzin temu. A może kilkanaście? Nie miałem siły podnieść się z łóżka, żeby zorientować się którą godzinę ukazuje elektroniczny zegar usadowiony na komodzie. Leniwie się przeciągając przewróciłem się na drugi bok. Moim oczom ukazał się na prawdę uroczy widok. 
Potargane włosy wdzięcznie opadały na jego gładkie czoło. Długie rzęsy okalające policzki sprawiały, że jego twarz nabrała jeszcze bardziej niewinnego wyrazu, niźli dotychczas. Lekko rozchylone usta systematycznie wydawały z siebie ciche sapnięcie świadczące o tym, że wciąż śpi. Uśmiechając się pod nosem delikatnie pogładziłem go po policzku i napawając się jego widokiem przez kolejne kilka chwil wreszcie po cichu wyskoczyłem z łóżka. Zorientowałem się, że wciąż jestem nago, więc lekko skrępowany wyciągnąłem z szuflady bieliznę i po jej założeniu zwróciłem się w stronę wyjścia. 
- Zostawiasz mnie samego? - usłyszałem cichy, wciąż zaspany jęk Malika. Automatycznie odwróciłem się w jego stronę i miałem wrażenie, że tak czy siak śpi. Miał przymknięte powieki i wciąż ściśle przylegał do miękkiej poduszki, lecz tym razem jego usta wygięły się w zadziornym uśmieszku.
- Przepraszam, że Cię obudziłem. 
- Nie obudziłeś mnie, po prostu się wyspałem. - odparł nie zmieniając pozycji. Wreszcie powoli i dość mozolnie uniósł rzęsy ku górze i moim oczom ukazały się jego czekoladowe tęczówki, które definitywnie emanowały szczęściem. Uwielbiałem ogniki tańczące w jego oczach. 
- Nie kłam. - zaśmiałem się wracając na miejsce. Bezwiednie opadłem na łóżko, przez co ono kilkakrotnie za dryfowało pod moim ciężarem. - Jak się spało? Mam nadzieję, że zanadto się nie rzucałem tak, jak mam w zwyczaju. - parsknąłem śmiechem nachylając się nad swoim towarzyszem i lekko muskając go w policzek. 
Ten momentalnie ujął moje policzki i zassał się w moje usta. Nie wiem czy powinienem, ale zaczynam się go bać. Oczywiście, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Był bardzo spontaniczny i przyznam, że odpowiadało mi to, gdyż nie zawsze chciałbym górować nad sytuacją. 
- Spało mi się wyśmienicie, gdyż u Twego boku. - sapnął miedzy pocałunkami, po czym z szerokim uśmiechem na twarzy opadł na poduszkę głaszcząc mnie po ręce. 
- Jesteś głodny? Właśnie miałem zamiar przygotować śniadanie. 
- Chyba obiad. - parsknął śmiechem podciągając się na łokciach i zerkając na licznik czasu. - Jest trzynasta. 
- Nie czepiaj się słówek! - skarciłem go, po czym powstrzymując się od śmiechu wtórnie podniosłem się z miejsca. - A więc jesteś głodny, czy nie?
- A Ty?
- Idę zrobić naleśniki. - ciężko westchnąłem słysząc za sobą melodyjny chichot bruneta. Czuję, że w sprawach żywieniowych ciężko będzie mi się z nim dogadać, bo gdy zawsze będzie patrzył na to, czy ja jestem głodny.. po tygodniu spotykania się ze mną będzie musiał podjąć się jakiejś diety cud, ażeby zgubić te sto kilogramów nadwagi.
*
- Jednak wolałbym, żebyś poszedł okryć swoje przyrodzenie. - odparłem w stronę Mulata, starając się na niego nie patrzeć. Ten siedział przy stole, a ja stałem przy kuchence i pilnowałem, żeby naleśniki się nie przypaliły. Matko, miałem ochotę pochłonąć konia z kopytami! Ale jakby na to nie patrzeć, po zerknięciu na Zayn'a odechciewało mi się jeść. I nie dlatego, że jego nagość mnie brzydziła. Skądże znowu! Po prostu obawiałem się, że nie będę w stanie kontrolować swoich odruchów i rzucę się na niego niczym lew na bezbronną owieczkę. Chociaż znowu tak bezbronny to On nie był.
- Nie pierdol, tylko dawaj mi tutaj żarcie. - cmoknął stuknąwszy końcem widelca o drewniany blat.
- Twoje zachowanie mnie irytuje, chłopcze. - powiedziałem, po czym udając, że zarzucam wyimaginowanymi, długimi włosami do tyłu odwróciłem się w stronę patelki i zręcznie przerzuciłem gotowego naleśnika na talerz.
- Nie ładnie naśmiewać się z mojej cioci. - usłyszałem za sobą jego szept, po czym chłopak objął mnie w pasie i musnął w szyję. Cóż, nie moja wina, że właśnie ta scena zapadła mi w pamięć. Jego ciocia mieszkająca w Irlandii, Ronnie, strasznie nie lubiła, gdy przychodziłem do nich na obiady, gdyż zawsze pozostawiałem ją z pustą lodówką. Na sam widok Malika i mnie wędrującego u jego boku naburmuszała się niczym niesforna gwiazdeczka i komentowała moje nie zawsze normalne zachowanie w kulturalny, lecz jakże poirytowanym głosem, sposób który w moim wyobrażeniu stanowił za jebitny żart.
- Odejdź ode mnie, natychmiast! Nie wolno mi przeszkadzać w tak intymnych momentach, jak smażenie naleśników. - powiedziałem poważnym tonem, po czym odwróciwszy się w stronę bruneta i zobaczywszy jego przerażenie wymalowane na twarzy wręcz musiałem wybuchnąć śmiechem. - Żartowałem, spokojnie. - ucałowałem go w policzek, po czym zręcznie go wymijając zabrałem ze sobą talerz pełen smacznych naleśników i zasiadłem do stołu.
Chłopak nie był gorszy, gdyż niczym posłuszny piesek zawędrował na miejsce krok w krok za mną i usiadłszy się naprzeciw mnie grzecznie zaczekał, aż jako pierwszy nałożę sobie naleśnika i nałożę na niego dżem o smaku truskawkowym oraz bitą śmietanę. Po wdzięcznym Smacznego! wypływającym z naszych ust w tym samym momencie zanieśliśmy się śmiechem, który chamsko został przerwany dzwonkiem do drzwi. Zayn w pierwszym momencie nawet się nie zorientował, lecz gdy dotarło do niego, że ktoś dobija się do drzwi niczym torpeda pobiegł na górę, ażeby się ubrać.
Ja natomiast spokojnie i bez nerwów postanowiłem przywitać gościa.
- Cześć Mały, jest u Ciebie mój syn?
- Hej Trish! No jest. Wejdź. - odparłem przesuwając się na bok, lecz kobieta nie skorzystała z oferty wejścia wgłąb mojego przedpokoju.
- Nie, nie. Słuchaj, spytasz się czy mógłby iść do domu, bo...
- Cześć, mamo! - chłopak nagle znalazł się u mego boku, a ja starałem się nie wybuchnąć dzikim śmiechem widząc moją koszulkę, którą miał na sobie, w dodatku nie przewiniętą na prawą stronę. - Coś się stało?
- Synku, zajmiesz się Safaą przez jakąś godzinkę? Muszę lecieć, a Wal wciąż jest u jakiejś koleżanki...
- Nie ma sprawy, razem z Niall'em zajmiemy się młodą. - powiedział czarująco się uśmiechając. Dobrze, że stała z nami jego rodzicielka, gdyż w normalnych warunkach pewnie właśnie wpiłbym się w jego wygięte wargi.
- Dziękuję! - cmoknęła Trisha przytulając nas równocześnie do siebie. Poklepałem ją po plecach, po czym nie zdążyłem się zorientować kiedy Miller'ówna znalazła się po drugiej stronie furtki.
- Chyba nici z naszego śniadanio-obiadu.
- Podejrzewam, że tak. - smutno podciągnąłem nosem, po czym szturchając chłopaka w łokieć poradziłem mu, by przewinął bluzkę na poprawną stronę, śmiejąc się przy tym z jego zdezorientowanej i nieco zawstydzonej miny.
Po chwili obydwoje opuściliśmy mój dom i dobrnęliśmy do posiadłości Malika, gdzie jego młodsza siostra siedziała na fotelu i pusto wpatrywała się w migający ekran przedstawiający jakąś durną bajkę. Mimowolnie na jej widok moje usta wygięły się w szeroki uśmiech. Przecież gdyby nie Ona pewnie wcale tak szybko nie zorientowałbym się kto jest moim sąsiadem. Zawdzięczam jej na prawdę wiele, to chyba logiczne.
Niestety nie było Nam dane nazbyt długo spocząć u jej boku, gdyż po chwili mała brunetka wpadła na diabelski pomysł, abyśmy zabrali ją na plac zabaw. Wprawdzie niezbyt uśmiechał nam się ten pomysł, ale widząc jej ogromne oczęta wybałuszone na nasze zmarnowane twarze wreszcie musieliśmy jej ulegnąć. Po znalezieniu jakiejś bluzy, którą mogłaby ubrać dziewczynka, gdyż na dworze wzmógł się lekki wiatr, spięliśmy jej włosy w idealnego kucyka i wyszliśmy z domu klucząc za sobą drzwi.
- Dlaczego nie było Cię dzisiaj w domu?
- Nocowałem u Nialla. - odarł brunet bez zbędnej niezręczności wymalowanej na twarzy. Dobrze, że to nie ja udzielałem jej odpowiedzi, gdyż pewnie bym się zająknął i dziewczyna od razu zorientowałaby się, że coś jest nie halo, gdyż była urokliwie inteligentną istotą.
- Dlaczego nie zabrałeś  mnie ze sobą?
- Innym razem, dobrze?
- Może być. Niall, weź mnie na barana. - zwróciła się tym razem do mnie ciągnąc mnie za koniec luźno puszczonej bluzy. - Proooszę, proszę, proszę...
- Jeśli tego nie zrobisz nie da Ci spokoju. - zadeklarował brunet szatańsko się uśmiechając. Temu to dobrze, pewnie zazwyczaj jemu kręci w ten sposób koło tyłka.
- Chodź. - ciężko westchnąłem opadając na kolana. Dziewczynka ujęła mnie wokół szyi i już po chwili, gdy tylko złapałem ją za nogi, wdzięcznie mnie ujeżdżała. Ku mojemu zdziwieniu nie była na tyle ciężka, jak mi się wydawało. Ba! Była leciutka jak piórko. Ja oczywiście jak zwykle wyolbrzymiałem pewne aspekty ludzkiej natury... I cóż z tego, że nie była chuda jak szczypiorek? Tym lepiej dla niej, przynajmniej wiadomo, że nie próżnuje z jedzeniem, zupełnie jak ja.
- Ale na prawdę chciałabym u Ciebie spać. Mogłabym?
- Oczywiście, tylko wpierw trzeba porozmawiać z Twoją mamą.
- Trish na pewno się zgodzi. - zaśmiał się Zayn głaszcząc siostrzyczkę po główce. Matko, On był taki uroczy! - Mała, leć na plac. Zobacz, przypadkiem nie siedzi tam Charlie?
- No, Niall, możesz? - posłusznie spuściłem ją na ziemię, po czym odprowadziłem dziewczynkę wzrokiem do samej piaskownicy, gdzie już po chwili przysiadła u boku jakiegoś chłopca, którego prawdopodobnie musiała znać.
- Do końca oszalałeś?
- Z czym? - zerknął na mnie unosząc brwi ku górze.
- Nie dość, że spałem jak na szpilkach, to jeszcze teraz każesz mi dźwigać dziecko na plecach. - parsknąłem śmiechem uderzając chłopaka w ramię. Pewnie myślał, że mam do powiedzenia coś bardziej drastycznego, lecz ja zawsze lubiłem stwarzać sztuczne problemy.
- Na prawdę wszystko Cię boli? Chodź, poniosę Cię do ławki. - rzekł z zatroskaną miną, po czym posyłając mi znaczące spojrzenie stanął tak, bym mógł wskoczyć mu na barana. Nie wiem, czy robił to z myślą o tym, że odmówię, ale bardzo spodobała mi się ta opcja i bez wahania wskoczyłem mu na plecy, przez co obydwoje wybuchnęliśmy śmiechem. Podrzucił mnie sobie w celu lepszego ujęcia moich nóg, a ja objąłem go dolnymi kończynami wokół pasa i owinąłem szczelnym uściskiem wokół szyi układając przy okazji głowę na jego ramieniu.
- Wiesz co? Tak sobie myślę, że przydałaby Nam się mała wycieczka na jakieś ciepłe kraje. - stwierdził mój rówieśnik podążając w kierunku drewnianej ławki znajdującej się na skraju placu zabaw, na którym na szczęście nie znajdowało się zbyt wiele ludzi.
- Co ty pleciesz? Ledwie zacząłem pracę, myślisz, że byłoby mnie stać?
- Ciebie może nie, ale mnie owszem.
- Nie będę wyciągał od Ciebie pieniędzy na własne widzimisię. - zaprzeczyłem oburzony. Bo przecież bez przesady! Zresztą, wciąż byliśmy przyjaciółmi i nie miałem zamiaru go wykorzystywać. Nie byliśmy w związku, więc może pomarzyć o jakimś ultimatum.
- Ale...
- Cicho! - warknąłem nadgryzając płatek jego ucha. - Porozmawiamy o tym innym razem.
- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem. - zaśmiał się, po czym delikatnie opuścił mnie na drewniane belki. - Saaf, jesteśmy tutaj! - wrzasnął Zayn machając do roześmianej dziewczynki. Ta kiwnęła głową, po czym wróciła do zabawy w piasku. - Urocza, nie?
- Każde dziecko jest urocze. - stwierdziłem opierając głowę na jego ramieniu, gdy ten usiadł obok mnie.
- Tak sądzisz?
- A dlaczegóż by nie?
- Nie wiem... A chciałbyś mieć w przyszłości dzieci?
Jego pytanie nieco zbiło mnie z tropu. Nie wiedziałem po co mu ta informacja, ale pewnie było to pytanie dość spontaniczne, które wywarło na nim owe otoczenie. Przecież tutaj przebywało mnóstwo dzieci, więc takie pytanie mogło okazać się jedynie zabiciem wolnego czasu i ciszy.
- Nie wiem... na razie jestem za młody, żeby się nad tym zastanawiać.
- Mam podobnie. - uśmiechnął się opierając głowę na moich sterczących włosach. - Niall?
- Tak? - sapnąłem wsłuchując się w bicie jego serca. Było tak monotonne, rytmiczne i.. dzięki niemu miałem wrażenie, że odpływam.
- Dziękuję za to, że.. jesteś. Dziękuję także za to, że się nie wystraszyłeś. To dla mnie na prawdę wiele znaczy.
Zerknąłem na niego z uczuciem. Miał spuszczony wzrok, a jego usta nieśmiało wyginały się w delikatny zarys uśmiechu. Był onieśmielony tym wyznaniem, a jednocześnie tak cholernie seksowny, że o mało co nie wytrzymałem z napięcia panującego między nami.
- Dla osoby, którą darzy się prawdziwym uczuciem jest się w stanie zrobić wszystko, Zayn. - odparłem nakierowując jego spojrzenie na moje błękitne ślepia. - A Ty jesteś najważniejszą osobą w moim życiu.
- Naprawdę?
- Myślisz, że skłamałbym patrząc Tobie w oczy? - swoją drogą piękne, ogromne, błyszczące, hipnotyzujące czekoladowe oczy. - Nie śmiałbym tak postąpić, kochany.
- Kocham Cię.
- Wiem. - zaśmiałem się, po czym delikatnie skradłem mu pojedynczego całusa. Miałem zamiar wtórnie opaść na jego klatce piersiowej, lecz ten uniósł mój podbródek i po raz kolejny dnia dzisiejszego złożył na moich ustach symboliczny pocałunek. On potrafił być romantyczny i delikatny, co bardzo mi w nim imponowało, gdyż na pierwszy rzut oka wcale taki nie był.
Ułożyłem dłoń na jego rozgrzanym policzku, po czym wtórnie zasmakowałem jego soczystych warg. Były słodkie i dawały mi więcej szczęścia, niż najsłodszy cukierek na świecie. Jeden gest, a potrafił powalić na kolana.
- Zayn? Niall? - usłyszeliśmy nagle nad sobą czyiś głos, doskonale znajomy mi głos. W mgnieniu oka oderwaliśmy się od siebie, po czym z pewną obawą obydwoje unieśliśmy wzrok ku górze. Tak jak myślałem... Waliyah stała nad nami z rozdziawionymi ustami i nie ruszając się z miejsca lustrowała nas wzrokiem. - Niech mnie prąd kopnie... Ale musiałam być idiotką, żeby przez tyle lat nie zauważyć, że jesteście gejami. A ja głupia myślałam, że mam mikroskopijne szanse u tego głupiego blond Irlandczyka. - gorzko zaniosła się śmiechem, po czym podchodząc bliżej naszej ławki oparła się rękoma o ławkę.
- Co ty tu robisz? - warknął Zayn oblizując usta.
- Idę do domu. Ale co? Oczywiście,  na początku myślałam, że mam zwidy, ale poznałam Cię po tej zbyt idealnie wystylizowanej fryzurze, braciszku. - odparła zaciskając usta w prostą linię.
- Wal, proszę Cię, nie gniewaj się. I mogłabyś o tym nikomu nie mówić? Bo wiesz...
- Niall, nie fatyguj się. Niby o co miałabym się gniewać? I niby komu o tym mówić? Po pierwsze, nie jestem twoją dziewczyną, więc to co robisz nie należy do moich interesów. A po drugie, skoro siedzicie w miejscu publicznym i tak zachłannie się obściskujecie to nie widzę żadnego problemu o poinformowaniu świata o tym, że jesteście parą.
- Nie jesteśmy parą. - odszczekał Zayn z zabawnym grymasem na twarzy.
- Jasne... A propos... Niall, a co z Lizzie?
Zabiła mnie tym pytaniem. Od co najmniej kilkudziesięciu godzin ani razu o niej nie pomyślałem. Cały czas liczył się tylko Zayn, Zayn i Zayn. Jego pieszczoty i wspólnie spędzone chwile były dla mnie na tyle wciągające, że zupełnie zapomniałem o mojej dziewczynie. O ile w taki sposób mogę ją nią nazwać. Wiedziałem, że to co między Nami było już dawno wygasło. Nasz związek nie miał już sensu. Tylko bym się w nim męczył. teraz pragnąłem tylko chłopaka, który właśnie nieśmiało bawił się zapinką od swojej bluzy oczekujac momentu, aż jego młodsza siostra zostawi Nas w spokoju.
- Żyjesz? - szturchnęła mnie patrząc mi się w oczy.
- Co, co z Lizzie? Nic.
- Nie jesteście już razem?
- Nie wiem... - poczułem przeszywające spojrzenie Zayna, które właśnie okalało moją twarz. - Nie kocham jej już, lecz jeszcze nie miałem sposobności jej tego wyznać.
- A nie sądzisz, że wreszcie powinieneś? Swoją drogą, mogę być szczera? Z moim bratem wyglądasz o niebo lepiej niż z tą lafiryndą...
- Wal, mimo, iż nie widzę dla mnie wspólnej przyszłości z Elizabeth nie życzę sobie, byś ją obrażała. Ona na to nie zasługuje, niczemu nie zawiniła.
- Skoro tak uważasz, to dlaczego teraz siedzisz tutaj z Nim, a nie nią? - brunetka w charakterystyczny sposób uniosła lewą brew ku górze. W pewnym sensie miała rację...
- Szczerze? Dziękuję Ci Wal, że nas przyłapałaś. No i dziękuję Ci Zayn, że otworzyłeś mi  oczy na to, jakiej orientacji jestem... Muszę z nią porozmawiać. - podniosłem się do pozycji stojącej i nerwowo poprawiając bluzę zerknąłem na rodzeństwo. - Idę do domu. Do zobaczenia później, mam nadzieję. - rzekłem, po czym nachylając się nad moimi towarzyszami obydwoje musnąłem w policzek i bez zbędnych słów pognałem do domu. Byłem gotowy na wszystko... Teraz muszę do niej jedynie zadzwonić i dowiedzieć się kiedy wraca, oby jak najszybciej, gdyż chcę to zakończyć tu i teraz. Natychmiast. Nie widzę innego wyjścia, ot co!

// Jak można było się doczytać w moich wpisach na tt - miałam ogromny problem z weną . Tak więc nie bulwersujcie się , że rozdział należy do tych nudniejszych , bez zbędnej akcji . Następny rozdział będzie o niebo lepszy, gdyż mam już opracowany scenariusz do niego :) Jeszcze raz przepraszam i mam nadzieję, że zanadto się na mnie nie gniewacie . Przecież każdy ma swoje chwile słabości .. Nawet najlepszym się zdarza :c Kocham & dziękuję za to, że jesteście
@ChelleHoralik

czwartek, 17 maja 2012

Jedenasty

Pierwszy raz  w swoim życiu byłem aż tak dumny z tego, że powiedziałem komuś coś, co leżało mi na sercu. Gdyby nie to pewnie nie spędziłbym wczorajszego wieczora w tak pozytywny sposób, jaki zaoferował mi Zayn. jestem również bardzo wdzięczny Trish, gdyż być może spontanicznie, lecz z pewnością z dobrym zamiarem, wyznała mi prawdę. Zapewne gdyby nie jej długi jęzor Malik wciąż tkwiłby w swoim pokoju i pusto wpatrywał się w jeden punkt na ścianie. Aż strach mi pomyśleć o tak przerażającej wersji jego skromnej osoby. 
Mimowolnie wczorajszego wieczora nie doszło między nami do nazbyt zbereźnych sytuacji. Trochę się poprzytulaliśmy, dogłębnie zidentyfikowaliśmy swoje otwory gębowe, karmiliśmy się wzajemnie zajebiście słodkimi truskawkami i.. Pani Miller wróciła do domu, więc musieliśmy zachowywać się jak gdyby nigdy nic. choć tak czy siak miałem wrażenie, że Trisha wie co się między nami kroi. Jej spojrzenie przeszywało nas na wskroś. Ale cóż, z czasem wszyscy będą się musieli o tym dowiedzieć. Lecz z pewnością jeszcze nie teraz. Nie, puki wciąż jestem związany z Lizzie. Przynajmniej formalnie. 
Moja praca w kwiaciarni ciągnęła się w nieskończoność. Wszystko kojarzyło mi się z Zayn'em i nie mogłem konkretnie skupić się na swoim zajęciu. Kilkakrotnie oberwałem nawet burę od mojej szefowej, która ciągle sugerowała, że chyba się nie wyspałem, albo wczorajszego dnia przesadziłem z używkami. Jasne, ja i używki. Znaczy, zdarza się, ale nadzwyczaj rzadko. Muszę mieć powód, by się w nich zatracić.
Lecz może wreszcie wspomnę o tym dlaczego tak bardzo pragnąłem czym prędzej znaleźć się w domu. Otóż dzisiejszego dnia Zayn wybierał się na jakąś imprezę, na którą został zaproszony w ramach swojej pracy w radiu, i spytał, czy nie chciałbym mu przypadkiem odrobinę potowarzyszyć. Początkowo miałem drobne obawy, lecz gdy powiedział na czym to wszystko będzie polegać nie miałem serca by mu odmówić. Jeszcze nigdy nie byłem na White Party, więc z chęcią nadrobię te straty. Widok Malika ubabranego w kolorowej farbie może okazać się być niezapomnianym przeżyciem. 
- Niall, jutro kwiaciarnia jest zamknięta, bo na weekend mam coś do załatwienia w sądzie, a nie mam zamiaru obciążać Cię pilnowaniem mojego biznesu. Wiesz, ufam Ci, ale nie chcę Cię od razu rzucać na głęboką wodę.
- Jak najbardziej rozumiem. - odparłem uśmiechając się do niej. Patrzyłem na nią oczekując kontynuacji wypowiedzi, lecz ta jedynie parsknęła perlistym śmiechem i spytała.
- Coś byś zjadł? Dziwnie, gdy tak stoisz i się na mnie patrzysz.
- Przepraszam, myślałem, że chcesz powiedzieć coś jeszcze.
- Jesteś zakręcony, chłopcze.
- Nie zakręcony, tylko zakochany, droga pani.
- Doprawdy? - uniosła lewą brew ku górze, a ja jedynie spuściłem wzrok uśmiechając się pod nosem.
- Jak nigdy dotąd.
- W takim razie mknij do domu, zakochany Romeo. Już dawno zrobiłeś to, co miałeś do zrobienia.
- Tak?
- Tak. Sama poradzę sobie z tym jednym krzaczkiem. 
- Super, genialnie, dziękuję, kocham Cię, jesteś moim mistrzem, do poniedziałku! - wrzeszczałem biegając po pomieszczeniu i zbierając rzeczy, które należały do mnie. Kobieta jedynie melodyjnie chichotała, po czym szybko zamykając mnie w lekkim uścisku pozwoliła czym prędzej wybiec do domu.

- Niall?!
- Na górze! - wrzasnąłem stojąc przed szeroko otwartymi drzwiami mojej meblościanki. Kupa wieszaków, półek - wszystko uginało się pod ciężarem wszelkiego rodzaju ciuchów, lecz w tym momencie na nic nie byłem się w stanie zdecydować. Miałem na prawdę mało białych rzeczy, więc nie wiem w co się ubrać na tą nieszczęsną imprezę. Cholera, i tak przy Blacku będę wyglądał jak idiota, ale co tam.
Nagle poczułem czyjeś ręce oplatające mnie wokół brzucha i słodkie muśnięcie w centrum mojego gładkiego policzka. Na mojej twarzy automatycznie zarysował się promienny uśmiech, a gdy do moich nozdrzy dotarł zapach jego intensywnych perfum nie mogłem sobie nie pozwolić na to, by odwrócić się w jego stronę.
- No cześć, Seksiasty.
- Cześć... Kto? - Zayn zmarszczył czoło, po czym parsknął dziecinnym śmiechem. Był tak uroczy, że miałem ochotę zamknąć go w jakimś kufrze, byleby nikt inny nie rozbierał mi go wzrokiem. - Ty jeszcze niegotowy? 
Spojrzałem wpierw na siebie i swoje ubabrane ziemią ubranie, po czym przeniosłem spojrzenie na mojego przyjaciela (o ile wciąż mogę go tak nazywać, bo sam nie wiem w jaki sposób się do niego zwracać). Był ubrany w schludne, kremowe spodnie i białą koszulę z kołnierzykiem, która sprawiała, że wyglądał jeszcze seksowniej. Byłem totalnie zbity z tropu, gdyż osobiście w życiu nie ubrałbym się w taki sposób do miejsca, gdzie ludzie z każdej strony obrzucaliby mnie kolorową mazią. Ale cóż, Zayn zawsze lubił być oryginalny. 
- Nie wiem, czy chcę tam iść. Nie mam się w co ubrać.
Chłopak parsknął mi śmiechem w twarz, po czym zwinnie mnie wyminął. Następnie podszedł niebezpiecznie blisko mojej szafy i zaczął dogłębnie przyglądać się moim ubraniom. Wreszcie wyciągnął na wierzch spodnie podobne odcieniem do tych, które miał na tyłku oraz zwykłą koszulkę z czarnych napisem Turn me on! o której nawet nie miałem pojęcia, że jestem jej szczęśliwym posiadaczem. 
- Wbijasz w czarne conversy i jesteś mistrzem dyskoteki. - skomentował wciskając mi to wszystko w ręce. 
- Jasne, niedoczekanie. - zaśmiałem się wędrując w kierunku łazienki. - Rozgość się, pięć minut i jestem! - wrzasnąłem, po czym zatrzasnąłem za sobą drzwi. Chyba jeszcze nigdy nie starałem się ogarnąć w tak szybkim tempie. Szybko umyłem twarz, przemyłem zęby, wypsikałem się hektolitrami mojego ulubionego perfum i po załatwieniu fizjologicznej potrzeby szybko wyszedłem z wypłytkowanego pomieszczenia. Zayn czekał na mnie na dole siedząc na komodzie w przedpokoju. Że też musiał siedzieć tutaj, jakby nie mógł najnormalniej w świecie cupnąć na kanapie. Jednak ma coś z rycerza. 
Zaśmiałem się pod nosem i kiwając głową, że jestem gotów do wyjścia obydwoje objęliśmy się w pasie i wyszliśmy z domu udając parę najwspanialszych i najbardziej zgranych na świecie przyjaciół.
*
Dawno nie byłem na tak świetnej zabawie. Wprawdzie początkowo było dość sztywno, lecz gdy ludzie lepiej się poznali i napili kilka drinków atmosfera automatycznie się rozluźniła. Wszyscy okazali się być niezłymi freakami, więc z każdą poznaną osobą automatycznie zawarłem pozytywne stosunki w momencie, gdy Zayn musiał zająć się szybką konwersacją z kilkoma z gości. 
Siedziałem przy barze i lustrowałem wzrokiem jedną dziewczynę, która definitywnie była w stanie zrobić wszystko, by zwrócić na siebie uwagę kolesia siedzącego po jej prawej stronie, w odległości jakichś dwóch krzesełek. To był na prawdę komiczny widok, gdyż miałem wrażenie, że jej i tak skąpe odzienie zaraz wyląduje rozerwane na podłodze, gdyż jak najbardziej starała się uatrakcyjnić swój niezbyt wielkich rozmiarów biust poprzez nużące zaciąganie koszulki w okolice (prawie) pępka. Matko, KOSMOS! Nie mogłem na to dłużej patrzeć, więc ujmując swój kufel z piwem w lewą dłoń ob kręciłem się na krześle i wbiłem wzrok w parkiet podpierając się łokciami o blat baru. 
Po podświetlanej na wszystkie kolory tęczy podłodze przemieszczało się sporo osób. Wszyscy się śmiali, kusili kocimi ruchami swoich towarzyszy, bądź po prostu - dobrze się bawili nie zważając na późniejsze konsekwencję tych czynów. Tacy celebryci to jednak mieli życie... Takie imprezy, w dodatku za pół darmo. Dziękuję Ci szanowny Zayn'ie Maliku, że postanowiłeś zabrać zwykłego, nudnego śmiertelnika na tak zajebistą balangę jak ta. Upiłem łyk piwa, po czym utkwiłem wzrok w jednej ze zbliżających się w moim kierunku postur. Od razu spostrzegłem w niej Mulata. Miał bardzo charakterystyczny chód i jego wyszczerzony zęby odbijały się blaskiem nawet na odległość kilku kilometrów. Upiłem trunku do końca, po czym odstawiając naczynie na blat zeskoczyłem z miejsca.
- Robota skończona. - odparł dumnym tonem.
- Brawo! Więc... Z kim rozmawiałeś?
- Z nikim ważnym. Cher Lloyd, Jessie J i.. jakiś koleś, któremu nieładnie pachniało z ust.
- Nikim ważnym?! - wrzasnąłem mu w twarz wytrzeszczając oczy. - Chłopie, to One tutaj są? Cholera, mogłeś mi załatwić autograf! - zaśmiałem się uderzając bruneta w ramię. 
- Innym razem. - szybko mnie zbył rozglądając się po otoczeniu. - Tłoczno tu. I duszno. 
- Odrobinę. Wszyscy się uchlali i zamiast siedzieć na loży wbijają na parkiet, ot cała historia. 
- Prawda. Ale dopiero za chwilę zacznie się cyrk. 
- Dlaczego? - spojrzałem na niego uśmiechając się szeroko. Ten spojrzał na mnie z widocznym rozbawieniem, po czym uniósł palec wskazujący ku górze. 
- Widzisz te baloniki? Równo o północy zaczną pękać i wszyscy zostaną kolorowymi Gumisiami za sprawą farby w proszku. 
- Ale zajebiste... - stwierdziłem wpatrując się w sufit. Po chwili zerknąłem na zegarek, wskazywał coś po dziewiątej, więc mieliśmy jeszcze sporo czasu. Uśmiechając się pod nosem podszedłem do baru i poprosiłem o dwa piwa. Gdy je otrzymałem wcisnąłem jeden kielich swojemu towarzyszowi i unosząc swój ku górze, rzekłem. - Za Nas i naszą niezniszczalną przyjaźń! 
- Żebyś wiedział. - nastąpiło dźwięczne zderzenie naszych pokali, po czym obydwoje zanurzyliśmy usta w alkoholu. Gdy obydwoje opróżniliśmy kufle Malikowi zachciało się tańczyć, więc bez zbędnego oporu pognałem z nim w tłum spoconych i rozentuzjazmowanych klubowiczów. Nasza pierwsza wspólna impreza po latach, oby była udana.

- Krawężnik! - wrzasnąłem nie wyrabiając ze śmiechu. - Uważaj jak leziesz, Smerfie! - wymruczałem między dźwiękami śmiechonaśladowczymi, po czym wtórnie wycierając samotną łzę rozbawienia wyżłabiającą korytarzyk na moim policzku pocniej ująłem bruneta w pasie. 
- Weź się, Po! - odbąknął również nie powstrzymując się od śmiechu. Zapewne z punktu widzenia osób trzecich wyglądaliśmy jak para nieźle zalanych nastolatków wracających z pola paintballowego. Zayn obsypany był intensywnie niebieskim proszkiem, który dodawał mu chłopięcego uroku, a ja miałem na sobie wszystkie kolory świata, lecz bacząc na fakt, iż moje włosy były czerwone Zayn ubzdurał sobie, że wyglądam jak jeden z Teletubisiów. Komiczne, tym bardziej, że wcale nie byliśmy pijani i nie mogłem tego zrzucić na jego nietrzeźwość.
- Jak matka zobaczy mnie w tym stanie to chyba zabije mnie wzrokiem. - parsknął śmiechem uważnie patrząc pod nogi.
- To rozbierz się przed domem i zostaw rzeczy na ogródku. Nie zorientuje się.
- Rozwalasz system, Horan! - zaśmiał się czochrając moje nieułożone włosy. Gdy dookoła nas rozsypała się czerwona farba obydwoje znów wybuchnęliśmy śmiechem i przyspieszyliśmy kroku, byleby jak najszybciej znaleźć się w domu i zmyć z siebie to ustrojstwo. Lecz mimowolnie całą imprezę uważam za udaną. Siedzieliśmy tam do trzeciej nad ranem i ani razu nie ziewnęliśmy, więc to chyba dobry znak. Zapewne siedzielibyśmy jeszcze dłużej gdyby nie fakt, że właściciel klubu wylądował z głową w klozecie i ludzie zostali chamsko poinformowani o tym, że nie jest On w stanie załatwić większej ilości żarcia i napojów. Cóż, nawet najlepszym się zdarza.
- W takim razie do zobaczenia... jutro? - chłopak nagle stanął uśmiechając się niewinnie. Nawet nie zorientowałem się w którym momencie doszliśmy do naszych domów. Zerknąłem na niego wpierw dość smutnym, lecz po chwili wypełnionym cennym pomysłem spojrzeniem.
- Może chciałbyś spędzić tę noc u mnie? To jest... Wiesz, i tak jestem sam w domu i łóżko Liz jest wolne... - zacząłem się tłumaczyć jak jakiś idiota zdając sobie sprawę z dwuznaczności mojej wypowiedzi. Brunet, a właściwie niebiesko włosy, słodko się uśmiechnął i na znak zgody energicznie potrząsnął głową, przez co błękitny pył znów zawirował wokół nas. Dźwięcznie się zaśmiałem i podążyłem w stronę drzwi, wpuszczając go przodem.
Chłopak bez zbędnych słów pokierował się na górę, po czym stanął na przeciw drzwi do mojej sypialni. 
- Wbijaj, prześpię się w pokoju dla lalek. - odparłem z lekkim uśmiechem na twarzy. 
- Jesteś tego pewien? Mogę iść do salonu, kanapa jest wygodna.
- Pierdyknij się w łeb, chłopie! - zaśmiałem się, po czym uderzając go z bara czym prędzej go wyminąłem. - Idź się wykąpać, zaraz dam Ci ręczniki. 
- Ok. - skomentował otwierając drzwi do łazienki. Poszukiwanie ręczników nie zajęło mi nazbyt wiele czasu, więc ujmując pierwszy lepszy z nich szybko pognałem do bruneta. Trzykrotnie zastukałem w drzwi, po czym niepewnie je uchyliłem. 
- Przyniosłem Ci... - nie zdążyłem skończyć, gdyż strumień wody niespodziewanie uderzył mnie w twarz. - ręcznik. - skończyłem wypluwając wodę z ust. Następnie lekko otwierając oczy spojrzałem na rozbawionego Malika ujmującego w dłoni słuchawkę od prysznica. - Bardzo zabawne. - rzuciłem, po czym upuszczając miękki materiał na podłogę wparowałem do środka. - Oddawaj mi to!
- Nie! Odejdź! Nialler! - śmiał się starając jak najskuteczniej uniemożliwić mi przejęcie sprzętu. przy okazji znów kilkakrotnie oberwałem wodą w wszystkie możliwe części ciała, więc cała farba spływała ze mnie niczym z kaczki. 
- Zayn! Kurdę, bo... 
- Bo co? - spojrzał na mnie z szatańskim uśmieszkiem na twarzy. 
- Bo to. - odparłem wpijając się w jego wargi. Zadziałało, gdyż chłopak szybko się poddał i pod moim naporem uderzył w ścianę odwzajemniając pocałunek. Nie da się ukryć, że właśnie taki miałem cel, gdyż w momencie, gdy ten bardziej się rozluźnił ja jedynie wyczułem moment i wyrwałem mu słuchawkę z dłoni. - A masz, naiwniaku! - parsknąłem śmiechem, po czym wycelowałem strumieniem letniej wody wprost w swojego towarzysza. Ten zakrył się rękoma, jakby chcąc uniknąć zderzenia z wodą, po czym zaczął piszczeć jak baba, przez co momentalnie wybuchłem dzikim śmiechem, przypominającym trochę chichot hieny. On był na prawdę uroczy... Do schrupania. 
- Proszę, przestań! Zalejesz całą łazienkę! - wrzeszczał błagalnym tonem. Gdy usłyszałem ostatnie z jego słów zdałem sobie sprawę z tego, że ma rację, więc zaprzestałem robić mu darmową kąpiel i odwieszając sprzęt na miejsce lekko poczochrałem go po przyklapniętych włosach. 
- Wykąp się, pogadamy potem. - już miałem zamiar podążyć w stronę drzwi, gdy nagle poczułem, że Malik ujmuje nie za dłoń. Zerknąłem na niego znad ramienia, a na jego twarzy dostrzegłem niewinny uśmieszek. - Coś się stało? 
- Nie, ale pomyślałem, że.. Może chciałbyś się wykąpać teraz? Razem ze mną?
Zaniemówiłem. Chłopak spuścił wzrok pozwoliwszy sobie jedynie jeszcze bardziej spleść nasze palce. Kusząca propozycja, której jeszcze nigdy wcześniej nie byłem świadkiem. Nawet Elizabeth nie proponowała mi wspólnych kąpieli. Widząc zmieszanie na jego twarzy jedynie wyszczerzyłem zęby w szerokim uśmiechu i przyciągając go do siebie obdarowałem go kolejnym całusem, który miał świadczyć o mojej zgodzie w tej kwestii. Od razu poczułem wzrastającą satysfakcję i motyle, które miały zamiar rozerwać mi brzuch. 
Czym prędzej zatopiłem dłonie w jego mokrych włosach i namiętnie go całując pozwoliłem, by zaprowadził mnie pod prysznic, tym razem w celowym natrysku naszego ciała ciepłą wodą. Jednym ruchem uwolnił ciecz ze słuchawki i zasuwając za nami drzwi lekko przywarł mnie do ściany kabiny. Było tam mało miejsca, lecz nazbyt specjalnie mi to nie przeszkadzało. Uśmiechając się pod nosem zdjąłem z niego koszulkę, która będąc mokra sprawiała drobny opór w swobodnym odklejeniu się od ciała chłopaka. Nie trwało długo by i On postąpił podobnie. Czułem, jak nasze pocałunki stawały się coraz bardziej zachłanne i niekontrolowane. Totalnie poddaliśmy się towarzyszącym nam emocjom. Swoją drogą ciekawe, czy Zayn wcześniej dokonał podobnej akcji z jakimkolwiek ze swoich znajomych. Niestety ja nie byłem ekspertem w tej kwestii, lecz nazbyt specjalnie nie starałem się nad sobą użalać.
Nagle poczułem, że jedna z rąk chłopaka niebezpiecznie subtelnie głaszcze moje nagie plecy w momencie gdy ten wpijał się w moją szyję. Czułem się tak, jakbym potrafił latać. Miałem odlot. Emocje lepsze niż po dopalaczach. I wtedy druga z dłoni dobrnęła do moich pośladków. Zerknąłem na niego z uśmieszkiem na twarzy, po czym lekko pokiwałem głową.
- Masz ochotę poświntuszyć? 
Z jego krtani wydobyło się kuszące mruknięcie, więc parsknąwszy śmiechem ułożyłem dłonie na jego klatce piersiowej i obdarowując go namiętnymi pocałunkami zjeżdżałem dłońmi coraz niżej, i niżej, aż wreszcie natknąłem się na zamek jego spodni. Uśmiechając się pod naporem jego miękkich ust zacząłem go rozsuwać w celu usunięcia dolnej części garderoby z jego ciała. Musiało mu się to spodobać, gdyż postanowił postąpić w podobny sposób w moim przypadku. Ja jednak chciałem być szybszy. Chciałem, żeby ten moment zapamiętał na tyle długo, by siedząc w fotelu w wieku siedemdziesięciu lat wciąż czuł moje wargi na swym ciele.
Pozbywając się jego spodni wyrzuciłem je na zewnątrz przez górny otwór kabiny i ujmując go za pośladki zacząłem schodzić z pocałunkami coraz niżej. Wpierw musnąłem go w szyję, później obojczyk, sutek, brzuch, okolice pępka... Wreszcie stałem, a właściwie klęczałem, oko w oko z jego sprzętem. Nawet spod czarnych bokserek byłem w stanie dostrzec, że jego członek nie jest byle liliputkiem, więc mimowolnie nieco się skrępowałem, lecz.. Nie chciałem zabierać mu tej przyjemności. Zasługiwał na nią. Zasługiwał na odrobinę miłości po tylu latach ignorowania go, starania się zapomnieć. 
Zdecydowanym ruchem zsunąłem z niego mokre bokserki. Przymykając powieki ująłem jego penisa w dłoń i delikatnie go masując wreszcie oblizałem go po raz pierwszy. To było całkiem nowe doznanie, lecz wiedząc, że robię to z NIM nie chciałem tego zaprzestać. Jestem młody, więc mam prawo eksperymentować. Poczułem jak Zayn wplata dłonie w moje włosy. Uśmiechając się ponowiłem próbę, aż wreszcie obydwoje znaleźliśmy wspólny rytm. Byłem delikatny, lecz pewny siebie, co definitywnie podobało się Mulatowi. Wiedziałem to, gdyż uświadamiały mnie w tym ciche jęki wydobywające się z jego ust. W pewnym momencie stało się ze mną coś, czego nie byłem w stanie kontrolować - nabrałem ochotę na zgrywanie brutala. Matko, Horan, dziczejesz! Wbijając paznokcie w pośladki mojego rówieśnika włożyłem jego członka po sam koniec do mych otwartych ust, by po chwili wtórnie pozwolić mu ujrzeć światło dzienne. Ponowiłem to wtórnie, i ponownie, znów... nabrałem takiego tempa, że nie wiedziałem jak jestem w stanie jeszcze normalnie oddychać. Ale słyszałem, że nie tylko Zayn nad tym debatuje. 
- Niall... Ja... Mój Boże... Bo... Zaraz... Dochodzę! - wrzasnął na co ja zareagowałem salwą śmiechu. Wreszcie pozwoliłem mu zrobić to co należało do niego i odsuwając się na bok zobaczyłem ogromną plamę spermy zjeżdżającą po tafli szyby prysznicowej. Opierając się o płytki uniosłem głowę do góry przez co woda sporadycznie kapała mi na twarz. Po chwili na moich ustach poczułem soczysty pocałunek. Malik siedział tuż obok mnie i opierając głowę na moim ramieniu wyszeptał, że jestem wszystkim czego potrzeba mu w życiu. Dokładniej cytując: Moje powietrze zamiast parszywej nazwy tlen, powinno nosić nazwę Horan. Niall Horan.

// sama nie wierzę w to, co jest tutaj zawarte :O
Z góry przepraszam, ale nie jestem mistrzynią w opisywaniu tego typu scen tym bardziej, że nic podobniejszego nie leży w mojej skrzynce z napisem "Przeżyte, skomentowane, miło zapamiętane." Mam nadzieję, że się na mnie nie zawiodłyście. Po raz 40932756 dziękuję Wam za tak miłe słowa, któe umieszczacie w komentarzach. Kocham Was!
@ChelleHoralik

środa, 16 maja 2012

Dziesiąty

Końcówka wieczora nie minęła mi nazbyt wykwintnie. Otóż Zayn zaraz po skończeniu legendarnego twitcama czym prędzej zebrał się do domu wspominając mi jedynie o tym, że jutro o dziewiątej przyjdzie po mnie Trish i wspólnie wybierzemy się do pracy. Szkoda, że Zayn nie dał mi możliwości przedyskutowania naszego pocałunku. Do końca dnia leżałem na kanapie obżerając się chrupkami i myśląc O NIM. O niczym innym. To było dziwne, ale ostatnio ogólnie spostrzegłem, że strasznie zdziwaczałem. Zresztą kto w dzisiejszych czasach nie ma w sobie czegoś z idioty?
Gdy rano obudził mnie dźwięk nieznośnego dzwonka nie wiedziałem gdzie jestem. No tak, cóż się dziwić, skoro zasnąłem na kanapie. Byłem cały zdrętwiały i czułem się niewygodnie w znoszonych ciuchach, więc czym prędzej pognałem wziąć prysznic. O dziwo nie trwał on zbyt długo gdyż miałem świadomość tego, iż niedługo w progu mojego domostwa zawita rodzicielka chłopaka, który sprawił, że totalnie zbzikowałem.
Mając na sobie jedynie bokserki i luźnawy t-shirt dobrnąłem do kuchni. Wyciągnąłem z lodówki mleko i upiłem kilka łyków. Następnie ściągnąłem z drzwi kartkę autorstwa Elizabeth i zaraz po zgnieceniu jej w nienaganną kuleczkę, wrzuciłem do kosza usadowionego pod zlewem. 
Dopiero po tej czynności pozwoliłem sobie wyjrzeć przez szybę. Pogoda nie należała do najgorszych, lecz również nie była cudowna. Dobry okres w londyńskiej atmosferze najwyraźniej przechodził chwile kryzysu, gdyż na niebie nie byłem w stanie ujrzeć niczego, niźli grubej warstwy gęstych chmur. Nic, żadnego przebijającego się przez nieszczęsną powłokę obłoków promienia słońca. Dobrze, że przynajmniej nie padało. Uśmiechając się pod nosem wreszcie zrobiłem coś, na co miałem ochotę od momentu wejścia do kuchni - zerknąłem na dom Malików. Z tego miejsca idealnie widziałem okno prowadzące do pokoju Mulata. Niestety, roleta była zasunięta po sam parapet, więc nie byłem w stanie dojrzeć zupełnie nic. Nawet najmniejszego prześwitu. No tak, było dość wcześnie, więc pewnie jeszcze spał. 
Kierując się na górę po drodze chwyciłem za jabłko usadowione w plecionym koszyczku na środku stołu, po czym smakowicie się w nie wgryzłem. Lubiłem jeść, choć zauważyłem, że ostatnio nie poświęcałem tej czynności tyle czasu, ile w normalnych warunkach. Podejrzane? Być może, ale nie będę się nad tym zastanawiał. Przecież to lepiej dla mnie, gdyż może wreszcie zgubię kilka kilogramów ciążących mojemu kręgosłupowi. 
Gdy znalazłem w szafie spodnie, które godnie mogłem wcisnąć na tyłek w dniu mojego pierwszego pobytu w pracy usłyszałem dźwięk telefonu. Niechętnie wywracając oczyma skierowałem się na dół, by sprawdzić kto próbował się do mnie dobić.
- Halo?
- Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus. W czym mogę pomóc, zbłąkana niewiasto? - spytałem nad wymiar podniosłym tonem. Aż sam dziwiłem się sobie, że potrafię zachować taką powagę w tak banalnym momencie, jak rozmowa z mamą. 
- Halo? Niall?!
- Nie, święty Mikołaj. Mamuś, skoro wykręcasz do mnie numer to po co się pytasz z kim rozmawiasz?
- Nieważne, myślałam, że pomyliłam numery. Dlaczego już nie śpisz?
Ciężko westchnąłem opierając się o framugę drzwi kuchennych. 
- Nie śpię, bo zaraz idę do pracy. A co byś zrobiła, gdybym faktycznie spał? Przepraszam, ale twoje zachowanie jest dość infantylne.
- A Ty co, z choinki żeś się urwał?
- Nie, naśladuję zachowanie mojej wychowawczyni. 
- Niall!
- Przepraszam. Coś się stało?
- Nie. Po prostu rozmawiałam z mamą Lizzie.
- I co?
- Jajeczko drogą szło. Mówiła, że Liz jest w Irlandii. To prawda? 
- Tak.
- A Ty?
- Nie.
- Coś się stało? - zbyt wiele pytań mamo, zdecydowanie zbyt wiele pytań. - Synu, wiesz, że możesz mi o wszystkim powiedzieć.
- Na prawdę o wszystkim? - wymowna cisza miała świadczyć za poświadczenie tych słów. - Dobrze, przyznam Ci się do czegoś... Pracuję w sex shopie.
- Niall, do jasnej anielki! 
- Mamuś, za bardzo zdrętwiałaś od momentu mojego wyjazdu. Spokojnie, nic się nie dzieje. 
- W takim razie dlaczego Elizabeth przyjechała tutaj sama? - wyczułem w jej głosie podejrzliwość i nadmierną powagę, więc postanowiłem z bastować ze zbyt  rozbrykanym poczuciem humoru. Ciężko westchnąłem, po czym (sam nie wiem po kiego licha gestykulując) odparłem.
- Faktycznie, ostatnimi czasy bardzo trudno jest mi dogadać się z Elką. Ale spokojnie, nie rozstaliśmy się. - bynajmniej na razie. - Pojechała do domu, żeby przemyśleć kilka spraw, gdyż definitywnie na niej ciążą. Jedyne o co mogę Cię teraz prosić to odrobina zrozumienia, wyrozumiałości i chęć mentalnej pomocy młodszemu synowi. Da się załatwić?
- Dla Ciebie wszystko. O której idziesz do pracy? No i w ogóle co to za fucha?
- Na dziewiątą. Pracuję w kwiaciarni, która należy do pani Miller.
- Pani Miller? Mama Zayn'a?
- Dokładnie ta sama kobieta. 
- Spotkałeś ją?
- Mieszkają naprzeciwko nas.
- O proszę, pozdrów ją ode mnie.
- Jasne. Mamuś, muszę kończyć bo chyba widzę jak wychodzi z domu. Pa, kocham Cię! - nie usłyszałem nawet jej głosu w celu przekazania mi podobnych wyznań, gdyż najnormalniej w świecie nadusiłem czerwoną słuchawkę. Nienawidzę przeprowadzać z nią telefonicznych konwersacji! Zresztą, wcale nie lubię z nią zanadto rozmawiać. Jest zbyt wścibska i nie potrafi rozszyfrować mojego poczucia humoru. Szkoda. Wygląda tak, jakby wcale mnie nie znała. Zresztą, aktualnie sam nie byłem w stanie powiedzieć o sobie nic konkretnego, gdyż wszystkie moje dotychczasowe spostrzeżenia na temat własnej osoby nagle zaczęły turlać się z wysokiego stoku na sam dół. A co najgorsze - nie mogłem nad tym zapanować, gdyż nie znałem rzeczy, która do tego doprowadziła.

Trish powiedziała, że na dzisiaj nie ma zaplanowanych nazbyt skomplikowanych działań, które miałyby mnie jakkolwiek przytłoczyć. Do moich zadań należało przeniesienie kilku worków ziemi z ciężarówki do szklarni, przesadzenie kwiatów do większych doniczek i dostarczenie kilku bukietów do domu klientów. 
Muszę przyznać, iż ta praca nie należała do nazbyt nużących. Bardzo miło spędzało mi się czas w tak doborowym towarzystwie, z tak miłym zajęciem w dłoniach. Brunetka nauczyła mnie nawet zrobienia pięknego bukieciku za niedrogie pieniądze twierdząc, że będę w stanie zrobić to samodzielnie wybierając się chociażby na imieniny do babci, czy coś w ten deseń. Miło z jej strony, że nie mając takiego obowiązku, tak ingeruje się w moje życie. Zayn ma prawdziwe szczęście mając taką kobietę u swego boku, gdyż moja mama jest w stanie jedynie wpychać we mnie jedzenie i pytać, czy nie boli mnie brzuszek. Kosmos.
- Niall, możesz tu na chwilę przyjść? - zawołała kobieta z wnętrza swojej pracowni. Czym prędzej zrzuciłem zielone rękawice z dłoni i pozostawiając rozgrzebaną ziemię wokół dużej, brązowej donicy pognałem w kierunku wołającego mnie głosu.
- Coś się stało?
- Mam dla Ciebie bojowe zadanie. - ja jedynie przysiadłem na kancie biurka i bacznie się jej przyglądałem. - Mógłbyś zanieść ten bukiet... - tu wskazała podbródkiem na składający się z pięciu herbacianych różyczek wokół których uroczo przewieszona była czerwona wstążeczka. - ... do jednego z klientów? Byłoby to twoje ostatnie zadanie na dziś.
- Nie ma sprawy. - obdarowałem ją uroczym uśmiechem, który Ona odwzajemniła. następnie podała mi karteczkę z dokładnym adresem osoby, która zamówiła owy prezent i już miała podarować mi sam przedmiot, gdy w pewnym momencie zmieniłem szlak naszej rozmowy. - Trish, mogę Cię spytać o jedną, drobną rzecz?
- Oczywiście, Blondasku.
- Co z Zayn'em? Zauważyłem, że dzisiejszego dnia wystrzegałaś się jego tematu niczym ognia.
Musiałem definitywnie dobić ją tym pytaniem, gdyż jakby zastygła w miejscu. Automatycznie starała się zezować spojrzeniem gdzieś na bok, lecz wreszcie utonęła w błękicie moich tęczówek. Nieznacznie się uśmiechnęła, po czym ciężko wzdychając, przeczesała włosy palcami.
- Nie wiem co się z nim dzieje. Uważam, że zasługujesz na krztę prawdy w tej sprawie... Nie wiem co wczoraj robiliście, lecz po powrocie Zayn'a do domu cały czas siedzi w swoim pokoju i nikomu nie pozwala tam wejść. Gdy lekko uchyliłam drzwi zaczął wrzeszczeć, że naruszam jego przestrzeń prywatną i chamsko zatrzasnął mi drzwi przed nosem. Ale... Przez ten ułamek sekundy gdy na niego patrzyłam spostrzegłam, że siedział na parapecie i paląc papierosa wbijał wzrok w Wasz dom. Pominę już fakt, iż nigdy wcześniej nie palił na terenie domu. Zawsze uważał, że nie chce nas niepotrzebnie truć. - przerwała swój monolog głośnym westchnięciem, po czym bezwiednie opadła na oparcie fotela. - Niall, nie wiem co się stało, i nawet w to nie wnikam, ale może powinieneś do niego pójść i z nim porozmawiać? Nie chcę, żeby znów się tak zachowywał, zbyt wiele mnie to kosztowało.
- Znów? - uniosłem pytająco brew ku górze, a kobieta znów wypuściła powietrze przez nozdrza.
- Mogę być z Tobą szczera? Matko, wiem, że mogę. W rzeczywistości ta cała gadka z ojcem Zayn'a, to kłamstwo. Historyjka wyssana z palca na poczekaniu... Wprawdzie Malik przyczynił się do tego, że przestaliśmy jeździć do Irlandii, lecz prawdziwy powód leży po stronie mojego syna.
- Jak to? - wytrzeszczyłem na nią oczęta podpierając się na biurku. - Nie chciał mnie... to jest, Waszej rodziny, odwiedzać?
Trish melodyjnie się zaśmiała.
- Tym "mnie" trafiłeś w sedno. Nie chcę zdradzać jego sekretów, gdyż wiem, że byłby na mnie o to wściekły, ale powiem Ci tyle, że błagał mnie o to, byśmy nigdy więcej nie przyjeżdżali do Mullingar. Wiesz dlaczego? Bo miał obsesję na Twoim punkcie. Zawsze powtarzał: Niall to, Niall tamto, aż wreszcie zauważył, że...
- Że co?
- Że nie podobają mu się dziewczyny.
Zamarłem. Kobieta tak szybko jak udzieliła mi odpowiedzi, tak w równo szybkim tempie zakryła usta dłonią zdając sobie sprawę z tego, że właśnie powiedziała coś, czego nie powinienem był wiedzieć. Początkowo wbiłem wzrok w jeden punkt mając wrażenie, że zapomniałem jak się mruga. Czyli, że Malik jest... homoseksualny? Dlaczego mi tego nie powiedział? Zrozumiałbym... I ten nasz pocałunek. Matko, w co ja się wpakowałem?!
- Czy.. On się we mnie zakochał?
- Przykro mi Nialler. Takie są fakty.
- Przykro Ci?
- Podejrzewam, że... tak? A nie powinno? Ta wiadomość zrujnuje Ci życie. Masz dziewczynę, teraz również i pracę, a tu nagle dowiadujesz się, że Twój najlepszy przyjaciel myśli o Tobie w na tyle zbereźny sposób, by bać się przyłapać go chociażby na spoglądaniu na Twoją twarz.
- Dziękuję.
- Za co? - było widać dezorientację na jej twarzy. Ja jedynie parsknąłem śmiechem, by następnie wyciągnąć z wazonu drobny bukiecik.
- Za to, że pomogłaś mi dokonać ważnego wyboru. - szepnąłem jej nad uchem, po czym muskając ją w policzek pognałem w stronę wyjścia. - Do zobaczenia jutro o 10!
- Pa! - usłyszałem nieco niemrawy głos kobiety w odpowiedzi.

Kilkakrotnie zastukałem w drzwi, które prowadziły do Komnaty Tajemnic, powszechnie znanej, jako pokój Zayn'a. Słyszałem, że tam jest, gdyż uderzanie w strony od gitary roznosiły się echem po całym korytarzu. Byliśmy w domu sami, gdyż wchodząc od ich mieszkania minąłem się z Wal, która poinformowała mnie o wyjściu na urodziny do przyjaciółki Saaf. Miło z jej strony, że pomaga mamie w opiece nad tym szkrabem. Niemniej jednak Trish jeszcze nie wróciła z kwiaciarni, co dawało mi jedynie większe poczucie pewności siebie. Mogliśmy na siebie wrzeszczeć, lecz tak czy siak nikt z domowników by tego nie usłyszał. To chyba dobry znak.
Ponowiłem pukanie, lecz odpowiedzią na nie było jedyne ciche "Odejdź." Ciężko westchnąłem, po czym poprawiając koszulkę odparłem z lekkim uśmiechem na twarzy.
- Zayn, to ja. Otwórz.
Sezamie otwórz się! Po prostu jak na zawołanie, nie minęła sekunda, a drzwi stały przede mną otworem. O ile nie miałem zaliczyć postury Zayn'a stojącego w futrynie i wbijającego we mnie swe hipnotyzujące spojrzenie. Jak gdyby nigdy nic wyminąłem go wchodząc wgłąb pokoju. Roleta wciąż była zasunięta, a w pokoju unosił się obłok dymu spalonych papierosów. Automatycznie zacząłem kasłać, więc uchyliłem okno, po czym opierając się o parapet odwróciłem się w stronę swojego towarzysza. Ten wtórnie siedział na skraju swojego świeżo pościelonego łóżka i bazgrząc coś na kartce starał się ułożyć jakąś konkretną melodię.
- Co robisz?
- Po co przyszedłeś?
- Nieładnie odpowiadać pytaniem na pytanie. - skarciłem go śmiejąc się pod nosem. - Zayn, co się z Tobą dzieje?
- Nasłała Cię moja mama?
- Nie. Znaczy... Rozmawiałem z nią, ale Ona jedynie pomogła mi podjąć decyzję, żeby Cię odwiedzić.
- Miło.
- Nie bądź taki oschły. Wczoraj jakoś miałeś chęci do śmiania się i robienia innych debilnych rzeczy. Co się dzieje?
- Horan, nie mam ochoty dyskutować na ten temat.
- Dobrze, rozumiem. W takim razie może porozmawiamy o... Bo ja wiem... Twojej orientacji? Wiesz, dało mi wiele do myślenia Twoje nagłe wzburzenie w momencie, gdy chciałem o tym porozmawiać na twitcamie.
Chłopak z wrażenia aż upuścił ołówek. Spojrzał na mnie ogromnymi oczyma i jeszcze bardziej miałem pretensje do Boga, że musiał obdarować go tak pięknymi, czekoladowymi tęczówkami. Ja jedynie zaśmiałem się pod nosem i przeszedłem się z jednego końca pokoju na drugi, celowo mijając go jak najwolniej potrafiłem.
- Wiesz, że możesz mi zaufać. Ale nie wiem, czy ja mogę ufać Tobie.
- Możesz mi ufać.
- Doprawdy? W takim razie dlaczego wymyśliłeś tą historyjkę z Twoim ojcem? Wiem, że to nie On był głównym czynnikiem zakończenia Waszych przyjazdów do Mullingar.
- Skąd wiesz?
- Wiem więcej rzeczy, niż Ci się wydaje, drogi chłopcze.
- Czego ode mnie chcesz?! - wrzasnął odrzucając gitarę na łóżko i automatycznie podnosząc się do pozycji stojącej. Ja jedynie stałem obok wielkiej szafy z lustrem i bacznie przyglądałem się jego zachowaniu.
- Żebyś przyznał się, że kłamałeś mówiąc mi przy okazji, co skłoniło Cię do tego postępku.
- Nie Twój zasrany interes, Farbowany!
- Tak sądzisz? Bo wiesz, myślałem, że skoro jestem epicentrum tego cyrku, to powinienem o wszystkim wiedzieć.
- Słucham? Zaraz... O czym dokładnie rozmawiałeś z moją mamą?
- Takie tam, wiesz... Miłość, szacunek, szczerość, wsparcie, zaufanie. - zacząłem wyliczać udając durnego filozofa, który domniema nad sensem życia przy flaszce wódki.
- Horan, do kurwy nędzy! - spojrzałem na niego zaciskając usta w prostą linię.
- Powiedz dlaczego nie przyjeżdżaliście.
- Chcesz wiedzieć? Dobra, podaję kawę na ławę. Bo się kurwa w Tobie zabujałem, zadowolony?!
Kochałem go w momentach, gdy był taki brutalny i energiczny. Gdy zabijał mnie wzrokiem aż czułem ciarki przechodzące wzdłuż kręgosłupa. Dopiero po chwili dostrzegłem wygaszone ogniki w jego oczach, więc uznałem to za idealny moment na wyznanie prawdy. Wszystko, by wtórnie ujrzeć te iskry szczęścia.
- Zayn? Dla Twojej informacji, jestem cholernie dumny, że wreszcie to z siebie wykrztusiłeś.
- Co?
- Gówno, jeden zero. Teraz przynajmniej wiem, że nie jako jedyny mam kosmate myśli o kimś, kto swego czasu uczył mnie zarywać do dziewczyn. Cholera, że też wtedy nie zauważyłem, że mnie one nie pociągają... - zacząłem mlaskać coś pod nosem, a brunet jedynie stał w miejscu i głupio się we mnie wpatrywał.
- Chcesz powiedzieć, że... No, wiesz.. Bo..
- Zauroczyłem się w Tobie, idioto. - walnąłem prosto z mostu przygryzając policzek od środka. Dokładnie w tym samym momencie znów zauważyłem zapaloną lampkę w jego źrenicach. Nie wiem kiedy, lecz nagle poczułem silne uderzenie w plecy. Otóż Malik podszedł do mnie przyciskając mnie tym samym do ściany. Przyłożył do niej dłonie, po czym lekko się nade mną nachylił.
- Nie żartujesz sobie ze mnie?
- Gdybym żartował, to zrobiłbym to? - spojrzałem na jego usta, po czym namiętnie się w nie wpiłem. Tak wielka żądza czyjegoś pocałunku powiązana z nagłym przypływem adrenaliny jeszcze nigdy nie wypełniła mojego mózgu. To był moment, który na długo pozostanie zapisany w mej pamięci, definitywnie. Czułem, że dobrze postąpiłem, gdyż wreszcie zdobyłem świadomość tego, co, a właściwie kto, był powodem moich zachwiań emocjonalnych - właśnie Zayn Malik.
Nie musiałem długo czekać na jego ruch. Automatycznie obdarował mnie słodkim muśnięciem ust, chwytając mnie tym samym za zaróżowione policzki. Uśmiechnąłem się zadowolony z tego postępku, po czym chwytając go za plecy przyciągnąłem go do siebie. Ten pocałunek był o niebo lepszy niż ten drętwy całus przed kamerą. Tym razem poczułem, że nie robi tego pod presją, tylko z ogromnym uczuciem i radością. W tym samym momencie chwycił mnie za biodra i pociągnął za sobą, przez co obydwoje wpadliśmy na drzwi, domykając je tym samym do końca. Następnie obydwoje zawędrowaliśmy w tył, nie zaprzestając wpijać się we własne wargi, aż wreszcie natknąłem się na miękki materac. Bez oporu na niego opadłem, a brunet usiadł na mnie okrakiem. Pozwoliłem sobie wsunąć dłonie pod jego koszulkę przejeżdżając opuszkami palców po jego wyrzeźbionym torsie. Bóg, nie mężczyzna. Gdy zaciągnąłem ją na tyle wysoko, by zaprzestać naszej wymiany śliny mój towarzysz zwinnie zrzucił ją na podłogę, po czym powrócił do czynności, jaką było masowanie swoim językiem mojego podniebienia.
W głowie przemknęło mi w tym czasie milion obrazów, wszystkie jednak powiązane były z nim. Nigdy nie zwracałem uwagi na jego inność. Być może jeszcze wtedy nie była ona taka widoczna. Ale dobrze, że sprawa nabrała takiego obrotu. Teraz wiem dlaczego towarzystwo kobiet stanowiło dla mnie taki dyskomfort - czułem się przy nich jak Ken. Ładnie wyglądałem, towarzyszyłem w wielu uroczystościach, lecz nie miałem sprzętu, który mógłby je zadowolić. Może nie tyle nie miałem, ile nie chciałem się z nimi dzielić tak ważnymi dla każdego człowieka sprawami, jak kontakty seksualne. Były one zarezerwowane dla tego pana, który aktualnie pozbył się mojej rozciągniętej koszulki z niezbyt wyrzeźbionej klaty.
- Niall?
- Słucham... - wyszeptałem gdzieś między pocałunkami. Wtedy On ujął moją twarz w dłonie, po czym słodko się uśmiechając, szepnął mi prosto w drgające wargi.
- Kocham Cię.
Spojrzałem na niego nieco rozbieganym wzrokiem. Był tak idealny, że aż sam bałem się przyznać do tego, że dałbym wiele, by móc nim być. Ten wpatrywał się we mnie z wyraźną miłością i radością wymalowaną na jego, jak dotąd, marmurowej twarzy. Dopiero po chwili dotarło do niego co właśnie oznajmił. Działały na niego emocje, doskonale go rozumiałem. Z jego mimiki twarzy wyraźnie wyczytałem, że jest mu głupio i już unosiły się w powietrzu słowa, które miały temu zgrabnie zaprzeczyć, gdy ubiegłem go podobnym wyznaniem wtórnie wpijając się w jego wargi, szyję, tors i inne, wyższe partie ciała.


// Hue hue hue . Nie jest genialny , ale chyba Was zadowolił, bynajmniej właśnie takim faktem się łudzę. Przede wszystkim chcę Wam podziękować za tak liczne komentarze względem mojej ostatniej notki. To bardzo miłe, że tak wiele osób pokusiło się o przeczytanie i wyrażenie własnej opinii na ten temat. Jak widzicie staram się jak najszybciej dodawać najnowsze wpisy, gdyż bardzo chcę Was uświadomić w przekonaniu, iż jesteście dla mnie BARDZO ważne. Piszecie mi, że "pewnie mnie to nie interesuje, że to Wasz ulubiony blog." Otóż - jesteście w błędzie. Czytając takie słowa, owszem, mogę się z nimi nie zgodzić, lecz z pewnością jestem Wam bardzo wdzięczna, że staracie się mnie wspierać w mojej twórczości. Miejmy nadzieję, że nazbyt szybko się nie wypalę.
Przy okazji zapraszam Was na mojego twitcama, którego mam zamiar zrobić w piątek wieczorem. Będzie okazja do tego, by porozmawiać nie tylko o opowiadaniu, lecz o wszystkim co was trapi, gdyż jestem osobą otwartą na takie kwestie :) Ale przestaję już pisać to cholerstwo, gdyż i tak większość z was tego nie czyta ;D Jeszcze raz dziękuję, do usłyszenia w nn! :)
@ChelleHoralik

poniedziałek, 14 maja 2012

Dziewiąty

Wszystko było już przyszykowane: kupa żarcia na stole i wszędzie dookoła nas, włączone radio, które szemrało gdzieś w kącie salonu, laptop usadowiony na samym środku kwadratowego stolika i my usadzeni z dupskami tuż przed owym sprzętem. Wygodnie usiedliśmy się na podłodze (gdyż stwierdziliśmy, że tak będzie nam lepiej, gdyż płytki przymocowane do podłogi były przyjemnie chłodne) i oparliśmy się o siedzenie skórzanej kanapy. Postanowiliśmy zrobić tego twitcama u mnie w domu, gdyż u Malików zawsze byłoby zagrożenie niespodziewanym wtargnięciem do pokoju Safaa'y, bądź Wal, a to nie byłoby dla nas korzystne. Zresztą, nasze dziwne rozmowy na wyssane z palca tematy mogłyby zostać dziwnie odebrane przez mamę Mulata, więc stwierdziliśmy, że nie warto się tak narażać.
- Ogarnąłeś, prawda? 
Kiwnąłem twierdząco głową z szerokim uśmiechem na twarzy. Nigdy nie robiłem twitcamów, więc Zayn raczył mi wszystko krok po kroku wytłumaczyć. Wiadomo, żebym "na wizji" nie zrobił z siebie idioty. Przy okazji umówiliśmy się, że jeśli jeden z nas klepnie drugiego w kolano oznacza to, iż na wypowiedziane na głos pytanie nie mamy odpowiadać. Przecież nie można aż tak naruszać naszej prywatności, prawda? 
Chłopak po raz dziesiąty przejrzał się w kwadratowym lusterku, które wcześniej wyciągnął z torby, z którą tutaj przyszedł. Byłem tym dość zniesmaczony, gdyż przy mnie mimowolnie prezentował się niczym nienaganny model, który zbłądził w drodze na pokaz. Ja tu jedynie byłem śmiesznym tłem. Wyrwałem mu owy przedmiot z dłoni na co On skarcił mnie wrogim spojrzeniem. Ja jedynie puściłem w jego kierunku perskie oko i na odczepnego przyjrzałem się swojemu odbiciu. 
- Nie no, nie mogę się tak pokazać! Rezygnuję, to nie dla mnie. 
- Nie pierdol, tylko... Czekaj. - powiedział robiąc przy tym zniesmaczoną minę. Po chwili zatopił swoją dłoń w moich blond kłaczyskach i nieznacznie je zmierzwił. Następnie (sam nie wiem skąd, ale podejrzewam, że z tej jego ogromnych rozmiarów teczki, w której posiada chyba jeszcze całą kuchnię i garderobę) wyciągnął granatową bejsbolówkę i nałożył mi ją z tyłu głowy. Grzywa, która wdzięcznie wydostawała się spod niej została unieruchomiona drobną ilością gumy do włosów i efekt gotowy. Swoją drogą dzięki Bogu, gdyż już się obawiałem, że zaraz wyciągnie lakier i zacznie mnie nim psikać... Albo co gorsza - błyszczyk i zacznie malować mnie niczym dziewczynka swoją ulubioną laleczkę. Matko, żenada, ale gdy przejrzałem się w swoim odbiciu wyglądałem gustownie. 
- Teraz wyglądasz na tyle zajebiście, że co druga z dziewcząt z naszej publiki będzie wyznawać Ci miłość.
- Nie dziękuję, nie umawiam się z byle kim. - machnąłem ręką, po czym obydwoje wybuchnęliśmy śmiechem. Gdy usłyszeliśmy, iż w radiu aktualnie nadawane są wiadomości zwiastujące wybicie pełnej godziny, tym razem była to szesnasta, postanowiliśmy zaryzykować i zacząć "nadawać".
Zerknąłem na Malika. Ten jedynie lekko się uśmiechnął, po czym kiwnąwszy głową napisał jakże popularne "Hello :) x" tym samym rozpoczynając naszą Rzeźnie Online.
- Siema! - wrzasnęliśmy obydwoje równocześnie, więc logiczne było, iż po chwili w całym pomieszczeniu rozniósł się nasz dźwięczny śmiech. Byliśmy sami... dosłownie sekundę. Nagle licznik widzów zaczął wzrastać i ni stąd ni zowąd okazało się, iż ogląda nas 50 osób. Jak na sam początek było w porządku. Z szerokim uśmiechem na twarzy witaliśmy się z każdą przybyłą osobą, która raczyła wysłać nam jakąkolwiek wiadomość. Co więcej, nawet przeżyłem kilka chwil chwały w momencie, gdy kilka dziewcząt spytało o moje imię. 
Stwierdziłem, że Zayn to jednak ma życie. Wszyscy go znają, a przynajmniej kojarzą jego głos,  setki dziewcząt marzy o tym, by go spotkać, dotknąć, porozmawiać... A ja co? Siedzę całymi dniami w domu jak ta dupa i umieram z nudów przebywając w towarzystwie swojej wyśmienitej dziewczyny. Mam nadzieje, że każdy wyczuwa ten sarkazm w moim wykonaniu. 
- Słyszysz? - chłopak szturchnął mnie w łokieć, więc mimowolnie wyrwałem się z przemyśleń. - Pytają, czy masz dziewczynę. 
- Co? A.. Tak, tak, mam. - powiedziałem nieco nieprzytomnym tonem, po czym lekko podciągnąłem się na dłoniach i ująłem w dłoń kilka słonych paluszków. - Ale to nic poważnego. - dodałem robiąc przy tym zniesmaczoną minę.
- Serio? Przecież z nią mieszkasz.
- Rodzice to zaproponowali, a że nie mam zamiaru być postrzeganym jako maminsynek, zgodziłem się. 
- Nie ma to jak szczerość w wykonaniu panicza Horana. 
- Zawsze i wszędzie! - parsknąłem śmiechem. - Ale chyba nie będziemy gadać o moich sprawach sercowych. Wiecie... Zawsze możemy pogadać o Zaynie! - skierowałem te słowa wprost do kamerki, po czym poczułem silne uderzenie w moje lewe kolano. - No co, Malik, wstydzisz się? Mów, masz jakąś niewiastę na oku? Twoje fanki są tego ciekawe.
- Nialler, uspokój downa. 
- No wiesz... Chcesz mieć sekret przed własnym przyjacielem z dzieciństwa? Zobaczymy co sądzą o tym dziewczyny. - kliknąłem na nowe interakcje, gdyż od ostatniego odświeżenia strony trochę się ich zebrało. - Zobacz, jakaś Joe pisze, że Cię kocha. Może odwzajemnisz się tym samym?
- Zamknij się, głupku! - parsknął śmiechem, po czym rzucił się na mnie przygniatając mnie tym samym do zimnej podłogi. 
- Kurwa, On mnie gwałci! - wrzasnąłem, po czym wybuchnąłem kolejną salwą śmiechu. 
- Jeszcze raz będziesz gadał coś o moich sprawach sercowych to na serio Cię zgwałcę... a potem zamorduję. - syknął mi do ucha, po czym jak gdyby nigdy nic podniósł się do pozycji siedzącej i wdzięcznie uśmiechnął do monitora. 
- Ja się go boję. - powiedziałem niepewnie siadając obok niego.
- Bo powinieneś, Szkrabie. - zaśmiał się, po czym zerknął na interakcje. - Nie, nie jesteśmy braćmi. - skomentował czyiś wpis, po czym zabawnie poruszał  brwiami. - To mój przydupas, jak sam to niedawno stwierdził.
- Ooo, weź się, Black! 
- Bla, bla, bla... Sranie w banie i takie tam. 
- Mam pomysł! - wrzasnąłem nagle, przez co Zayn mimowolnie podskoczył w miejscu. - Jak będzie tysiąc oglądających Zayn ściągnie koszulkę! - ten spojrzał na mnie jak na idiotę, a ja jedynie wdzięcznie się uśmiechnąłem. 
- Jasne, a ty będziesz mi towarzyszył.
- Nie chcę straszyć oglądaczy. 
- Zobaczymy co oni o tym sądzą. - wrednie się zaśmiał i zaczął na głos czytać komentarze zachwytu moim pomysłem. A później jego kontynuacją. - Widzisz, nie możesz tego zrobić tym wszystkim pięknym paniom.
- A żebyś wiedział, że to zrobię. - wytknąłem w jego stronę koniuszek języka na co On odpowiedział mi tym samym. Potem sami nie wiedzieć skąd zabraliśmy się za opowiadanie o naszym dzieciństwie. Najwyraźniej zainteresowało to innych, gdyż co chwilę dostawaliśmy wiadomości, typu" Fajnie, że po upływie tylu lat wciąż się kolegujecie.", czy "Ja w waszym wieku siedziałam na balkonie i puszczałam mydlane bańki, a nie chodziłam nad jezioro podtapiać półnagie dziewczęta." Ale tacy już byliśmy.
Pewnie jeszcze długo gadalibyśmy o dupie Maryni, gdyby nie ponawiające się tweety, które niezmiernie mnie zaniepokoiły. MAMY TYSIĄC VIEWERSÓW! Oż w dupę Johnsonówny, nie spodziewałem się tego. Niepewnie zerknąłem na Mulata, który jedynie bezwiednie wzruszył umięśnionymi ramionami. Jego mina wyraźnie mówiła "Co Ci szkodzi, jesteś młody." Dlatego też bez głębszego zastanowienia przeciągnąłem koszulkę przez głowę i machając nią przed kamerką rzuciłem gdzieś do przodu. Malik widząc moją pewność siebie czym prędzej postąpił w podobny sposób, po czym znów zaczęliśmy się śmiać.
Wyglądałem przy nim jak Dziecko Słońca, ale mimowolnie dostrzegłem kupę komentarzy, że niezłe z nas ciacha. Zawsze spoko, jak to mówiła Lizzie. Po naszym magicznym pozbyciu się górnej partii ubioru otoczenie jakby się rozluźniło, co było dla mnie dość dziwne. Miałem wrażenie, że siedzimy tutaj półnadzy, więc nie mamy przed sobą tajemnic. Nie wiem, pierwszy raz czułem się tak dziwnie. Co więcej, nie posiadałem takiego wrażenia nawet w momencie, gdy obudziłem się skacowany w jego łóżku w samych bokserkach! Nie wiem, być może widownia mnie bardziej ośmielała. Wszystko mi jedno, spodobało mi się to.
- ... powiedziałem jej, że ma się od niego odczepić, ale do mojej siostry trudno docierają takie informacje, więc tak czy siak wtulała się w nogę Niall'a i szczerzyła się jak głupi do sera. I właśnie wtedy po raz pierwszy zabraliśmy tę małą gówniarę z nami nad jezioro, czego teraz strasznie żałuję, gdyż Wal wypaplała mamie wszystko to, co tam robiliśmy. Włącznie z naszym paleniem papierosów, chociaż groziłem jej, że jeśli się wygada, to zamorduję ją patelnią.
- Nie zadziałało. - skomentowałem wsłuchując się w jego monolog. Miał tak przyjemny głos, że w jego ustach wszystkie te zdania sklejały się w lepszą całość, niźli w momencie, gdy ową historyjkę opowiadałem ja. To dziwne, że tak reaguję na osobę Malika. Nigdy się tak nie zachowywałem... Nie wiem co się ze mną dzieje! No masz, i po raz kolejny przyłapałem się na tym, że lustruję wzrokiem jego nagi tors! Jakiś niewyżyty ze mnie bachor, w dodatku spedalony.
- Dokładnie. Tej, widziałeś?! - parsknął śmiechem klepiąc mnie w udo. Spojrzałem wpierw na niego, potem jego rękę, aż w końcu na miejsce wskazywane przez niego palcem. Dziewczyna o imieniu Michelle spytała, czy gdyby weszło tutaj pięć tysięcy osób, to czy bylibyśmy zdolni się "przelizać". Wpierw trochę mnie to zdezorientowało, lecz już po chwili wybuchnąłem dzikim śmiechem.
- Jasne. 
- Zaraz, co? - Zayn skarcił mnie spojrzeniem.
- No co? Wierzysz, że wjedzie tu tyle ludzi? Bo ja jakoś nie. Więc jasne, mógłbym go pocałować. Życzcie mi powodzenia. - skomentowałem wzruszając ramionami. Chłopak najpierw uważnie mi się przypatrzył, po czym jego oczy w dziwaczny sposób zaiskrzyły się. Taki drobny błysk, który mimowolnie zauważyłem. 
- Pięć tysiaków i pocałuję tego Zgreda. Dla Michelle wszystko. - stwierdził zawieszając rękę na moim ramieniu. Oboje wyszczerzyliśmy się jak złodzieje na widok otwartego skarbca, lecz miny nam zrzedły, gdy z sekundy na sekundę ilość naszych widzów zaczęła znacznie wzrastać. Ktoś musiał puścić plotkę, że siedzi tutaj para gejów, albo sam nie wiem co, gdyż było to niemożliwe, by po wypowiedzianych przez nas słowach od razu znalazło się tutaj tyle osób. 
- Chyba popełniliśmy błąd. - szepnąłem mrużąc lekko oczyska. 
- Ktoś musi nam robić reklamę... Dziękujemy! - ostatnie słowo brunet wrzasnął do mikrofonu, więc pozwoliłem sobie zareagować na to śmiechem. Boże, dzisiejszego dnia nie mogłem zamknąć mordy, gdyż cały czas się ryłem jak jakiś idiota! Malik chyba źle na mnie wpływa... - Ej, podaj mi paluszka. 
- Masz. - rzuciłem w niego garstką precelków, po czym głupio się uśmiechnąłem gdy ten zmarszczył czoło. Na szczęście zlitował się nam moją miną zbitego szczeniaczka i zbierając je z różnych partii ciała wreszcie je skonsumował. - Przypomnij mi po twitcamie, żebym oddał Ci tą koszulkę, bo o niej zapomnę. 
- Spoko. - powiedział między kęsami uśmiechając się przy tym w taki sposób, że wyglądał jak zadowolony z życia pięciolatek. Odwzajemniłem się równie pogodnym uśmiechem, po czym wstałem, by wlać sobie gazowany napój. - Ej, jakaś Ronnie pyta, czy byłeś kiedyś w Niemczech. 
- Nie, ale mam tam rodzinę. 
- Słyszałaś? Nie ma, ale jeśli podasz swój adres to Cię odwiedzi. O ile w ogóle stamtąd pochodzisz. - stwierdził parsknąwszy śmiechem. - Tak, przyjaźnimy się. Cześć Elena! Eee... Nie umiem mówić po francusku, wybacz. - gdy ten zajął się odpowiadaniem na tweety dziewczyn ja jedynie stałem z boku i głupio się mu przyglądałem. Miałem wrażenie, że coś z nim nie tak... Znaczy, nie, że jest jakiś nienormalny! O to mógłbym posądzić samego siebie... Zmienił się, ot co. Kiedyś był bardziej.. buntowniczy. A teraz? Nie wiem, bo niby jaki normalny Bad Boy nosi przy sobie żel do włosów i rysuje śpiących kumpli w jakimś starym zeszycie? Nie, że mi to przeszkadza, ale czuję się przy nim tak, jakby coś przede mną ukrywał i za nic w świecie nie chciał powiedzieć o co chodzi. Zayn zawsze był dość tajemniczym kolesiem, ale tym razem chyba przesadził.
- Już jestem. - usiadłem na podłodze trzymając w ręce szklankę z napojem. - Co jest?
- Nic, jakaś dziewczyna pisze, że chciałaby mnie wyruchać za żywopłotem, czy coś... - powiedział chłopak nie wyrabiając ze śmiechu. Ja jedynie głupio się uśmiechnąłem i spojrzałem na ekran. - Jestem Niall i obydwoje mamy dziewiętnaście lat. - odpowiedziałem na czyjeś pytanie, po czym zerknąłem na przyjaciela, który powoli dochodził do siebie. - Weź się ogarnij, głupku! Ja bym się zgodził... 
- Serio?
- No ba!
- Od kiedy jesteś taki odważny? 
- Od dzisiaj. - zrobiłem uroczy dzióbek, po czym poruszałem kilkakrotnie brwiami. Brunet pokiwał głową, po czym wrócił do odpowiadania na różne pytania, i nie tylko. 
- Nie chodziliśmy razem do klasy. Ja jestem z Londynu, a On z Irlandii, więc to niemożliwe. Nialler, dziewczyny piszą, że masz fajny akcent. - tutaj wdzięcznie się uśmiechnąłem i jak najpiękniej potrafiłem, podziękowałem. - Yyyy... Nie wiem, jakieś dwa lata? 
- A co?
- Ktoś się pyta jak długo pracuję w radiu. 
- A, spoko. 
- No... Tak, mamy rodzeństwo. Ja mam trzy siostry, a Nialler brata. Matko, niektóre wiadomości mnie krępują! - parsknął śmiechem klikając na nowe interakcje. Z czasem przybywało ich coraz więcej, więc nie chciało mi się ich kontrolować i jedynie słuchałem słów Malika wygodnie podpierając głowę o kant kanapy. Szczerze mówiąc mógłbym w jego towarzystwie przesiedzieć całe życie. Na pierwszy rzut oka widać, że Zayn bardzo otworzył się na kontynuację naszej przyjaźni z czego swoją drogą jestem bardzo zadowolony. Sporo razem przeżyliśmy i głupio byłoby bez zbędnych wyjaśnień zakończyć tę znajomość. Choć zapewne gdybym nie przystał na propozycję przeprowadzki nie byłoby mi to dane. Cóż, przynajmniej znalazłem jakiś pozytyw wyjazdu do Anglii. - Mamy pięć tysięcy? Zajebiście, dziękujemy! - powiedział Malik machając do kamerki i przesyłając "całuski". Ja jedynie szeroko się uśmiechnąłem i upiłem łyk napoju.
ZARAZ, CO?!
Cały trunek z moich ust spoczął na klacie i spodniach Malika. Moje oczy nabrały ogromnych rozmiarów, a usta samowolnie zastygły w szerokim rozchyleniu.
- Mamy pięć tysięcy?!
- Stary, wyglądam jakbym się zlał... - jęknął przecierając krocze dłońmi. Po chwili spojrzał na mnie z podobnym niedowierzaniem co ja i.. szczerze mówiąc przez jakiś czas siedzieliśmy i w ciszy wpatrywaliśmy się w swoje twarze. No, może nie w zupełnej ciszy, gdyż w radiu leciała jakaś denna piosenka z czasów, gdy moja mama była częstą bywalczynią wszelkiego rodzaju imprez nakrapianych hektolitrami alkoholu, ale możemy pominąć ten fakt. - O kurwa. - krótki i jakże zacny komentarz. Trafił nim w sedno.
Niechętnie, lecz mimowolnie zerknąłem na interakcje... Czyhało tam na nas ponad sześćdziesiąt wiadomości. Kliknąłem i DOZNAŁEM OCZOPLĄSU! Wszędzie były tweety typu: "Jest 5.000!", "Dalej, całować się!", "Jesteście gejami? Słyszałam, że macie się lizać." i wiele innych... Podrapałem się po karku, po czym poprawiłem czapkę, która powoli opadała mi na czoło.
- I co teraz zrobimy? - szepnął drapiąc się za uchem. Matko, obydwoje reagowaliśmy tak samo w sytuacjach stresowych: DRAPALIŚMY SIĘ, JAKBYŚMY MIELI WSZY! Dziwaczne. Niepewnie na niego zerknąłem, po czym wzruszyłem ramionami.
- Z jednej strony to dość dziwne, ale obiecaliśmy, prawda? - przygryzłem policzek od środka, a Zayn obdarował mnie delikatnym uśmiechem. Jeszcze raz ogarnęliśmy wiadomości, ludzie definitywnie domagali się naszego gejowskiego pocałunku. - Zawsze marzyłeś o sławie, pamiętasz? To może Ci to zafundować.
Ten jedynie ciężko westchnął, po czym wystukał na klawiaturze jedno, proste zdanie.
Trzy, dwa, jeden - CAŁUJEMY SIĘ Z NIALLEREM!
Wcisnął enter i wszystko było jasne. Obydwoje uśmiechnęliśmy się do siebie jak jacyś idioci, po czym postanowiliśmy się za to jakoś zabrać. Usiedliśmy się do siebie przodem tak, by kamerka wdzięcznie obejmowała nasze profile. Spojrzałem w jego czekoladowe, nieprzeniknione tęczówki. Lśniły, co wywołało u mnie spora dozę pytań bez konkretnych odpowiedzi. Wszystko mi jedno, raz kozie śmierć. Nieznacznie przybliżyłem się do niego, na co on zareagował przygryzieniem dolnej wargi. Przyznam, iż wyglądało to co najmniej zachęcająco... Po raz ostatni zerknąłem na monitor, aż wreszcie cicho westchnąłem i z szerokim uśmiechem na twarzy obróciłem twarz w stronę przyjaciela. Dzieliło nas ledwie kilka centymetrów... czułem jego ciepły oddech na swojej twarzy.
Wreszcie postanowiłem sam się za to zabrać. Sam nie wiem skąd u mnie taka reakcja... Może po tym moim "proroczym" śnie? Wszystko mi jedno, teraz wszystkie moje myśli krążyły wokół Zayn'a. Gdy ten lekko się do mnie uśmiechnął, po prostu, postanowiłem działać. Delikatnie ułożyłem dłoń na jego policzku, po czym jeszcze bardziej się do niego przysunąłem, wciąż wpatrując mu się w głąb jego tęczówek. Były tak hipnotyzujące... Czułem intensywne pieczenie na moich policzkach, pewnie byłem cały zarumieniony, lecz szybko to zignorowałem. Teraz liczył się tylko ON.
- Będzie ok. - szepnąłem dosłownie centymetr przed jego twarzą, po czym nasze usta WRESZCIE się złączyły. Były bardzo miękkie i wyczułem, że lekko drżą. Moje zresztą nie były lepsze... lecz emocje, które temu towarzyszyły były powalające. Dobrze, że oboje siedzieliśmy, gdyż inaczej pewnie już dawno runąłbym na ziemię niczym kłoda. I nagle stało się coś jeszcze bardziej magnetycznego. Ten zaplótł dłonie wokół mojego karku i jeszcze bardziej do mnie przywarł. Normalnie pewnie bym go odepchnął, lecz.. nie miałem ochoty? Kurwa, nie chciałem tego zrobić!
Prawą rękę ułożyłem na jego nagiej klatce piersiowej, a lewą dłoń zatopiłem w jego idealnie ułożonych włosach. Miałem cichą nadzieję, że mi wybaczy. Pod naszym pocałunkiem poczułem, że ten się uśmiecha, więc postąpiłem ponownie. Odnowiłem pocałunek, a On jakby bardziej go pogłębił. To było coś, czego nie byłem w stanie opisać. Mój pierwszy pocałunek z facetem, a miałem wrażenie, jakby nie miał być ostatni... Co więcej, dawał mi większej satysfakcji niż mój pierwszy całus z Elizabeth!
Muskaliśmy swoje usta z namiętną pasją, aż sam bałem się reakcji naszych widzów, o których przez chwilę zapomniałem. Kurczę, teraz nie będą dawać mi spokoju, gdyż przypominając sobie o nich automatycznie się zablokowałem. Szkoda. Prawą dłoń przesunąłem wzdłuż jego torsu, szyi, aż wreszcie spoczęła na lewym policzku. W bardzo delikatny sposób ująłem jego dolną wargę w swoje zęby, po czym lekko, choć bardzo zadziornie, ją przygryzłem naznaczając tym samym koniec naszego zbliżenia.
Gdy oddaliłem swoją twarz od jego automatycznie spostrzegłem jego rumieńce. Widać nie tylko mnie rozpaliło wewnętrznie to przeżycie. Uśmiechnąłem się pod nosem, a On to odwzajemnił. Miałem wrażenie, że go.. omamiłem? To było dość dziwne. Oblizując wargi zerknąłem wreszcie na komputer i zaśmiałem się na widok 666 nowych interakcji. Szatan nas naznaczył! Najechałem na nie myszką i automatycznie na kliknąłem.
Chcę być gejem. 
Dlaczego mój chłopak się tak ze mną nie całuje?!
Jesteście parą?
Obleśne, ale podniecające.
O kurwa!
Nie myślałam, że jesteście do tego zdolni *-*
I praktycznie w ten sposób wyglądało całe mentions panicza Malika. Obydwoje zerknęliśmy na siebie z szerokim uśmiechem na twarzy, aż wreszcie Malik, jako pierwszy, podjął się zniszczenia ciszy panującej między nami. 
- Proszę śledzić tego Pana, bo jak nie, to zamorduję. 
- Nie strasz ich, bo na prawdę się wystraszą, a nie chcę mieć takiego spamu jak Ty. 
- Nie przesadzaj, nie jest źle. Swoją drogą nie wiedziałem, że tak dobrze całujesz.
- Sam tego nie wiedziałem, bo Lizzie nigdy mi nic takiego nie powiedziała.
- No tak, Lizzie. Będzie trzeba ją za to przeprosić.
- Czy to takie ważne? 
- A nie? - skarciłem go spojrzeniem. Nie chciałem teraz myśleć o NIEJ. W tym momencie była dla mnie tyle samo ważna, co wczorajsze śniadanie, czyli NIC. 
- Kochani, jesteśmy zmuszeni powoli kończyć. Nie wiedziałem, że czas z Wami tak szybko zleci. 
- Obiecujemy, że jak najszybciej postaramy się powtórzyć tego twitcama.
- Nie ma innej opcji! Tylko następnym razem zaplanujcie dla nas nieco bardziej czasochłonne zajęcie, ok? 
Malik się zaśmiał, a ja mu zawtórowałem, ot taka dygresja.
- Dziękujemy, że byliście, miłego dnia!
- A właściwie wieczoru, Zayn. Wieczoru!
- Mniejsza. Trzymajcie się!
- Pa! - twitcam został zakończony i zapisany.


// Omn, omn, omn, omn *-*
W mojej głowie wyglądało to nieco lepiej, ale mam nadzieję, że Was nie zawiodłam, szczególnie z tą sceną, której tak bardzo wyczekiwaliście. A właściwie wyczekiwaŁYście* :)
Jak widać akcja się rozkręca, więc mam nadzieję, iż z czasem znajdzie się tutaj jeszcze więcej czytelników, choć już widzę nowe osóbki, za co BARDZO dziękuję :]
Przy okazji, scena z tc nie ma zupełnie NIC wspólnego z moim domniemanym "porno twitcamem". Tą scenę miałam przemyślaną jakiś czas przed tym, gdy zasiadłam przed kamerką z rozbierającą się Dżoaną ;D
Miejmy nadzieję, że nie zniechęcam was do czytania tymi moimi cukierkowymi scenami, lecz właśnie taką (bynajmniej na razie) mam na to wizję. Wybaczcie wszelkie błędy i niedogodności :)
Całuję, @ChelleHoralik :) xx