niedziela, 9 grudnia 2012

Dwudziesty pierwszy

Złożyłem dwa, zabrudzone od sosu pomidorowego, talerze na jedną kupkę, po czym nieznacznie się uśmiechnąłem kładąc na nich równocześnie dwa zużyte widelce. W moich myślach wciąż rozbrzmiewały głosy, które co jakiś czas melodyjnie prychały śmiechem zaraz po tym, gdy padło jedno z mniej lub bardziej niezręcznych pytań. Miałem tutaj na myśli, przede wszystkim, konwersację z Cher. Może to dziwne, ale.. otworzyła się przede mną. Może moje żarcie faktycznie było magiczne? Może mój makaron był zrobiony z czegoś, co zmuszało ludzi do mówienia prawdy i tylko prawdy? Sam nie wiedziałem... Ale polubiłem to. Czułem, że przyjaźń między mną a panienką Lloyd przeskoczyła na bardziej zaawansowany stopień.
- Cher, o co chodzi? 
- Słucham?
- Ty i Harry. Widziałem, że coś jest na rzeczy. 
- Niall, ja..
- Nie wykręcaj się. Wiesz, że nikomu o niczym nie powiem. Możesz mi ufać.
- Ja i Harry... my byliśmy parą. Przez jakiś miesiąc, może dwa. Kilka dni przed moim wyjazdem do USA wyznał mi co czuje. Uległam mu, poszliśmy do łóżka.. a potem wyjechałam. Po jednym z koncertów dostałam od niego wiadomość, że.. to był błąd. Kocha mnie, ale jak siostrę i nie chce stracić takiej przyjaciółki jak ja. Ale najgorsze w tym wszystkim jest to, że ja nie potrafię o nim zapomnieć.
Jej końcowe słowa głucho obijały się o moją czaszkę. Ona musi cierpieć, i to cholernie mocno. Chyba żadnej dziewczynie, ani też chłopakowi, nie życzę, by przechodzili takie katusze. Miłość jednak czasami bywała zgubna, ale jedynie wtedy, gdy okazywała się być nieodwzajemniona. Jestem dobrym przyjacielem, więc wysłuchałem jej, pozwoliłem jej wypłakać się na moim ramieniu, wreszcie nakarmiłem ją spaghetti, wysuszyłem bluzkę, z której ówcześnie sprałem plamę i przyrzekłem, że jakoś jej pomogę. Nie mam bladego pojęcia jak, ale poradzę sobie. Ona była zbyt kruchą istotą, by poradzić sobie z tym ciężarem w samotności.
Oparłem się lewym biodrem o kant stołu, po czym upiłem łyk wody mineralnej, którą jakiś czas temu wlałem do przezroczystej szklanki. Mimo, iż tyle rzeczy działo się wokół mnie miałem wrażenie, że osobiście stoję na prostej. Wszystko to, czego chciałem - właśnie było na wyciągnięcie mojej dłoni. Choć nie mogę zapominać o tym, że czekała mnie jeszcze dogłębna konwersacja z najważniejszym mężczyzną na chwilę obecną w moim życiu. Znając los, Malik przyjdzie do domu obrażony na cały świat i nie będzie miał najmniejszej ochoty ze mną rozmawiać. Zbyt długo go znałem, by nie przewidzieć jego reakcji na to.. wszystko. Odstawiłem naczynie na blat stołu, po czym uniosłem wzrok i zerknąłem na zegarek. Dokładnie w momencie, gdy gruba wskazówka przesunęła się o jedną jednostkę dalej, a z tarczy zegara spokojnie mogłem odczytać, iż mamy już osiemnastą godzinę, usłyszałem jak drzwi od mieszkania cicho się otwierają, po czym z nie większym szmerem powracają do pierwotnego stanu bytu. Głośno przełknąłem ślinę i zaplótłszy ręce na wysokości klatki piersiowej wbiłem wzrok w przejście. Nie myślałem nawet o tym, by się ruszyć. Po prostu stałem na środku kuchni i oczekiwałem tego, aż brunet sam pofatyguje się o przywitanie się ze mną.
- Cześć. - bąknął prawie niezrozumiale pod nosem stając w drzwiach kuchni, po czym ściągnął usta w prostą linię i odłożył czarny plecak na podłodze. Tam, gdzie zawsze. Można rzec, iż tak bywało każdego dnia. On wracał do domu, ja czekałem na niego w kuchni i podając mu coś do skonsumowania słuchałem tego, jaki to wspaniały dzień miał w pracy. Dziś wiedziałem, że będzie inaczej, ale aktualnie starałem się o tym nie myśleć. - Ktoś tu był? - wymownie zerknął na dwa talerze, które znajdowały się nieopodal mnie.
- Cher. Spotkałem ją w szpitalu i zaprosiłem na obiad.
Na słowo szpital na twarzy Mulata zarysował się lekki grymas, jednak zignorowałem to. Ująłem naczynia w dłonie i jak gdyby nigdy nic ustawiłem je w zlewie. Nie chciało mi się teraz sprzątać, no i nikt mnie nie gonił...
- Kazała Cię pozdrowić. - przypomniałem sobie jej końcowe słowa, gdy to już wychodziła z naszego apartamentu, po czym wreszcie odwróciłem się do niego przodem i zgarnąłem z blatu stołu moją prawie pustą szklankę.
- Kto?
- Cher. A co, myślałeś, że mówię o Lizzie? - spojrzałem na niego dość kąśliwym spojrzeniem, po czym nieznacznie wygiąłem usta w chamskim uśmieszku. Skoro on mógł strzelać fochy, to niby dlaczego ja miałbym być gorszy?
- Niall, proszę Cię.. - Zayn ciężko westchnął, po czym wreszcie dał kilka kroków do przodu nieznacznie się do mnie przybliżając. - Nie mam ochoty na kłótnie.
- Nie ja wstąpiłem na ścieżkę wojenną, kolego. - upiłem do końca trunek, po czym również i to naczynie odstawiłem tuż obok talerzy. Szukałem zajęcia, które jakkolwiek pozwoliłoby mi nie zwrócić uwagi na jego błagalne spojrzenie. Wiedziałem, że gdybym tylko podniósł głowę, jego czekoladowe tęczówki przeszyłyby mnie na wskroś, potem zjadłyby mnie wyrzuty sumienia i.. spędzilibyśmy dzisiejszy wieczór na oglądaniu pierwszego lepszego filmu na DVD.
- Przepraszam, kochanie. Wiesz, że Elizabeth to dla mnie dość drażliwy temat.
- Boisz się, że Cię dla niej zostawię?
- Nie? Tak. Sam nie wiem...
- Zayn.. - zacząłem i mimowolnie uniosłem głowę ku górze. Horan, głupku! Dopiero teraz zorientowałem się, że ten stoi praktycznie naprzeciw mnie. Był oparty o stół i wpatrywał się we mnie z tym swoim wrodzonym seksapilem i swoistym urokiem. Przygryzłem dolną wargę, a on jedynie odepchnął się od oparcia i podszedł do mnie ujmując moją zarumienioną twarz w swoje lekko chłodnawe dłonie.
- Wiem, wiem. Kochasz mnie, i tylko mnie. Mówiłeś mi to trylion razy. Ale nie widzisz, że mam powody do zazdrości? No i.. nie lubię, gdy ktoś przerywa nam te NASZE chwile. - przedostatnie słowo zostało przez niego niezmiernie słodko naznaczone, przez co na moją twarz wkradł się zadziorny uśmieszek. Spojrzałem w jego czekoladowe oczyska, a on jedynie lekko pogładził mój prawy policzek swoim kciukiem. - Przepraszam, na prawdę..
- Nie gadaj, tylko całuj. - zmarszczyłem lekko nos, a on radośnie zachichotał i soczyście musnął moje spragnione jego bliskości wargi. Automatycznie plotłem dłoń w jego włosy, a drugą ręką pozwoliłem sobie lekko zmierzwić koszulkę, którą miał na sobie.
Ostatnio zauważyłem, że nasze samotnie spędzane wieczory zazwyczaj kończyły się w jeden i ten sam sposób - seksem. Nie, żeby nazbyt specjalnie mi to przeszkadzało! Wręcz przeciwnie, była to czynność, która bardzo mi schlebiała, ale.. czasem chciałem po prostu się do niego przytulić i porozmawiać, a on chyba niezbyt dokładnie zdawał się rozumieć moje intencje. Chyba nieco zbyt bardzo przywykł do tego, że jestem "tylko jego". Może ta cała sytuacja związana z Lizzie będzie czymś, co wniesie w nasze relacje coś świeżego? Może właśnie dzięki niej brunet pogodzi się z faktem, że otaczają mnie inni ludzie, którzy bardzo za mną tęsknią i również oczekują tego, że będę się starał jak najczęściej dotrzymywać im towarzystwa. To, że mam chłopaka przecież nie oznacza wiecznego celibatu, bądź też aresztu domowego, nieprawdaż? Malik musi wiedzieć, że jestem w stanie poradzić sobie równiez i bez niego. Choć chyba logiczne, że nawet nie myślałem o tym, ażeby spróbować to zrobić...
Uśmiechając się pod nosem czułem, jak chłopak penetrował swoim językiem moje podniebienie, tak doskonale znane jego mięśniowi gębowemu. Swoimi wilgotnymi pocałunkami zjechał na moją szyję, później obojczyk, a jego kolano mimowolnie ocierało się o moje krocze, gdyż umożliwiłem mu owe dojście machinalnie rozstawiając lekko nogi. Zjechałem dłońmi na jego pośladki, lecz on niezbyt długo pozwolił sobie na to, by moje ręce raczyły nieco je podrażnić. Otóż sam chwycił mnie za moje zgrabne cztery litery, następnie lekko podrzucił mnie sobie do góry i unosząc mnie nad ziemią, gdy tylko zaplotłem nogi wokół jego pasa, przeniósł mnie na coś twardego. No tak, dopiero po chwili zorientowałem się, że leżę na kuchennym stole. NA STOLE?! Chyba jeszcze nigdy się to nam nie zdarzyło. Swoją drogą, zauważyłem, że z dnia na dzień chłopak wybierał coraz to dziwniejsze miejsca do uprawiania stosunku. Miał wybujałą fantazję erotyczną, trzeba mu to przyznać. Wspinając się na blat, lekko się nade mną nachylił i powrócił do zasysania się w moją skórę. Coś czuję, że jutro będę zmuszony paradować po ulicy z dorodną malinką na wysokości szyi, ale mniejsza z tym. Gdy wreszcie się ode mnie odessał - wykorzystał ten moment, by zorientować się wzrokiem gdzie znajduje się zapięcie od moich spodni. Zwinnie rozpiął guzik i zamek usadowiony na materiale, po czym jednym gestem zmusił, by moje biodra się podniosły. Posłusznie to zrobiłem, a gdy tylko jego palce zakleszczyły się na górnej części mojej odzieży - już po chwili zarówno moje spodnie jak i bokserki, które ściągnął za jednym razem, leżały na podłodze pod stołem.
Gdy ten znów złączył nasze usta w pocałunku, dość dzikim i spontanicznym, czyli takim, jakie lubiłem najbardziej, tym razem to ja zaoferowałem się ze ściągnięciem jego dolnego odzienia. Uśmiech, który wyczułem pod pocałunkiem uznałem jako zgodę, więc już po chwili uniosłem się lekko do góry i zsunąłem jego ubrania do wysokości kolan. Po chwili poczułem, jak chłopak mocno przygwożdża mnie do drewnianego blatu, a jego ostre zęby lekko nadgryzają płatek mojego ucha.
- Przez Ciebie stałem się seksoholikiem. - syknął mi wprost do ucha, a ja wygiąłem się jak struna w momencie, gdy ostro wjechał we mnie swoim członkiem. Z mojej krtani wypłynął stłumiony okrzyk, a moje oczy zaszły mgłą. Nie poznawałem go.. Zawsze subtelny i delikatny Zayn dziś przypominał.. łowcę. Byłem jego zwierzyną i miał prawo robić ze mną wszystko, na co tylko naszła go ochota.
- Zayn? - sapnąłem lekko zachrypniętym głosem, lecz on mnie nie posłuchał. Ponowił swoje pchnięcie, a ja znów wygiąłem się pod naporem jego ciała. Ból przeszył moje ciało po całej długości mojego kręgosłupa, lecz już po chwili w tym samym miejscu poczułem przyjemne mrowienie, które nieznacznie mnie podnieciło. Wjechałem dłońmi pod jego bluzkę i wbijając paznokcie w jego plecy pozostawiłem na nich krwiście czerwony ślad, gdyż pozwoliłem sobie podrapać go od połowy pleców, aż do pośladków. Czułem, jak nasze ciała stawały się spocone i nieprzyjemnie lepkie, lecz zignorowałem to. Bardziej skupiałem się na tym, że jego niezaspokojony penis rozdzierał mnie od środka. Jego ruchy były coraz szybsze i pewniejsze siebie, o ile mogły jeszcze takie być. Miałem wrażenie, że.. on nie myśli nad tym co robi. Przez chwilę w moim umyśle rozkwitła nawet myśl, że może w ten sposób chce mi pokazać, że nie tylko duszą, ale i całym ciałem należę do niego i nikt inny nie ma prawa nawet na mnie spojrzeć, lecz szybko o tym zapomniałem, gdyż po chwili nie byłem się w stanie na niczym skoncentrować.
- Malik... kurwa.. zaraz... umrę! - warknąłem na niego, a on jedynie ciężko sapnął i bąknął.
- Zamknij się. Chwila. - moje płuca z trudem łapały powietrze, a palce coraz silniej wbijały się w jego nieskazitelną skórę. Świat wokół mnie zaczął wirować, blat pod moją posturą robił się coraz bardziej miękki.. aż wreszcie poczułem, jak wewnątrz mnie dochodzi do eksplozji: poziom podniecenia chłopaka dosięgnął zenitu i spuścił się wewnątrz mnie. Poczułem jak moje ciało staje się niezmiernie rozluźnione, a już po chwili zmęczona sylwetka Mulata ciężko na mnie opadła. Sapiąc mi prosto nad uchem lekko pocałował mnie w skroń, po czym głaszcząc mnie po sklejonych włosach, szepnął. - Kocham Cię.
Spojrzałem na niego lekko nieobecnym wzrokiem, po czym delikatnie się uśmiechnąłem. Objąłem go w pasie, po czym oblizując suche usta, ledwo słyszalnie odwzajemniłem się podobnym wyznaniem. Sam nie wiem co działo się potem... Po prostu widziałem ciemność i sam nie wiedzieć kiedy - zasnąłem czując się niezmiernie bezpiecznie mając u boku bruneta.


// Mam wrażenie, że rozdział wyszedł dość nudny, niezbyt spójny i krótki, ale cóż.. Musiałam go dodać, bo jak najszybciej chcę skończyć to opowiadanie, a przy okazji nie chcę Was dłużej trzymać w niepewności :) W poprzednim rozdziale nie było Zayna, więc tutaj musiałam go wykorzystać, i to bardzo doszczętnie. Mam nadzieje, że Was nie zawiodłam, bo nie ma się co oszukiwać - wypadłam z wprawy i nie umiem już nie wiadomo jak smakowicie opisywać takich scen. Nie będę tu dodawać nic więcej. W przyszłym rozdziale znów pojawi się Harry, gdyż do końca opowiadania stanie się on jednym z głównych bohaterów. Podobnie jak Cher. I tak, dobrze myślicie - HARRY SPORO TUTAJ NAMIESZA :3 Ale ćśśśśś, nic Wam nie mówiłam. Nie pytajcie o to, kiedy dodam kolejny rozdział. Piszę je na bieżąco, więc dodaję wtedy, gdy tylko uda mi się coś naskrobać. Ostatecznie, jeśli chcecie trzymać rękę na pulsie, śledźcie moje wpisy na twitterze, o! Buziaki . xx
@ChelleHoralik

środa, 5 grudnia 2012

Dwudziesty

Chyba tylko ja, Niall Horan, idiota z Mullingaru, jestem zdolny do tak idiotycznych wyczynów. Nie potrafię nawet normalnie funkcjonować w publicznych placówkach, a to daje na prawdę wiele do myślenia. Co, jeśli jestem chory psychicznie i już dawno powinienem zostać zamknięty w pokoju z gumowymi ścianami, w dodatku owinięty białym kaftanem, który uniemożliwiałby mi spokojne podrapanie się po czole? Albo mam ADHD i nie jestem zdolny do nienaruszania przestrzeni osobistej innych ludzi. Z przerażeniem w oczach spojrzałem na ogromną plamę po napoju, jaką naniosłem na kremową koszulkę swojej ofiary, po czym mimowolnie upuściłem już pusty kubeczek na podłogę i zacząłem trzeć własnymi dłońmi ową plamę, która dzięki moim namolnym tarciom zdawała się być jeszcze gorsza, niźli poprzednio.
- Tak mi przykro, przepraszam, jestem idiotą, mam oczy szeroko zamknięte, jeszcze raz...
- Zamknij się deklu i przestań macać mnie po cyckach! - usłyszałem rozbawiony, i jakże znany mi osobiście głos, który wywołał u mnie falę nieokiełznanej ulgi.
- Cher, co Ty tu robisz? - zerknąłem na twarz swojej koleżanki. Że też wcześniej jej nie poznałem... Nie zachowywałbym się wtedy jak natarczywy pedofil. Ale cóż, tak to jest jak się paraduje w pomieszczeniu z ogromną, puchową czapką, która stanowczo zasłaniała jej ogromne, brązowe oczyska. Odsunąłem się od niej na nieznaczną odległość, po czym zaplótłszy ręce na wysokości klatki piersiowej, wbiłem w nią swoje lazurowe spojrzenie.
- Moja przyjaciółka tu jest i właśnie ją odwiedzałam.
- Sama?
- Nie.
- Rozumiem. Cholera jasna, no nie mogę, no! - uderzyłem dłońmi we własne uda, po czym nerwowo pokręciłem głową. - Ta plama mnie irytuje!
- Poradzę sobie.
- Dać Ci pieniądze na pralnię?
- Nie trzeba... - dziewczyna wesoło się zaśmiała, po czym nieznacznie naciągnęła na naznaczone napojem miejsce biały sweter, który swoją drogą również był poplamiony. Dobrze, że przynajmniej była to osoba, którą znałem... gdyby okazał się to być jakiś zmutowany facet z wygoloną czachą i tatuażami na przedramionach, prawdopodobnie nie uszłoby mi to płazem.
- Wiesz co... Wyglądasz jak dziecko nieszczęścia. - cmoknąłem, po czym szyderczo się uśmiechnąłem. - Idziemy do mnie. Zrobię jakiś obiad, wypiorę Ci tę bluzkę, a w międzyczasie pożyczę Ci coś swojego i wypijemy jakąś herbatę. Co Ty na to? - zachęciłem ją szerokim uśmiechem, na co ona zareagowała podobnie. Na jej filigranowych rozmiarów buźce pojawił się ogniście dziecinny wyszczerz, a czekoladowe tęczówki wręcz tańczyły z radości.
- Mam gdzieś Twoją herbatę! - nie da się ukryć, że moja mina musiała okazać się być przekomiczna. - Jedynym słowem, które mnie tutaj urzekło jest obiad. - dodała widząc moją reakcję, po czym figlarnie puknęła mnie w ramię.
- Dobra, dam Ci sałatę, czy coś. - sarkastycznie się uśmiechnąłem, lecz dziewczyna zrobiła na tyle zabawną minę, że nie wytrzymałem i wesoło się zaśmiałem. - Nie wiem dlaczego wszyscy tak bardzo uwielbiają moją kuchnię. Przecież to wszystko jest...
- Jak powiesz, że normalne, to Ci walnę, Horan. - Lloyd stanowczo przerwała moją skromną wypowiedź, na co ja wystawiłem czubek języka w jej kierunku.
- W takim razie idziemy?
- Czekaj... Zapomniałam o moim.. koledze. - na chwilę zamilkła, lecz mówiąc ostatnie słowo zdała się być przekonana co do swojej wypowiedzi. Czyżby kogoś miała? Kolegowałem się z nią, ale mimo to miałem wrażenie, że nasza znajomość jest na dobrej drodze ku temu, by stać się przyjaciółmi, a ona utrzymywałaby taki fant w sekrecie przede mną? Owszem, była osobą publiczną, jako piosenkarka miała prawo nie rozpowiadać o swoich prywatnych sprawach na prawo i lewo, ale ja nie należę do świata show-biznesu, więc nie wiem dlaczego mi nie ufała. Mimo to nie chciałem drążyć tematu. Kiwnąłem lekko głową, po czym chwilę się zadumałem.
- Kolega może iść z nami, nie mam nic przeciwko.
- Jezusie Święty, jesteś najwspanialszą osobą, jaką znam! - rzuciła się na mnie pełna entuzjazmu, nieznacznie naznaczyła mój policzek soczystym całusem, aż wreszcie oderwała się ode mnie i rozejrzała dookoła. - Czekaj zadzwonię do niego, żeby nas znalazł.
- Nie spiesz się. - szepnąłem, po czym kolebiąc się w przód i w tył, rozglądałem się dookoła. Dopiero teraz zorientowałem się ilu ludzi ma nas na celowniku. Wszyscy gapili się na nas tak, jakby zobaczyli Brangelinę w czasie stosunku seksualnego na trampolinie, czy coś w ten deseń. Ok, Cher mogła być obiektem zainteresowań, ale dlaczego tyle osób gapiło się nie tylko na nią, ale również i na mnie? Czułem się nieco osaczony ich natarczywymi spojrzeniami, więc chcąc nie zwracać na to uwagi, rozbiegłem spojrzenie gdzieś poza plecami brunetki.
Moim oczom ukazała się wysoka i smukła sylwetka kędzierzawego chłopaka, który z determinacją kroczył wzdłuż korytarza, jakby nie bacząc na fakt, że w każdej chwili zza rogu może wyskoczyć jakiś wózek inwalidzki, który w niego trzaśnie i doprowadzi do niespodziewanego upadku. Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że to ten sam koleś, z którym rozmawiałem chwilę przed wizytą w pokoju Lizzie.
- Cześć, Harry! - krzyknąłem, kiwając dłonią na powitanie. On początkowo mnie nie zauważył, lecz gdy wreszcie się ocknął, na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech, a dołeczki w policzkach zdały się poszerzać coraz bardziej z każdym momentem, w którym zdawał się być coraz bliżej nas. Po chwili stanął w połowie dystansu i wyciągnął z kieszeni obcisłych dżinsów telefon wydający z siebie stłumioną melodyjkę, którą chcąc nie chcąc kojarzyłem z wieczornych audycji Zayna.
Zwinnym gestem pokazał mi, że zaraz do mnie przyjdzie, po czym przyłożył aparat do ucha.
- No gdzie jesteś? - dziewczyna, która stała naprzeciw mnie radośnie cmoknęła do słuchawki.
- eee... Na korytarzu. - do moich uszu dobiegł niski i lekko zachrypnięty głos.. Harry'ego. Rozejrzał się dookoła, po czym podrapał się po głowie. - A Ty?
- Stoję na korytarzu niedaleko stołówki i...
- Psss... Cher... - dyskretnie przerwałem jej rozmowę, na co ona spiorunowała mnie pytającym spojrzeniem. - Odwróć się do tyłu. - szepnąłem nieco rozbawionym tonem, po czym wskazałem palcem na chłopaka, który również i teraz patrzył w moją stronę.
Dziewczyna wykonała polecenie, po czym wybuchnęła tym swoim jakże charakterystycznym dla własnej osoby śmiechem. Po chwili również i ja jej zawtórowałem, a jako, iż była to reakcja łańcuchowa, brunet także wydał z siebie śmiecho-podobny chichot. Zwinnym krokiem doszedł do naszego niewidzialnego kręgu, po czym delikatnie uściskał brunetkę i szeroko się do mnie uśmiechnął.
- To wy się znacie? - kędzierzawy zerkał to na mnie, to na Cher.
- Mógłbym Ci zadać to samo pytanie. - odparłem, po czym nieznacznie się uśmiechnąłem.
- Ja już nic z tego nie wiem, ale podoba mi się to. - wtargnęła w naszą konwersację dziewczyna, po czym słodko się uśmiechnęła, jak to miała w zwyczaju.
- Co ci się stało? - chłopak ni stąd, ni zowąd zmiażdżył zdezorientowanym spojrzeniem posturę "koleżanki".
- To moja wina. Aby uzyskać jej odkupienie zaprosiłem ją na obiad. Piszesz się na to?
- Nie odpowiadaj, tylko chodź. - dziewczyna szybko szepnęła w kierunku Harry'ego, po czym energicznie za gestykulowała. - Żarcie z jego kuchni to niebo w gębie, więc rzucaj wszystko i zwijaj tyłek z nami.
- Przekonała mnie. - słowa, które był skierowane w moją stronę, przyprawiły mnie o nie małe rozbawienie. Kiwnąłem lekko głową, po czym wpychając dłonie w kieszenie płaszcza, wyczekująco na nich zerknąłem.
- Ubierzecie się wreszcie, czy mam wam dać ku temu jakieś specjalne zaproszenie? Na dworze jest mróz, więc ciężko będzie wam na piechotę dojść na drugi koniec miasta w samych sweterkach.

***
 - Horan, bierz ten mały tyłek z mojej torby! - brunetka pisnęła mi do ucha, na co ja jedynie wybuchnąłem dzikim śmiechem i mimowolnie podniosłem biodra ku górze tak, ażeby dziewczyna swobodnie mogła wyciągnąć to, co należało do niej (a dla mnie bardziej wyglądało jak worek na śmieci, lecz pomińmy ten fakt).
- Długo się znacie? - mimowolnie zerknąłem na chłopaka, który siedząc na przednim siedzeniu wpatrywał się w górne lusterko auta. Dobrze, że nie wzięli ze mnie przykładu i dotransportowali się do szpitala samochodem. Bynajmniej teraz nie musimy marznąć starając się dotrzeć do apartamentu należącego do mnie i Zayna. Wreszcie swobodnie wzruszyłem ramionami i pokusiłem się o udzielenie odpowiedzi na jego pytanie, gdyż Cher zdecydowanie się ku temu nie rzucała. Była pochłonięta tym, co właśnie przeglądała na swoim porysowanym iPhonie wyciągniętym z worka.
- Może jakieś.. pół roku? Szczerze mówiąc, sam nie wiem. Mamy wspólnych znajomych i tak się wszystko jakoś.. potoczyło.
- Milusio. - chłopak lekko się uśmiechnął, po czym zatrzymał pojazd, gdyż sygnalizacja świetlna właśnie zabroniła nam jakiegokolwiek manewru samochodem swoim parszywie czerwonym blaskiem.
- A Wy? - Harry zerknął na mnie znad ramienia, a kątem oka dostrzegłem, że również i Lloyd podnosi lekko głowę, wymownie spoglądając na naszego towarzysza.
- Jako dzieci mieszkaliśmy naprzeciw siebie...
- ... Potem ja się wyprowadziłam i nasze drogi znów zbiegły się w Londynie. - przerwała mu dziewczyna, jakby bojąc się, że powie o kilka słów zbyt wiele. Miałem wrażenie, jakby za wszelką cenę chciała coś przede mną ukryć.. ale nie mogłem dostrzec prawdziwego sensu tej maskarady.
- Można powiedzieć, że jesteśmy na siebie skazani. - chłopak parsknął śmiechem, a ja jedynie mu zawtórowałem. Po chwili samochód znów ruszył, a ja jedynie cicho wgniotłem się w siedzenie fotela i skubiąc palcami dolną wargę, starałem się dokładnie zanalizować wszystkie fakty. Cher i Harry w pewnym sensie przypominali mnie i Malika. My również byliśmy na siebie skazani. Sęk w tym, że ja nie wstydziłem się o tym opowiadać.. coś mi się tu nie stykało. Musiałem dojść do tego, CO.
Już rozdziawiłem usta, by pozadawać im trochę niezręcznych pytań, aż tu nagle maszyna stanęła, silnik zgasł, a my pozostaliśmy w zupełnej ciszy niezbyt dokładnie wiedząc co zrobić.
- To tutaj? - kędzierzawy spojrzał na moje odbicie w lusterku, a ja mimowolnie wyjrzałem przez okno. Kiwnąłem twierdząco głową, po czym nadusiłem na klamkę i wyszedłem z wnętrza ugrzanego Land Rovera, zamykając w następnie drzwi za wysiadającą tuż za moimi plecami Cher.
Droga na odpowiednie piętro wcale nie okazała się być nazbyt.. przymulająca. Cher opowiadała mi o tym, gdy to podczas jej wyprawy do USA jej ochroniarz przez przypadek pomylił ją z jedną fanką i wyrzucił ją z własnego pokoju hotelowego. Ta dziewczyna to ma jednak życie! Przynajmniej będzie o czym miała wspominać swoim dzieciom... O ile takowe ma zamiar mieć, gdyż jak na razie jest zbyt młoda nawet na to, by coś podobnego planować. Tym bardziej, że jej kariera muzyczna w aktualnym momencie była w fazie rozkwitu. Szkoda by było, ażeby zmarnowała taką szansę. 
Gdy dźwięk otwierających się drzwi windowych przypomniał nam o tym, że powinniśmy już wysiąść, żachnąłem się o wyjście przodem i zaprowadzenie dwójki moich towarzyszy pod same drzwi apartamentu, które znajdowały się na końcu kremowego korytarza. Nie wiem dlaczego, ale czułem się dość.. skrępowany. Nie dlatego, że "Zayn mógłby być na mnie zły, że sprowadzam do jego mieszkania swoich znajomych". Chodzi bardziej o to, że za moją posturą panowała dość krępująca cisza, a ponadto - wciąż czułem na swoich plecach spojrzenie Loczka. Moje sugestie okazały się być prawdą, gdy tylko odwróciłem się bokiem po to, aby od kluczyć drewniane drzwi. Lustrował mnie na wskroś i nawet się nie speszył, gdy spojrzałem mu prosto w oczy. Ja natomiast.. skromny Irlandczyk z wiecznie wymalowanymi wypiekami na twarzy, mimowolnie odwróciłem wzrok i nacisnąłem na klamkę, która w następstwie popchnięta przez moją dłoń umożliwiła nam wejście do wnętrza rozświetlonego pomieszczenia. Byłem kulturalny, więc wszedłem tam jako ostatni. Cała nasza święta trójca zatrzymała się w przedpokoju. Harry dość stanowczo oparł się o komodę stojącą pod ścianą, Cher stanęła obok wieszaków i zakryła rękoma plamę na klatce piersiowej, a ja zamknąłem z powrotem drzwi i widząc ich zachowanie mimowolnie wybuchnąłem śmiechem. Choć bardziej opisałbym to jako paniczną ucieczkę przed milczeniem, gdyż muszę przyznać, że coś mi nie pasowało. Cher nigdy nie była taka cicha, a skoro chłopak okazał się być jej przyjacielem od dzieciństwa, to dlaczego wcale się do siebie nie odzywali?
- Przerażacie mnie. - rzuciłem klucze na blat mebla, obok którego stał Styles, po czym rzuciłem w to samo miejsce płaszcz i zmięty szalik. - Chodź, Mała. Dam Ci coś do przebrania. - ruszyłem w kierunku sypialni słysząc, że dziewczyna kroczy tuż za mną. Wybranie czegoś odpowiedniego dla niej nie zajęło mi nazbyt wiele czasu, gdyż nazbyt głęboko nie myśląc, ofiarowałem jej jakąś koszulkę Zayn'a. Ona wdzięcznie podziękowała, a ja nie chcąc się jej naprzykrzać, wyszedłem z pokoju zamykając za sobą drzwi, ażeby mogła się swobodnie przebrać. 
Stojąc na środku korytarza, przebiegłem po nim wzrokiem. Gdzie do cholery jest Harry?! Swobodnie zmierzyłem w stronę salonu, i tak jak myślałem, stał przy ogromnej tafli szyb, które pięknie ukazywały ulice Londynu i przeplatając dłonie na wysokości dolnej części pleców, z zainteresowaniem przyglądał się okolicy. 
- Świetny apartament. Musiał wiele kosztować. - rzucił swobodnie w moją stronę, jednak nawet się nie obejrzał. Prawdopodobnie dostrzegł moje odbicie w szybie w momencie, gdy podszedłem bliżej niego. 
- Nie przesadzajmy... Jest normalny. - wzruszyłem ramionami, a dłonią dosięgnąłem mojej grzywki, którą w następstwie zwinnie zmierzwiłem. Chłopak zerknął na mnie, a jego usta zatopiły się w głębokich dołeczkach na policzkach. 
- Mieszkasz sam? 
- Nie. 
- Z dziewczyną? 
- Nie mam dziewczyny. Piszesz książkę?
Jego mina lekko zrzedła, a ja dość rozbawiony poklepałem go po ramieniu. 
- Spokojnie. To skoro bawimy się w detektywów... Co się dzieje między Tobą a Cher? 
- Nic, a co miałoby się dziać? 
- A bo ja wiem.. Widziałem ją już w wielu sytuacjach, z wieloma osobami, ale przy Tobie zachowuje się.. sztywno. - szepnąłem starając się, aby przypadkiem dziewczyna nas nie usłyszała. 
- Każdy miewa gorsze dni. Wierz mi. - puścił w moim kierunku perskie oko, po czym oblizał spierzchnięte wargi i postanowił zrobić sobie rundkę po salonie. Przesuwając się nieopodal długiego rzędu meblościanki uważnie przyglądał się wszystkim rekwizytom, które się tam znajdowały. Cóż, najwidoczniej.. albo spodobało mu się mieszkanie, albo dociekliwie czegoś szukał. W pewnym momencie dość sztywno się zatrzymał, a jego wzrok utkwił w jednej z ramek stojących na regale. Ujął ją w dłoń i uważnie się jej przyjrzał, jakby zobaczył tam coś nadzwyczaj hipnotyzującego. Pokusiłem się o podejście do niego i zanalizowanie sytuacji. Gdy oparłem się o jego ramię, nawet na mnie nie zerknął, tylko uparcie wbijał swoje szmaragdowe tęczówki w fotografię znajdującą się za drobnym szkiełkiem. - Kto to jest? - spytał wreszcie dość ochrypłym tonem  głosu. 
Zerknąłem w tym samym kierunku, w którym skierowany był jego wzrok. Moim oczom ukazało się zdjęcie przyozdobione w czarną, niezbyt wymyślną oprawę. Zdjęcie, na którym znajdowałem się ja i Zayn. Było to zdjęcie z imprezy urodzinowej mojego chłopaka. Obydwoje ubrani w schludne koszule robiliśmy do obiektywu głupie miny wyciągając przed siebie kieliszki z szampanem. Wokół nad było bardzo kolorowo, a my wyglądaliśmy jak para najlepszych przyjaciół, która idealnie wiedziała jak spożytkować swój wolny czas, mianowicie: imprezując. 
- Mój.. współlokator. - nie czułem potrzeby, aby informować praktycznie zupełnie nieznajomej osoby o moich koligacjach z innymi ludźmi. 
- Długo się znacie?
- Od urodzenia. 
- Interesujące. - mruknął jakby bardziej do siebie, a ja jedynie uniosłem lewą brew ku górze. Chłopak jednak po chwili zdał sobie sprawę z tego, że coś powiedział, więc lekko się uśmiechnął i odstawił przedmiot na miejsce. - Wiesz, muszę już iść. Na prawdę miło mi było Cię poznać, Niall. - wyczułem specjalny nacisk na ostatnie słowo, tudzież moje imię. Nie wiedząc jak zareagować, po prostu ścisnąłem jego dłoń, która skierowana była w moim kierunku. - Do zobaczenia niedługo, mam nadzieję. - kiwnął głową.
- Do zobaczenia. - odparłem, po czym nieznacznie uniosłem kąciki ust ku górze i odprowadziłem jego posturę wzrokiem aż po same drzwi wyjściowe.
- A tego gdzie wywiało? - usłyszałem damski głos należący do Cher. Wzruszyłem jedynie ramionami, po czym podszedłem do niej i zawieszając rękę na jej ramieniu, szeroko się uśmiechnąłem.
- Lubisz spaghetti? 
Jej odpowiedź była logiczna, tak więc.. skoro obiecałem jej obiad - muszę dotrzymać danego jej słowa.



// OMG, NIE WIERZĘ, ŻE TO DODAJĘ *_* Robiłam już tyle podejść do napisania nowego rozdziału, kilkakrotnie również planowałam usunięcie bloga. ALE WRÓCIŁAM. Ze zdwojoną siłą, w lepszym humorze i nieco barwniejszym doświadczeniem. Wiem, że już nie będzie tak jak kiedyś. Połowa czytelników się wykruszyła, lecz wolę naznaczyć, iż to wszystko nastąpiło jedynie z mojej winy. Chciałabym, aby Ziall znów wrócił do obiegu. Jest on dla mnie bardzo ważny i będę się starała nie popełnić kolejnej gafy i nie odpuścić sobie z pisaniem "od tak, bo nikt mnie nie wspiera". Guzik prawda! Dziękuję wszystkim osobom, które nękały mnie na twitterze tematami o nowej notce. Może wtedy nie było mi miło na to odpisywać, ale to dzięki Wam znów wracałam myślami do tego opowiadania. Mam nadzieję, że Was nie zawiodę, że znów wpełzniecie do mojego małego, Ziallowego świata i nie odpuścicie mi tak długo, aż na końcu rozdziału nie pojawi się kluczowa wstawka "THE END". Moja głowa aż huczy od różnorakich zarysów fabuły, które mogę tutaj wepchnąć. Mam nadzieję, że choć coś z tego wykorzystam. Trzymajcie za mnie kciuki i pamiętajcie: ZIALL IS REAL! <3
@ChelleHoralik

niedziela, 9 września 2012

Dziewiętnasty

Od niechcenia podążyłem za mężczyzną, który za wszelką cenę starał się podtrzymać mnie na duchu za pomocą pokrzepiającego uśmiechu. Szczerze mówiąc, nie wiem po co ta cała szopka, ale wolę o tym nie myśleć. Chcę usłyszeć to co Lizzie ma do powiedzenia i dać sobie z tym spokój. A właściwie z nią... Przecież nie miałem z nią nic wspólnego. Dziecko w stu procentach nie było moje, więc nawet nie musiałem się obawiać tego, że teraz będzie żądała ode mnie alimentów, czy innych bzdetów, o których nie miałem bladego pojęcia.
No właśnie, ale skoro nowo narodzone dziecko nie było moim potomkiem, to dlaczego tak bardzo się denerwowałem? Ta sytuacja budziła we mnie wiele sprzecznych emocji. Bałem się. Nie wiem czego, ale czułem, jak to uczucie ogarnia każdy centymetr mojego ciała. Nigdy nie byłem w sytuacji, że dziewczyna, z którą się spotykałem... Ba! Że jakakolwiek dziewczyna z mojego otoczenia zaszła w ciążę, a następnie wzywała mnie do szpitala w bliżej nieokreślonym celu. Miałem totalny mętlik w głowie. 
- To tutaj. - lekarz wskazał płynnym ruchem dłoni białe drzwi po mojej lewicy. Spojrzałem wpierw na nie, a potem na niego z lekkim przerażeniem wymalowanym na twarzy, lecz wreszcie postanowiłem przybrać minę prawdziwego pokerzysty i wejść do środka niczym prawdziwy twardziel. - Zaraz do Was dołączę. - usłyszałem kontynuację jego wypowiedzi, a bicie mojego serca znów zwiększyło obroty. Cholera, dlaczego mnie zostawiasz?! Nie widziałem się z nią tyle czasu, nie mam z nią wspólnych tematów, a teraz mam tam z nią siedzieć sam na sam i wysłuchiwać jej lamentów? Damn, nie tego się spodziewałem.
Kiwnąłem głową na znak, iż zrozumiałem jego słowa, po czym odprowadziłem go wzrokiem po samiutkie drzwi znajdujące się na końcu tego korytarza, w których zniknął na dobre. Byłem sam ze swoimi problemami. W ostatniej chwili zerknąłem jeszcze w miejsce, a którym znajdowałem się kilka chwil temu... Harry wciąż tam stał. Patrzył w moim kierunku i na znak, że wszystko będzie dobrze uniósł oba kciuki ku górze, uśmiechając się przy tym dziecinnie. Cóż, ten widok okazał się być nieco pokrzepiający, więc ciężko sapnąłem, po czym po cichu uchyliłem drzwi pokoju. 
Chwilę trwało, zanim postanowiłem wejść do środka. Gdy tylko to zrobiłem moim oczom ukazała się Ona. Elizabeth siedziała na pojedynczym, wysokim łóżku, przykryta białą, namacalnie szorstką pierzyną, którą zaciągniętą miała jedynie do pasa. Kaskada brązowych włosów, która zwykle opadała jej na ramiona, tym razem upięta była w nieco zdeformowanego koka. Jej twarz była blada, lecz uśmiechnięta. I chyba najważniejszy moment mojej analizy jej aktualnego położenia: na jej rękach leżała drobniutka istota, owinięta w błękitny, miękki kocyk, która cicho posapywała dając tym samym dowód tego, iż właśnie śpi. To był na prawdę piękny widok, tym bardziej, że dla mnie dość rzadki do spostrzeżenia. 
Gdy pod naporem mojej dłoni drzwi delikatnie zaskrzypiały, dziewczyna mimowolnie podniosła głowę i zmrużyła oczy, ażeby móc mi się przyjrzeć. Byłem nieco zdezorientowany i zmieszany, lecz mimo wszystko zdobyłem się na lekki uśmiech. 
- Cześć. - szepnąłem nieśmiało, a dziewczyna automatycznie się.. rozpromieniła? Być może w ten sposób powinienem zrozumieć płomyk, który dostrzegłem w jej kasztanowych tęczówkach. - Może ja poczekam, aż...
- No co Ty, wchodź. - znacząco mi przerwała, jednakże cała nasza konwersacja odbywała się szeptem, ażeby przypadkiem nie obudzić dziecka. Cicho westchnąłem, po czym zamknąłem za sobą drzwi i zacierając dłonie, odwróciłem się w stronę Liz. Jej pozycja nie zmieniła się nawet o milimetr, lecz jej twarz w owym momencie wyglądała o milion razy lepiej, niźli wtedy, gdy spojrzałem na nią po raz pierwszy. 
- Jak się czujesz? 
- Nie najgorzej. Powiedzmy, że jeszcze żyję. - cicho się zaśmiała, na co ja jedynie kiwnąłem głową wyginając usta w lekki łuk, zwiastujący uśmiech. Po chwili poczułem nagły przypływ gorąca, który zdał się opasać całe moje wiotkie ciało, więc niezbyt zgrabnie zrzuciłem z siebie płaszcz, a następnie wciskając szalik w jeden z rękawów, zawiesiłem wszystko na wieszaku znajdującym się nieopodal wejścia. 
- Nie bój się, nie pogryziemy Cię. - usłyszałem po chwili i zerknąłem na autorkę owych słów. Uśmiechała się do mnie, więc odwzajemniłem gest. Następnie kołysząc się lekko na nogach powoli podszedłem do jej łóżka i przysiadłem na białym krzesełku znajdującym się tuż obok niego. - To chłopiec. Nie wiem jeszcze jak dam mu na imię, ale wiem, że będzie najwspanialszym mężczyzną na całym tym popieprzonym świecie. 
- Twoja mama wie, że już po wszystkim? No i.. ojciec malucha. - wyszeptałem ledwo słyszalnie, lecz wciąż uparcie wpatrywałem się w Beth. Ona nieco się zadumała, aż wreszcie spojrzała na mnie nieco rozpaczliwym wzrokiem. 
- Jesteś jedną z nielicznych osób, które wiedziały chociażby o tym, że zaciążyłam. - w tym momencie głośno przełknęła ślinę, a mi zrobiło się strasznie.. głupio? Ciężko na sercu? Cholera wie jak to nazwać. - Moja mama nie rozmawia ze mną od momentu gdy dowiedziała się, że Cię zdradziłam. Tato sporadycznie zdaje się do mnie zatelefonować, a o ojcu dziecka... On nawet nie wie, że je ma. Czuję się jak w jakiejś durnej brazylijskiej telenoweli. - chrapliwie stwierdziła, po czym spostrzegłem, że jej oczy nabierają blasku od napływu łez, które chamsko próbowały wyżłobić drobne koryto na jej nieskazitelnym, nieco bladym policzku. 
Ten widok był dla mnie straszny, dlatego nie zdzierżyłem tego wszystkiego co aktualnie miało tutaj miejsce i... najnormalniej w świecie pozwoliłem sobie wykazać z siebie ogromną dawkę empatycznego dzieciaka z Mullingar. Przejąłem chłopca z rąk dziewczyny w taki sposób, by bez zbędnych ceregieli mogło kontynuować swoją wizytę w krainie Morfeusza. Następnie bezpiecznie ułożyłem go w czymś, co przypominało... inkubator i łóżeczko zarazem? Nieważne... I wreszcie spojrzałem na szatynkę, która wpatrywała się we mnie z drżącymi wargami i załzawionymi oczami. Rozluźniłem ramiona i lekko się uśmiechając, podszedłem do niej, po czym mocno ją uściskałem. Ta wtuliła się w moją pierś z niebywałą siłą, a po sali rozległ się cichy szloch, który niezmiernie szybko obił się o moje uszy. Głośno przełknąłem ślinę, po czym głaskając ją po głowie, delikatnie musnąłem ją w czubek głowy. 
- Nialler, chciałam Cię przeprosić. Jesteś dobrym chłopakiem i nigdy nie zasługiwałeś na taki sposób traktowania, jaki Ci zafundowałam. - wyszeptała mi wprost do ucha, a ja jedynie przymknąłem powieki i bezgłośnie jęknąłem. Cóż, nie byłem gotów na to wszystko, ale... wyczułem w jej głosie żal i żądzę przeprosin za swoje czyny. Była zdesperowana i doskonale ją rozumiałem. 
- Lizzie, nie musimy o tym rozmawiać. - stwierdziłem szepcąc w momencie, gdy dziewczyna rozluźniła uścisk. Swobodnie przysiadłem na kancie jej łóżka, po czym wpatrując się w jej tęczówki, delikatnie przejechałem kciukami po jej policzkach. - Każdy z nas już chyba w jakiś sposób ułożył sobie życie, prawda? Więc nie ma o czym mówić, bo nie warto zawracać sobie głowy czymś, co miało miejsce milion lat temu. Masz pięknego syna i teraz to na nim powinnaś skupić całą swoją uwagę. - wzięło mi się na jakiś dziwny monolog i faktycznie poczułem się jak jakiś denny aktor w ruskim melodramacie. Niemniej jednak... nie byłem w stanie wciąż wypominać jej tego wszystkiego. Nie zasługiwała na to, skoro wszyscy się od niej odwrócili.
- Jesteś kochany. 
- Wiem. - parsknąłem śmiechem, na co ona mi zawtórowała. - Jak to sobie teraz wyobrażasz?
Ta spojrzała się na mnie nieco zdezorientowanym wzrokiem, a ja jedynie wywróciłem oczyma. 
- Ty, dziecko... Masz pracę? Mieszkanie? 
- Mieszkam z kilkoma studentami w naszym starym domu. Na razie nie pracuję, ale mam pewne oszczędności, gdyż rodzice mimo wszystko chcą, żebym nie mieszkała pod mostem. Jakoś damy sobie radę. 
- Jeśli będziesz potrzebowała jakiejś pomocy, to wystarczy, że do mnie zadzwonisz.
- Nie wierzę, że to mówisz.
- Dlaczego?
- Zraniłam Cię, a Ty jesteś dla mnie taki miły... To po prostu nie mieści mi się w głowie. Nie wiem co mi stuknęło do łba, żebym Cię kiedykolwiek zdradziła. Jestem najgłupszą dziewczyna, jaka stąpa po tym świecie... Zayn ma prawdziwe szczęście.
- Nic mi o nim nie mów. - westchnąłem na jej słowa, a ona wyraźnie się tym zainteresowała. Już miała spytać o to co się stało, gdy uprzedziłem ją krótkim i jakże znaczącym wytłumaczeniem. - Nie spodobało mu się to, że do Ciebie idę. 
- Oh, przykro mi. Na prawdę przepraszam, nie...
- Nie masz za co. Potrzebowałaś kogoś do towarzystwa, więc jestem. gdybym miał patrzeć na jego fochy już dawno siedziałbym zamknięty w piwnicy i tępo wpatrywał się w obrazek z widokiem na Seszele, czy coś. - melodyjnie się zaśmiałem, lecz szybko się opanowałem przypominając sobie, że nie jesteśmy tutaj sami. - Nie wie, że urodziłaś dziecko, więc nie masz się o co martwić. Gdy pozna prawdę pewnie odpuści. 
- Byłoby miło. Wiem, że swego czasu między nami nie było najlepiej, ale... Chciałabym wciąż utrzymywać z Tobą pozytywne stosunki. Brakuje mi tych naszych wieczornych wygłupów i ciągłych rozmów na temat jedzenia. 
- A wiesz, że też czasem o tym myślałem? 
Cóż, moja wizyta u Lizzie jednak nie okazała się być taka zła. W ostateczności stwierdziliśmy, że przynajmniej raz w tygodniu będę ją odwiedzał i obydwoje postaramy się wtórnie zakolegować. Nie wiem czy nam to wyjdzie, ale widać, że Liz bardzo się stara, ażeby odzyskać swoje stare życie. Szczerze? Życzę jej jak najlepiej, mimo wszystko. Wycierpiała już swoje i nie zasługuje na to, by być skazaną na katusze do końca życia. Pewnie gadalibyśmy tak w nieskończoność, gdyby nie fakt, że lekarz ni stąd ni zowąd wpadł do pokoju i... kazał mi się wynosić, gdyż Beth jest zbyt osłabiona i przeze mnie jedynie jeszcze bardziej się męczy. Grzecznie posłuchałem tego, co miał mi do powiedzenia mężczyzna, po czym ubierając się w płaszcz i owijając szyję szalem, wyszedłem podążając... w nieznane? Być może.
Po drodze wstąpiłem do stołówki, gdzie postanowiłem zakupić sobie kubek ciepłej kawy i gdy tylko zmierzałem ku wyjściu, oczywiście, musiałem popełnić największy błąd w swoim życiu - wychodząc zza zakrętu nie zwolniłem i z impetem wpadłem na nieszczęśnika, na którym wylądował cały ciepły napój, który zakupiłem dosłownie minutę temu. Horan, Ty idioto!


/// hahahaha, tak, bardzo lubię mieszać ;D może mnie za to znienawidzicie, ale cóż... przecież nie mogę w kółko pisać sielankowo-łóżkowych sytuacji z jakże monotonnego życia Zialla, nieprawdaż? to tyle z mojej strony, gdyż chcę, żebyście mieli totalny mętlik w głowie spowodowany tym, że nie macie totalnego pojęcia co zdarzy się w kolejnym rozdziale ;D mam nadzieję, że jednak nie znudzi Wam się moja dość oryginalna i niezbyt realistyczna wyobraźnia i zdacie się wciąż czytać to wszystko i dawać mi tego dowody w postaci komentarzy :) pozdrawiam i całuję, @PezzHoralik ♥

czwartek, 6 września 2012

Osiemnasty

- Niall, wytłumacz mi, co się dzieje?! - wrzasnął Zayn siedząc na klapie i bacznie przyglądając mi się w momencie gdy ja biegałem po całej łazience i poszukiwałem każdej części swojego odzienia. Gdy tylko przeciągnąłem przez swoją farbowaną głowę sweter, zerknąłem na niego, po czym nerwowo pokiwałem głową.
- Nieważne, potem Ci wytłumaczę. Masz, ubierz się. - dodałem na odczepnego rzucając w jego kierunku bokserki, które wylądowały prosto na jego nieco zdeformowanej przez moje ruchy fryzurze. On od niechcenia po nie sięgnął, po czym przekładając obie nogi, podciągnął je do samej góry.
- Nialler, nie podoba mi się, że nie chcesz mi powiedzieć co się dzieje. Coś z Twoją mamą? Tatą? Wypadek w pracy?
- Nie, nie i nie. Idę, w razie co będę dzwonił.
- Horan, stój! - wrzasnął wyraźnie zirytowany moim zachowaniem. Nie miał bladego pojęcia jak bardzo mi się spieszy. Nie należałem do tego typu osób, które po jednym telefonie od razu lamentują co to się nie dzieje i szukają wsparcia u osób trzecich. Nie, miałem także swoje prywatne życie, bo przecież "Ziall" to nie wszystko co wypełniało każdą chwilę mojego życia. Bynajmniej tak sobie wmawiałem... 
Chłopak stanął naprzeciw mnie i uważnie przyjrzał się moim tęczówkom. Ja spuściłem wzrok, lecz On ujał mój podbródek zmuszając mnie tym samym do tego, by nasze spojrzenia wtórnie się spotkały. Przygryzłem delikatnie dolną wargę i wypuściłem zatrzymane w płucach powietrze przez nozdrza. 
- Kochanie, powiedz, co się stało. Wiesz, że nie odpuszczę i nie wypuszczę Cię z tego cholernego kibla dopóty, dopóki się nie wygadasz. A wiem, że musiało się stać coś ważnego, bo byle bzdet nie skłoniłby Cię do przerwania... tego co przed chwilą robiliśmy. - dodał nieco rozbawionym tonem kołysząc przy tym głową. 
- Zayn, Miśku, musisz taki być? - jedyna odpowiedź z jaką spotkałem się w tamtym momencie to energiczne potrząśnięcie głową z jego strony. Wtórnie westchnąłem i wydusiłem z siebie na jednym wydechu. - To Lizzie, potrzebuje mnie teraz. 
- Słucham? - jego mina diametralnie zrzedła, a oczy naszły mgłą. Patrzył się na mnie nieco zdezorientowany, a ja niewinnie się uśmiechnąłem. 
- Ona na prawdę mnie potrzebuje... 
Nic nie odpowiedział. Oblizał subtelnie dolną wargę, po czym odwracając się do mnie tyłem schylił się po swoje spodnie, które następnie wsunął na swój tyłek. Nie wiedziałem czy mogę już wyjść, czy ma mi coś do powiedzenia, lecz nie widząc żadnego zainteresowania z jego strony, po prostu nacisnąłem na klamkę i pędem ruszyłem w stronę wyjścia. 
Nie widziałem się z Liz... ponad pół roku. Cholera jasna, to sporo czasu! Ciekawe jak bardzo się zmieniła... Choć to nieco zastanawiające, dlaczego wybrała akurat mnie. Nie byliśmy już parą, właściwie nic poza wspomnieniami już nas nie łączyło. Myślałem, że ułożyła sobie jakoś życie, że już o mnie zapomniała tak, jak ja starałem się to zrobić w jej przypadku. Niestety, niedoczekanie. 
Choć reakcja Zayn'a też dawała mi nieco do myślenia. Wiedział, że go kocham, więc nie wiem dlaczego od razu się obraził. Nie zatelefonowano do mnie bez powodu, doskonale o tym wiedział... czasami zachowywał się jak małe dziecko, albo kobieta w ciąży, bo przecież takowa istota bardzo często miewa humory, nieprawdaż? Niemniej jednak... Gdybym ja dowiedział się, że Malik idzie na konfrontację twarzą w twarz z osobą, z którym kiedyś był związany, pewnie również miałbym przed tym pewne obawy. Choć na dobra sprawę nie wiem z kim wcześniej był związany, i czy w ogóle istnieje taka osoba... No ale przecież obydwoje byliśmy w sobie zakochani, więc po co te nerwy? 
Biegnąc między tłumem ludzi, którzy aktualnie przechadzali się ulicami Londynu modliłem się, ażeby jak najszybciej dotrzeć do celu swej wyprawy. Wolałem załatwić to osobiście, gdyż na taksówkę zapewne czekałbym kilkanaście minut, a nawet gdybym złapał jakąś od ręki - zapewne utkwilibyśmy w wszechobecnych korkach. Szczerze mówiąc dzięki temu, że aktualnie pędziłem jak oszalały maratończyk na olimpiadzie, ni cholerę nie odczułem tego, że na dworze jest tak mroźno. Osoby, które mijałem owinięte były wszelkiego rodzaju szalami, czapkami, lisami i nie wiadomo jakimi jeszcze ustrojstwami, a ja leciałem z szybko narzuconym na ramiona płaszczem, którego nawet nie zdążyłem zapiąć, a ciepły szal właśnie gniotłem w ręce, gdyż teraz jedynie by mi przeszkadzał. Kit, bardzo rzadko chodzę zakatarzony, więc pewnie i tym razem nic mi nie grozi.
Gdy moim oczom ukazał się ogromny budynek odetchnąłem z ulgą. Rozejrzałem się na prawo i lewo i bez zbędnych ceregieli przemknąłem na drugą stronę ulicy, ażeby wreszcie wbiec do tego cholernego szpitala. Niby kompletnie nic nie czułem do Lizzie, ale gdy tylko dowiedziałem się, że prosi o to, bym do niej przyjechał... moje serce zaczęło walić jak oszalałe, a mózg w ogóle nie kontaktował z najbliższym otoczeniem. Cóż, może i wcześniej zachowała się jak świnia, ale swego czasu byliśmy parą i.. nie mógłbym odmówić jej pomocy bacząc na relacje, które wtedy nas łączyły. Nie jestem taki i czasami tego żałuję.
- Elizabeth Johnson... - z impetem wpadłem na recepcję dysząc ze zmęczenia. Dwie kobiety siedzące za biurkiem spojrzały na mnie jak na idiotę, a ja jedynie ciężko sapnąłem i starając się złapać oddech, znacznie się uspokoiłem i szarmancko uśmiechnąłem. - Moja znajoma, Elizabeth Johnson przed chwilą przyjechała tutaj do szpitala, czy mógłbym wiedzieć gdzie aktualnie się znajduje?
Kobiety spojrzały na siebie porozumiewawczo, po czym jedna podniosła swoje zgrabne cztery litery z miękkiego fotela i podchodząc do mnie, wychyliła się znad lady.
- Musisz iść na sam koniec tamtego korytarza... - tutaj zgrabnie pokazała mi palcem wskazującym o który korytarz jej chodziło. - ... następnie skręcić w lewo i wejść w duże szklane drzwi na samym końcu.
- Dziękuję. - rzuciłem na odczepnego, gdyż gdy kobieta wypowiedziała ostatnie słowo już dawno puściłem się biegiem. Prosto, w lewo i na sam koniec. Korytarz był ogromny i doskonale rozświetlony. Dookoła mnie przechadzało się wiele osób, pacjenci, lekarze, rodzina, lecz czułem się tutaj tak, jakbym był.. sam. Zupełnie sam, odizolowany od otoczenia. Szpital zawsze budził we mnie niezbyt miłe emocje, lecz z czasem zdawałem się przełamywać swoją niechęć do przebywania w tym miejscu.
Gdy szklane drzwi cicho się za mną zamknęły, niepewnie rozejrzałem się dookoła i stanąłem w środku dystansu, wsłuchując się w dźwięki, które obijały mi się o uszy. Gdzieś słyszałem śmiech... Cóż, może zdarzyć się i tak. Wsłuchałem się bardziej, o moje uszy obił się damski krzyk. A może to nie był krzyk, tylko płaczliwe błaganie o pomoc? Cholera, wzdłuż mojego kręgosłupa przeszedł okropny dreszcz. Cóż, jeszcze nigdy nie znajdowałem się na oddziale przeznaczonym dla kobiet, więc to było dla mnie co najmniej dziwne.
I wtedy usłyszałem płacz... Płacz dziecka. Odwróciłem się do tyłu i moim oczom ukazała się ogromna szyba, przez którą mogłem dostrzec malutkie inkubatory, a w nich tak bezbronne i malutkie istoty, jak noworodki. Stanąłem przed szybą i uśmiechnąłem się do pielęgniarki, która wychodziła właśnie z owego pomieszczenia. Właśnie dzięki temu usłyszałem ten słaby głosik niemowlaka. Oparłem się dłońmi o szybę i wbiłem wzrok za szklaną taflę. I pomyśleć, że kiedyś sam taki byłem... rozwrzeszczany i uroczy zarazem. Niby miałem dobre podejście do dzieci, prawdopodobnie dlatego, że moje zachowanie również było nie lada infantylne, lecz sam chyba nigdy nie zdecyduję się zostać ojcem. Zresztą, Zayn nie urodzi mi dziecka, ani ja nie zrobię tego dla niego, więc nie ma nawet o czym debatować.
- Cudna, nie? - poczułem na swoim ramieniu czyjąś dłoń, dużą, masywną i pewną siebie dłoń. Zerknąłem na nią, po czym jadąc wzrokiem wzdłuż całej dłoni, ręki i ramienia, wreszcie dotarłem do rozanielonej twarzy chłopaka. - Moja siostrzenica. - dodał wskazując podbródkiem na dziecko znajdujące się najbliżej nas, po czym na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech, dzięki któremu na jego policzkach zarysowały się dwa, jakże urocze dołeczki.
- Trochę wyszczekana, ale pewnie jej przejdzie. - zaśmiałem się, a chłopak mi zawtórował.
- Któreś jest tu Twoje? - zerknął na mnie, a ja parsknąłem śmiechem.
- Skądże. Jestem na to za młody...
- A więc... Co tu robisz? Tylko mi nie mów, że chcesz porwać moją małą Julie i żądać ode mnie okupu. - powiedział z udawanym srogim wyrazem twarzy, po czym obydwoje nie wytrzymaliśmy i parsknęliśmy śmiechem.
- Moja przyjaciółka gdzieś tutaj jest... Jej lekarz do mnie zadzwonił, że prosi, abym tutaj był.
- Nie zazdroszczę.
- Dlaczego?
- Pewnie będzie Ci wkręcać, że to twoje. - powiedział rozbawionym tonem, po czym poklepał mnie po plecach.
- To już mam za sobą... - szepnąłem ciężko wzdychając, po czym wywróciłem nieznacznie oczyma. Chłopak przez chwilę mi się przyglądał, po czym sympatycznie się do mnie uśmiechnął.
- Jestem Harry. Harry Styles.
- Bardzo mi miło, Niall Horan. - uścisnąłem jego dłoń, po czym uśmiechnąłem się ukazując przy tym swój, po części znienawidzony, aparat na zębach. Harry był bardzo wysokim, szczupłym chłopakiem, na oko w moim wieku. Miał szczery uśmiech, hipnotyzująco zielone tęczówki i niesforne loczki, które dodawały mu uroku swoim celowym nieładem. Swoją drogą, nie wiem dlaczego, ale miałem wrażenie, że skądś go znam... Może nie tyle go, ile jego nazwisko, ale mniejsza. Ja i moje dziwne wymysły.
Już miałem spytać go o to jak długo tutaj siedzi, gdy nagle usłyszałem za swoimi plecami, jak jakiś mężczyzna wypowiada moje imię i nazwisko, po czym pytająco na mnie spogląda. Czyli teraz czeka mnie spotkanie z Liz...
- Powodzenia. - szepnął mi do ucha kędzierzawy, po czym pchnął mnie w kierunku faceta w kitlu.


// hahahaha trochę kitowy, ale tak wszyscy na mnie naciskali, że musiałam coś dodać. Lekki zwrot akcji, no i wprowadziłam nową postać, która STRASZNIE namiesza w życiu zarówno Zayna jak i Nialla. Nie wiem czym powyższy wywód wam się podoba, ale tak to jest, gdy zaczyna się szkoła, nie masz czasu na własne zachcianki, a jeszcze musisz myśleć o zaspokojeniu potrzeb innych, jakkolwiek to brzmi. Haha teraz zdałam sobie sprawę, że pewnie będzie mało komentarzy, bo zawsze tak jest, gdy w danym rozdziale nie ma seksu, czy innych zboczonych rzeczy :D kit, nie mogę cały czas myśleć o demoralizujących rzeczach ._.
niedługo nn, mam nadzieję, że najdzie mnie większa wena i nowy rozdział bardziej wam się spodoba :) pozdrawiam, w razie pytań czekam na tt: @PezzHoralik . xx

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Siedemnasty

Byłem.. wniebowzięty? Tak, inaczej nie potrafię określić uczucia, które aktualnie wypełniało każdy centymetr mojego ciała. Dni do naszego wylotu do Paryża zbliżały się ogromnymi krokami. Szczerze mówiąc nie miałem bladego pojęcia o co w tym wszystkim chodziło. Zayn nawet nie napomknął mi o tym, że ma zamiar wziąć sobie urlop w radiu! Nic, zero odzewu na ten temat z jego strony... A tu nagle wyjechał mi z wakacjami. I to akurat teraz! To wszystko było strasznie szalone, ale właśnie za to kochałem tego głąba... Był taki spontaniczny i zawsze potrafił mnie zadowolić. 
Siedziałem na dokładnie wypchanej walizce, która nawet pod naporem mojego ciała nie miała zamiaru zrobić mi niespodzianki i się dopiąć. Kurczę, i w czym ja tam będę paradował?! Przecież jakoś muszę wyglądać, skoro u mego boku będzie znajdował się nikt inny, aniżeli sam Malik. Przy nim dokładnie trzeba uważać co się nosi, gdyż jedna mała gafa i już wygląda się jak prostak. Choć ze mną zawsze było tak, że byłem ubrany niczym szczur na otwarcie kanałów, więc chyba nazbyt szczególnie nikogo nie winno to zaskoczyć.
Gdy po raz setny podskoczyłem z dupskiem na dość niewygodnym siedzisku usłyszałem dźwięk mojego telefonu. Ktoś do mnie dzwonił, ale za nic w świecie nie wiedziałem gdzie znajduje się moje zacne BlackBerry. Cholera, akurat teraz?! Podskoczyłem jak poparzony i począłem wodzić wzrokiem po całej sypialni. Na biurku znajdowały się jedynie jakieś stare papiery i puste paczki po słodyczach, które prawdopodobnie pochłonąłem w samotności. Może powinienem tutaj nieco ogarnąć? Jeszcze moja mama wpadłaby z wizytą, a ten widok raczej by jej nie zadowolił... Mniejsza z tym, mój telefon wciąż uporczywie nawołuje do tego, ażebym rzucił wszystko i wreszcie otworzył do kogoś gębę! Hm, na łóżku nie ma, na komodzie też.. Chwilunia! 
Marszcząc czoło podszedłem do sięgającej mi do pasa komody idealnie dobranej kolorystycznie do koloru oparcia łóżka i reszty mebli. Wciąż nieco zdezorientowany ująłem w dłonie gałki od pierwszej szuflady i... parsknąłem śmiechem na widok mojego cacka leżącego między bokserkami mojego chłopaka. Hm, nie wiem jakim cudem mój telefon znalazł się właśnie tam, ale tak to bywa, gdy chłopak wstawał do pracy na ostatnią chwilę i chwytając za wszystko co znajdowało się pod zasięgiem jego ręki wymachiwał tym, ażeby ukazać swoje jakże biedne położenie. Dobrze, że ja pracowałem jedynie popołudniami, i to jeszcze od poniedziałku do środy. Mogę się założyć, że jak Zoro dzisiaj wstawał chwycił za swoje bokserki, które leżały nieopodal łóżka, a że pod nimi znajdował się mój telefon - władował go razem z nimi właśnie tutaj. Mniejsza z tym, czas wreszcie odebrać.
- Halo?! - spytałem rozbawionym tonem nawet nie zerkając na podświetlony ekran.
- Witaj kocie. - usłyszałem w odpowiedzi, więc jeszcze bardziej się zaśmiałem. 
- Masz przerwę? 
- Tak i strasznie się za Tobą stęskniłem. Odwiedzisz mnie?
- Co? - on i jego durne pomysły. - Nie mogę, pakuję się.
- Już? Wyjeżdżamy dopiero za trzy dni.
- Nie chcę robić tego na ostatnią chwilę, w porównaniu do Ciebie. 
- Nie kłóć się ze mną, bo nie będzie seksu.
- Cicho, nic przecież nie mówiłem, nie udowodnisz mi tego! 
- To przyjdziesz? 
- Za ile?
- Piętnaście minut i masz tu być. Do zobaczenia! 
On się chamsko rozłączył, a ja stałem wciąż przy tej cholernej komodzie i gapiłem się na czarny wyświetlacz telefonu. Hm, jeszcze nigdy nie dzwonił do mnie po to, żebym przyszedł do niego w trakcie pracy... A to dobre, nasze życie z dnia na dzień staje się coraz piękniejsze. Jeszcze brakuje nam psa, z którym codziennie będziemy wychodzić na spacery i romantycznych kolacji na dachu wieżowca. Mrrr, aż dostałem gęsiej skórki! 
***
 Trzykrotnie zapukałem do drzwi, w których zazwyczaj przesiadywał Zayn. Nie wiedziałem jak mam się zachowywać, gdyż nigdy nie byłem tutaj stałym gościem... O wiele częściej było mi dane wypowiadać się w trakcie czyjejś audycji w owym miejscu, ale nie zdarzyło się tak, abym przybył tutaj bez większego celu. Nawet czekając na Zayn'a po pracy nigdy tu nie wchodziłem, gdyż czułbym się tutaj dziwnie. Każda siedząca tu osoba miała coś wspólnego z show-biznesem, a przynajmniej sporadycznie się o niego ocierała, a ja? Prosty chłopak z Mullingar, który na widok jakiejkolwiek gwiazdy zachowywał się jak niedorozwinięta nastolatka, która płakała i śmiała się jednocześnie. To miejsce zdecydowanie nie było zadedykowane dla mnie.
Gdy uchyliłem delikatnie drzwi, lekko wychyliłem zza nich swoją głowę, zaglądając do wnętrza "biura". Na jednym z kilku foteli znajdował się dobrze zbudowany mężczyzna z okularami na nosie, około trzydziestki.W pierwszym momencie nawet nie spostrzegł, że wbijam w niego swe lazurowe ślepia, gdyż był tak bardzo pochłonięty czytaniem jakiegoś magazynu, którego nazwy z owej odległości niestety nie byłem w stanie rozszyfrować, lecz gdy z mojej krtani wydobyło się ciche chrząknięcie momentalnie odłożył gazetę na kolana i uważnie mi się przyjrzał.
- Cześć Niall! - ku mojemu zdziwieniu zwrócił się do mnie po imieniu, po czym nieznacznie się uśmiechnął. - Zayn'a nie ma, musisz przejść się o trzy drzwi dalej. - dodał na odczepnego, po czym wrócił do poprzedniego zajęcia. Cóż, to było nieco dziwne, gdyż nigdy wcześniej nie widziałem tego człowieka na oczy, lecz skoro poinformował mnie o aktualnym miejscu pobytu mojego ukochanego, to chyba powinienem uszanować jego chęć pobycia w samotności i grzecznie zamknąć drzwi.
- Dzięki. - cicho chrypnąłem, po czym gdy tylko usłyszałem kliknięcie zamykanych się przeze mnie drzwi, począłem podążać wzdłuż ogromnego, kolorowego korytarza. Pierwsze, drugie... Trzecie? Moja jakże skromna postura znajdowała się właśnie naprzeciw toalety dla niepełnosprawnych. Nieznacznie ściągnąłem brwi, po czym rozejrzałem się dookoła. Nic, zero żywej duszy. Nie spodziewałem się, że praca w radiu może być taka.. monotonna? Cicha? No i że osoby pracujące tutaj nie wiedzą gdzie znajduje się wc... Drugie drzwi, człowieku, drugie! - krzyknąłem sobie w myślach, po czym z szerokim uśmiechem na twarzy pchnąłem drzwi do męskiej toalety. Było tam niezmiernie czysto i pachniało morskim odświeżaczem, który dosłownie chwilę po tym, gdy wkroczyłem do środka dał o sobie znać wypuszczając dawkę zapachu na zewnątrz pojemnika. Mocno zaciągnąłem się powietrzem, po czym wypuszczając powietrze z płuc rozejrzałem się dookoła.
- Zayn? - przeszedłem się aż do ostatniego zlewu i bacznie przyjrzałem się wszystkim kabinom, które definitywnie były puste. To było co najmniej dziwne! - Jaja sobie robicie? - bąknąłem pod nosem, po czym przejrzałem się swojemu odbiciu w lustrze. W ostateczności poprawiłem swoją lekko uniesioną ku górze blond grzywę, po czym bez zbędnego słowa wyszedłem z wnętrza pomieszczenia, dodatkowo trzaskając za sobą drzwiami.
Gdy tylko stanąłem na środku korytarza i rozglądałem się po całej okolicy w celu zaobserwowania kogokolwiek, kto mógłby mi powiedzieć gdzie znajduje się panicz Malik, nagle poczułem jak ktoś chwyta mnie za kołnierzyk czarnego płaszcza zimowego i całą siłą zaciąga mnie do środka kwadratowego pomieszczenia, jakim okazała się być.. nieszczęsna toaleta dla niepełnosprawnych, trzecie drzwi. Moje plecy z niemałym uderzeniem natknęły się na metalową poręcz, która zazwyczaj znajduje się nieopodal "klopa", jak śmiem go nazywać, a tuż przede mną pojawiła się sylwetka wysokiego bruneta.
- Dłużej nie dało rady? - spytał, po czym z impetem wpił się w moje nieco roztrzęsione wargi.
- Z-z-zayn! - lekko go od siebie odepchnąłem, po czym wciąż trzymając dłoń na jego torsie, uważnie mu się przyjrzałem. - Co tu się dzieje? Jesteś w pracy! - syknąłem, po czym głębiej mu się przyjrzałem.
Patrzył na mnie lśniącymi oczyma. Jego źrenice, zawsze stosunkowo małe, pozwalające głębiej przyjrzeć się jego idealnym, czekoladowym tęczówkom, tym razem były ogromne. Jego dolna warga tym razem była nieznacznie przygryziona, a jego klatka piersiowa przerażająco szybko unosiła się ku górze, po czym swobodnie opadała w dół.
- Co się z Tobą dzieje? - spytałem nieco bardziej się opanowując. Chłopak spuścił wzrok, po czym parsknął perlistym śmiechem. Następnie ujął moją dłoń i, ku mojemu zdziwieniu, przyłożył ją do swojego krocza.
- To się dzieje! Cały dzień nie potrafię się opanować... Muszę Cię mieć. Tu i teraz! - moje palce namacały ogromne wybrzuszenie w miejscu jego przyrodzenia. Chyba nikt nie chciałby wtedy zobaczyć mojej miny... Usta samoczynnie się rozdziawiły, a oczy nabrały rozmiarów spotka. Chyba jeszcze nigdy mu się to nie zdarzyło. Zresztą, mnie również. W pracy zawsze potrafiliśmy odciąć się od uzależnienia od siebie, każdy miał zajęcie i starannie musiał podporządkować się rygorom panującym w swoim miejscu pracy. To co teraz się działo było dla mnie dziwne, niespotykane, ale mimo wszystko kuszące.
Na mojej twarzy pojawił się zadziorny uśmieszek, a gdy Mulat zdołał to wyłapać, szeroko się uśmiechnął i zwinnie przekręcił zamek w drzwiach toalety. nawet nie zorientowałem się kiedy nastąpił moment, że chłopak stał przywarty do mnie całym swoim ciałem i już dawno pozbył się mojego płaszcza i swetra, który miałem pod nim. Jego rozgrzane palce subtelnie dotykały każdego centymetra mojego zziębniętego ciała, a usta intensywnie uprawiały bitwę z moimi wargami, które standardowo oczekiwały pokazania kto tu rządzi.
Czułem emocje, które nami rządziły. On był rozpalony.. chyba jak nigdy przedtem. Ja bałem się, lecz nie chciałem odrzucić jego spontanicznej propozycji. Bo prawda jest taka, że nie robimy tego w domu, tak jak zawsze. Zayn tutaj pracował... Nie daj Boże ktoś usłyszy nasze dzikie jęki i w ten sposób chłopak pozbędzie się jakże dobrego stanowiska w THR jak biczem strzelił. Nie chciałbym tego, wiem że ta praca jest dla niego bardzo ważna...
Sam się na to zdecydował, głupek, więc ostatecznie niech na tym cierpi! Teraz nie mam zamiaru zakrzątać sobie głowy byle wywodami. Uśmiechając się pod każdym pocałunkiem, którym mnie obdarowywał, wreszcie wymacałem pierwszy guzik jego koszuli w kratę i z niezmierną zachłannością począłem szarpać jeden za drugim, ażeby jak najszybciej się jej pozbyć. Gdy materiał opadł na płytki gwałtownie odepchnąłem się od swojego "stanowiska" przy poręczy, po czym dobrnąłem z nim aż do ściany. Gdy przeszedł przez niego dreszcz, który spowodowany był lekkim szokiem termicznym w momencie, gdy jego gorące plecy odbiły się o lodowate płytki na ścianie, triumfalnie zamruczałem, po czym przejechałem po jego sterczących sutkach.
Już po chwili jego usta poczęły zjeżdżać coraz niżej, aż wreszcie zassały się w moją szyję. Ja wykorzystując okazję rozpiąłem guzik od jego spodni, po czym bez większych oporów je z niego zsunąłem. Już miałem zamiar dobrać się do jego bokserek, gdy nagle w całym pomieszczeniu rozniósł się dźwięk mojego telefonu. Doprawdy?! Teraz?! Mocno odepchnąłem od siebie tą jakże zachłanną pijawkę, po czym rzuciłem się na podłogę, ażeby odnaleźć aparat w kieszeni mojego płaszcza.
Nie zdążyłem go dobrze wymacać, a chłopak już klęczał naprzeciw mnie i wtórnie wpijał się w moją szyję. Cicho się zaśmiałem, po czym nacisnąłem na zieloną słuchawkę.
- Niall? Co tak długo, martwiłam się o Ciebie!
- Mamo?! - wrzasnąłem do słuchawki, po czym ciężko westchnąłem. - Przepraszam, jestem trochę... zajęty. - sapnąłem, po czym subtelnie przejechałem dłonią po nagich plecach mojego chłopaka. Ten spojrzał na mnie z dziką rządzą seksu wymalowaną na twarzy, po czym (jak gdyby nigdy nic, bo co z tego, że rozmawiam ze swoją mamą) zjechał dłońmi z mojego torsu na zamek błyskawiczny w moich spodniach.
- Co robisz? Zayn w pracy?
- Co? Tak, czekaj, co? Jezu, jestem.. W domu, sprzątam, właśnie odkurzałem, a tak, no, Zayn jest w pracy, niedługo pewnie wróci. - zacząłem mieszać się we własnych słowach nieco zdekoncentrowany przez to, co właśnie wyrabiał brunet. Otóż chamsko pchnął mnie na ziemię, po czym zaczął ciągnąć moje spodnie po same kostki. Okalając moje nogi swoimi ramionami począł składać pocałunki na mojej prawej nodze. Każdy pocałunek = kilka centymetrów wyżej. Gdy jego wargi przylgnęły do mojego kolana, a jego ręce niebezpiecznie przesunęły się do przodu, ciężko sapnąłem i przymknąłem powieki. Jaki wstyd, JA ROZMAWIAM ZE SWOJĄ RODZICIELKĄ!
- Niall, Pączuszku, co się tam dzieje? Wszystko dobrze? jesteś jakiś roztrzęsiony...
- Mamuś, wszystko ok. Sprzątam i w ogóle, taki syf w domu, zaraz oszaleje! Ten Zayn mnie wykończy, wiele wymaga, a sam nic nie robi... - wszystko mówiłem na dwóch, góra trzech wdechach, aż wreszcie poczułem, jak jego usta dotykają mojego przyrodzenia, a właściwie materiału, który wdzięcznie mi go zasłania. - O mój Boże! - wrzasnąłem zapominając o tym, że moja mama to słyszy.
- Co się stało?! - jej interwencja była zaskakująco szybka.
- Nic, pająk! Mamo, oddzwonię do Ciebie, kocham Cię, pa! - czym prędzej odrzuciłem telefon na bok, po czym pchnąłem dłońmi ramiona Malika i spowodowałem, że ten leżał na zimnej posadzce, a ja bezkarnie leżałem na nim. - Nienawidzę Cię.
- Nie pozdrowiłeś jej ode mnie, a za to "wymaganie i nic nierobienie" oberwie Ci się potem. - zaśmiał się między moimi pocałunkami, po czym bez żadnych oporów chlasnął mnie obiema dłońmi w oba pośladki, po czym zsunął je na dół. Ja, w najprostszy sposób mówiąc, nie pozostałem mu dłużny. Po chwili obydwoje byliśmy nadzy jak chwilę po urodzeniu (choć może to dość złe określenie, gdyż prawdopodobnie żaden z Nas nie urodził się w skarpetkach) i... Oddaliśmy się rozkoszy. Wpijając się w jego słodkie wargi po prostu wtargnąłem w niego swoim sprzętem, chyba jak nigdy. Zalazł mi dzisiaj za skórę... Choć szczerze mówiąc to dość miłe. Bynajmniej jako swoi partnerzy będziemy mieć o czym wspominać za kilka lat. Z jego gardła wydobył się stłumiony okrzyk bólu i rozkoszy jednocześnie. Zatkałem mu usta kolejnym pocałunkiem, a on wtórnie ujął moje tyły w swoje dłonie i począł nimi poruszać w takim rytmie, jaki mu dogadzał. A wiadomo, że byle co go nie zadowalało.
Wplotłem swoje palce w jego kruczoczarne włosy, a on patrzył w moje oczy z prawdziwą miłością. To uczucie można było wyczuć nawet na odległość... Wiedziałem, że mnie kocha i nigdy nie będzie w stanie mnie skrzywdzić. Po prostu, teraz czułem to tak mocno, że nie potrzebowałem bałaganić sobie myśli innymi bzdetami. Ta świadomość wracała do mnie każdego wieczoru, który spędzaliśmy w podobny sposób, ale teraz czułem to silniej niźli kiedykolwiek. To miłe uczucie.
- Coś dzwoni... - szepnął drżącym głosem, po czym subtelnie musnął mój policzek.
- Co? - Spojrzałem na niego nieco zdezorientowany.
- Telefon. Dzwoni, znów.
- Niech dzwoni ile chce...
- Odbierz, to może być coś ważnego.
- Nic nie jest ważniejszego od Ciebie.
- Niall, odbierz do jasnej cholery.
- Ja pierdole... - syknąłem, po czym przerywając nasz stosunek ująłem telefon w lewą dłoń. - Halo?! - rozdarłem się na całe gardło. Szkoda, że tak szybko jak zrobiłem się nerwowy, tak szybko wszystko opadło i jedyne co mną zawładnęło, to... przerażenie?


// O MÓJ BOŻE, JAK MNIE TU DAWNO NIE BYŁO! WYBACZCIE, ALE CAŁY WPIS OD AUTORA WALNĘ CAPS LOCKIEM BO WCIĄŻ NIE WIERZĘ W TO, ŻE WRESZCIE ZEBRAŁAM W SOBIE TYLE SIŁ, AŻEBY COŚ TUTAJ DODAĆ. I TO COŚ INNEGO, NIŹLI POST, W KTÓRYM ZAWARŁABYM PRZEPROSINY I EWENTUALNE WYJAŚNIENIA DLACZEGO POSTANOWIŁAM ZAKOŃCZYĆ MOJĄ PRZYGODĘ Z ZIALLEM. BOŻE, PIERWSZY RAZ RYCZĘ PISZĄC COŚ NA BLOGU O.O NIEWAŻNE XD PRAWDA JEST TAKA, ŻE CHCIAŁAM ZAMKNĄĆ TEGO BLOGA. STRACIŁAM WENĘ, CZUŁAM, ŻE NIE JESTEM W STANIE NAPISAĆ JEDNO, OGROMNE N.I.C. NIESTETY, JESTEM DOŚĆ ULEGŁĄ DZIEWCZYNĄ I WIDZĄC WASZE KOCHANE KOMENTARZE, A TAKŻE MONOTONNE PYTANIA NA TEMAT TEGO BLOGA NA TWITTERZE POSTANOWIŁAM, ŻE JEDNAK KIEDYŚ TUTAJ WRÓCĘ. TAK TEŻ ZROBIŁAM ! :) WPRAWDZIE MAM ŚWIADOMOŚĆ TEGO, ŻE STRACIŁAM JUŻ WIELU CZYTELNIKÓW I MÓJ STYL PISANIA STRASZNIE SIĘ ZMIENIŁ (CZYTAJ ZMIESZAŁ SIĘ Z GÓWNEM XD) ALE CÓŻ, TO WSZYSTKO DLA WAS <3 NIE WIEM CO BYM BEZ WAS ZROBIŁA... PEWNIE ZGUBIŁA SIĘ W BUSZU RUCHAJĄCYCH SIĘ SURYKATEK, CZY COŚ ♥ STRASZNIE DZIĘKUJĘ FLORCE, AŚCE, WERCE, DONI I INNYM DZIECIACZKOM, KTÓRE CAŁY CZAS WIERZYŁY W TO, ŻE JEDNAK JESTEM W STANIE TUTAJ COŚ DODAĆ. JESTEŚCIE DLA MNIE WSZYSTKIM I.. JESZCZE RAZ PRZEPRASZAM ZA TAK DŁUGĄ PRZERWĘ.
PRZY OKAZJI - ZMIENIŁAM NAZWĘ NA TT - @PezzHoralik - TERAZ GDY TYLKO CHCECIE WIEDZIEĆ COŚ NA TEMAT BLOGA MOŻECIE TAM DO MNIE NAPISAĆ. LUBIĘ PISAĆ Z OSOBAMI, KTÓRE AKCEPTUJĄ MOJĄ BUJNĄ WYOBRAŹNIĘ, WIĘC NIGDY NIE SPOTKACIE SIĘ Z ODTRĄCENIEM Z MOJEJ STRONY: MOŻECIE PISAĆ DO MNIE O WSZYSTKIM :) EWENTUALNE NIEDOGODNOŚCI WZGLĘDEM TEGO ROZDZIAŁU DODAWAJCIE W KOMENTARZACH, KTÓRE KIEDYŚ CHYBA SOBIE WYDRUKUJĘ I WALNĘ NAD ŁÓŻKIEM XD KOCHAM WAS, PAMIĘTAJCIE ♥
zawsze Wasza, Pezz . xX

wtorek, 12 czerwca 2012

Szesnasty

Siedziałem na ławce w parku mimo, iż mroźny wiatr strzelał we mnie niewidzialnymi batami, przez co na całym moim ciele sporadycznie wznawiały się drgania, które starałem się zniwelować poprzez uciążliwe wiercenie się w miejscu. To na prawo, to na lewo, prosto, do tyłu, w lewo, ugryzłem kawał czekolady, którą kupiłem sobie kwadrans temu, znów przekręciłem się na prawą stronę. Tak mógłbym w kółko. Był koniec stycznia, więc taka pogoda nie winna mnie dziwić. Tak, minęło już pół roku odkąd jestem z Zaynem. To chyba jedyny związek, który okazał się być dla mnie niczym kokaina. Uzależniłem się od tego dupka. Nie mogłem wytrzymać bez jego dotyku, towarzystwa, miłych słów. Zamieszkaliśmy razem krótko po tym, gdy zostawiłem Lizzie.
Szczerze mówiąc nie mam bladego pojęcia co się z nią dzieje. Nie wiem nawet czy żyje. Równie niewiele wiem o jej dziecku. Po prostu - od tamtego pamiętnego zdarzenia ani razu nie ujrzałem jej na oczy. Zresztą, to chyba lepiej dla mojej psychiki, gdyż dzięki temu zupełnie zapomniałem o tym, co działo się kiedyś. Zmieniłem się, i to znacznie. Nie wiem, czy przez Malika, czy przez moją wewnętrzną metamorfozę spowodowaną rozstaniem z Elizabeth. Stałem się o wiele odważniejszy i może nieco bardziej pyskaty, niźli byłem kiedyś. Niemniej jednak po cóż o tym debatować? Mam już swoje lata i chyba mam prawo eksperymentować z własnym zachowaniem. Nie jestem przecież dzieckiem, więc wiem, że muszę odpowiadać za swoje czyny.
Zasysając usta na w połowie skonsumowanej tabliczce czekolady wbiłem swe błękitne tęczówki w drzwi wieżowca usadowionego po drugiej stronie ulicy. The Hits Radio - to tam wciąż pracował mój luby, to tam zawsze marzyłem wejść, to tam nigdy nie potrafiłem pchnąć szklanych drzwi bojąc się, że przyniosę mu wstyd. Jestem śmieszny... ale co mi tam. Pewnie gdy tu przyjdzie stwierdzi, że niepotrzebnie tu marzłem, skoro w środku jest multum wolnych, miękkich i, przede wszystkim, ciepłych kanap. Mam to gdzieś, wolałem poczekać na świeżym powietrzu.
A skoro już mowa o miejscach pracy. Już dawno nie pracuję w kwiaciarni Trish. Nie to, że mnie wyrzuciła... Idealnie zrozumiała moją ekscytację w momencie, gdy po spotkaniu właściciela Milkshake City otrzymałem ofertę pracy właśnie w owej miejscówce. Bez zbędnych słów się zgodziła mówiąc, że tak czy siak miejsce dla mnie zawsze się u niej znajdzie w razie potrzeby. Przeurocza kobieta. Zresztą, zawsze wiedziałem, że jest taką dobrą wróżką w realnym świecie. Bez problemu zaakceptowała mój związek z Mulatem. Ba! Cieszyła się jak małe dziecko, że jej syn wreszcie jest szczęśliwy! Gorzej było z moimi rodzicami... Mój ojciec przestał ze mną rozmawiać, a mama... długo myślała, że sobie żartuję. Na szczęście Trish wybrała się do Irlandii i wszystko im wytłumaczyła, przez co słowa typu: Mój syn jest biseksualny. zaczęły lżej przechodzić przez ich oniemiałe struny głosowe. Na prawdę wiele zawdzięczam pani Miller. Anioł, nie kobieta. 
- A panicz Horan co tak bezczynnie marznie na ławce? - usłyszałem za sobą wesoły śmiech nastolatki. Automatycznie zwróciłem się w ową stronę, a na mojej zarumienionej z zimna twarzy pojawił się szeroki uśmiech, który w owym momencie był niezwykłym wyczynem jako, gdyż zamarznięte policzki piekły mnie jak cholera.
- Cześć Mała! - wstałem i delikatnie uściskałem dziewczynę na przywitanie. Mimo takiej pogody Ona wciąż wyglądała idealnie: brązowe fale opadające na chuderlawe ramiona w tym momencie opatulone ciepłym płaszczykiem, brązowe ślepia idealnie podkreślone czarną kredką do oczu oraz tuszem do rzęs, szeroki uśmiech naznaczony różowym błyszczykiem... Wciąż nie mogłem przyzwyczaić się do myśli, że będąc z Zaynem poznałem tak wiele celebrytów. Cher była jedną z nich. 
- Tylko nie Mała, Farbowany! - zaniosła się dźwięcznym śmiechem klepiąc mnie równocześnie w ramię. 
- Jasne... Mała. Nieważne. Co tutaj robisz?
- Idę na konfrontację z moim menadżerem. Załatwił mi jakiś wywiad mimo, że prosiłam go o to, by dał mi chwilę wytchnienia. Przecież dopiero co wróciłam z Los Angeles, a ten już wciska mi jakieś spotkania z ludźmi pożerającymi wszelkie zasoby mojej inwencji twórczej. - no tak, prawie zapomniałem jaka to gaduła z panienki Lloyd. Wdzięcznie się do niej uśmiechnąłem, po czym wzruszyłem ramionami.
- Jesteś twarda, jakoś ich spławisz. 
- Trzymam Cię za słowo. 
- A co, jeśli Cię zawiodę?
- Powiem Malikowi, żeby zrobił Ci szlaban na wyro.
- Nie! To byłoby straszne! - parsknąłem śmiechem, po czym zmierzwiłem nieco oklapniętą grzywę szybkim ruchem dłoni. 
Całkiem dobrze było mi z faktem, że wszyscy o nas wiedzieli. Przynajmniej nie musieliśmy w miejscach publicznych udawać świętych przyjaciół. Wprawdzie znaliśmy swój umiar, ale bez zbędnych niedomówień mogliśmy przytulić się w centrum miasta i nikt nie winien mieć nam tego za złe. Bądź co bądź Czarny jest osobą dość rozpoznawalną w otoczeniu, więc również i wieść o nas sprawiła, że internet zaczął o nas huczeć. Ciekawe jaka byłaby reakcja moich irlandzkich znajomych, gdybym wparował na dawne osiedle miziając się z chłopakiem przy każdym murze. Pewnie ich miny byłyby dość zniesmaczone i każdy obgadywałby mnie za plecami, ale aktualnie mam to w głębokim poważaniu. Logiczne, że u boku Zayna jest mi o milion razy lepiej, niźli z Liz. Ten, mimo, iż stwarza osoby niedostępnej i naburmuszonej, okazuje mi milion emocji w jednej sekundzie, dzięki czemu dogadujemy się bez zbędnych słów. Beth okazywała mi miłość tylko wtedy, gdy byliśmy z kimś, albo gdy czegoś ode mnie chciała... To chyba wystarczający przykład.
- Oho, Twój Romeo od siedmiu boleści nadciąga! Zmywam się... Do usłyszenia. - dziewczyna cmoknęła mnie w policzek, a ja odprowadziłem ją jedynie wzrokiem, aż do momentu, gdy nie minęła się z brunetem pozwalając sobie na krótką wymianę zdań z samym zainteresowanym. Gdy ten wreszcie do mnie podszedł promiennie się uśmiechnąłem i przytulając go jak najmocniej potrafiłem słodko wpiłem się w jego usta. 
- Dłużej nie dało rady? Czekam tu co najmniej kwadrans... - szepnąłem między pocałunkami, na co chłopak pokiwał przecząco głową.
- Gdybym przyszedł wcześniej pewnie nie przywitałbyś mnie w tak bajowy sposób jak ten. - triumfalnie się zaśmiał, po czym czochrając moje rozrzucone na całej głowie włosy objął mnie ramieniem. - O czym tak gawędziłeś z Cher? Nie wiedziałem, że już wróciła z USA.
- A co, zazdrosny? - parsknąłem śmiechem wbijając mu dwa palce w żebra, które osłonięte były fioletowym płaszczem. - Nie rozmawialiśmy o niczym ciekawym. Zresztą... Dziwi mnie to, że tak spokojnie hasała sobie po ulicy. Przecież jest celebrytką, więc moim zdaniem powinna być otoczona jakimiś gorylami, które broniłyby jej filigranowych rozmiarów ciało przed psychofanami. - le ja i moja gestykulacja rękoma, dzięki czemu mój ukochany kilkakrotnie oberwał w klatkę piersiową. 
- Uważasz, że przyszła tutaj sama? Jeden bodyguard siedzi już w radiu. Drugi pewnie obczajał ją z wnętrza jakiejś kawiarni, a trzeci... Właśnie stoi koło budki telefonicznej. - dyskretnie kiwnął podbródkiem na czerwoną budkę, gdzie samoczynnie zawędrował mój wzrok. 
- Są jak ninja. - zaśmiałem się, a chłopak bezpardonowo mi zawtórował. 
- Na prawdę chcesz rozmawiać o ochroniarzach Cher? 
- A niby dlaczego nie? Wiesz... Jak już będziemy sławni na skalę Brangeliny to też będziemy musieli zainwestować w jakichś ochroniarzy. - poruszałem zabawnie brwiami, a Zayn zareagował na to szybkim kuksańcem w tył mojej głowy. - Ałć! Za co? 
- Za to, że stwierdziłeś, że jesteśmy od nich mniej sławni. - zaśmiał się, po czym nachylając się nade mną zatopił swe usta w moich wargach. Pocałunek był słodki mimo, iż szalik, którym obwiązana była jego szyja, delikatnie drażniła moją brodę. 
- Zapomniałem dodać, że jesteśmy o milion razy ładniejsi. - dodałem mrużąc równocześnie oczy i układając usta w uroczy dzióbek. Malik szepnął coś na styl przytaknięcia, po czym ujmując moją skostniałą dłoń pociągnął mnie w kierunku najbliższej restauracji znajdującej się na drugiej stronie ulicy.
*
 Wnętrze pomieszczenia było przeurocze. Dużo lampek zawieszonych na ścianach rozjaśniało otoczenie, w dodatku idealnie kontrastując z szarością widniejącą za oknami. Jasno czekoladowe ściany idealnie łączyły się z brązowymi pufami i ciemnymi stolikami inteligentnie porozrzucanymi po całej restauracji, wywołując wrażenie wewnętrznego ciepła. Atmosfera również nienaganna: miła obsługa, ciche dźwięki muzyki wydobywające się z drobnych głośników zawieszonych tuż pod sufitem, spokojni goście zajadający się tutejszymi rarytasami, no i sama nazwa - Piece of Heaven. To było zobowiązujące.
Razem z Mulatem wybraliśmy miejsce tuż pod ścianą. Siedziałem na przeciw chłopaka tak, że tuż za jego plecami miałem piękny widok na londyńską ulicę oprószoną drobnym śniegiem. Na widok młodej kelnerki wdzięcznie się uśmiechnąłem, co szatynka odwzajemniła, a mój towarzysz pozwolił sobie kopnąć mnie pod stołem na widok całego przedstawienia.
- Witam, mam na imię Emma. Czy życzą sobie państwo nasze menu?
- Owszem. - krótko i zwięźle odrzekł brunet, po czym półgębkiem uśmiechnął się do dziewczyny. Ona niczym na zawołanie podała nam dwie karty, po czym zerkając na mnie ukradkiem odsunęła się od stolika i wdzięcznie ruszyła w stronę baru. - Co to było? - syknął Malik zerkając na mnie z byka.
- O co ci chodzi? - udałem, że nie wiem o czym do mnie mówi. Uśmiechnąłem się słodko zatapiając wzrok w nazwach polecanych dań. - Tylko mi nie mów, że myślałeś, że z nią flirtuję.
- Do mnie się tak nie uśmiechasz. - skomentował mrużąc swe czekoladowe oczęta.
- Bo nie zasłużyłeś. - westchnąłem skacząc wzrokiem po kolorowym menu.
- O Ty mendo! - szepnął, po czym parsknął donośnym śmiechem. Skarciłem go spojrzeniem i kiwając głową z dezaprobatą odłożyłem kartę na blat stolika. - Właściwie po co tu przyszliśmy?
- Po to, żebyś się pytał. - odburknął wytykając na mnie koniuszek języka, po czym jednym skinieniem dłoni wtórnie wezwał Emmę do naszego stolika. Następnie obydwoje złożyliśmy zamówienie. Ja poprosiłem o spaghetti, a mój chłopak skusił się na ryżową zapiekankę. Cóż, szczerze mówiąc jeszcze tego nie skosztowałem, więc być może coś od niego wyżulę.
Czekając na talerze pełne jedzenia wreszcie wyciągnąłem od niego powód, dla którego mnie tutaj zaciągnął. Stwierdził, że w domu nie miałby czasu niczego ugotować, uprzednio wstąpiwszy do sklepu po nowe produkty, które wcześniej osobiście skonsumowałem, i tak jest po prostu szybciej. Zresztą, było już dość późno, bynajmniej tak mi wmawiał, bo od kiedy godzina siedemnasta to późno, i gdyby zabrał się za to w domu rozpoczęlibyśmy ucztę dopiero późnym wieczorem. Swoją drogą fajnie, że dostał nos niczym kłamliwy Pinokio. Historyjka wyssana z palca... Zawsze wracał do domu o tej porze i jeśli ja wciąż czatowałem za barem z szejkami on musiał sobie samodzielnie radzić nie narzekając na porę konsumpcji obiadu. Coś nie pasowało mi w jego zachowaniu. Był tajemniczy, co nieco mnie irytowało.
- Pańskie zamówienia. Czy mogę w czymś jeszcze pomóc? - usłyszeliśmy nad sobą grzeczny ton Emmy. Wtórnie się do niej uśmiechnąłem i dziękując za wszelkie starania, odmówiłem. - Smacznego. - dodała na końcu i znów wróciła na zaplecze.
- Robisz to celowo.
- Co? - spojrzałem na niego znad pełnego talerza. Ten makaron aż sam prosił się o wpełznięcie do moich szeroko uśmiechniętych warg.
- Znudziłem Ci się? Bo wiesz, zawsze możesz mi powiedzieć, że chcesz się jednak przekonać jak to jest uprawiać seks z kobietą. - powiedział poważnym tonem, na co skarciłem go spojrzeniem, gdyż powiedział to na tyle głośno, że jedna z klientek zajmujących stolik nieopodal nas zmierzyła nas czujnym wzrokiem.
- Nie irytuj mnie, Pacanie. Jestem głodny. Smacznego. - wywróciłem ślepiami, po czym ujmując widelec wbiłem go w gorące kluski i zacząłem zawijać je na sztućcu. Następnie z rozkoszą wepchnąłem je sobie do ust i czując, jak przemykają mi przez gardło miałem wrażenie, że jestem w siódmym niebie.
- Dawno nie jadłem spaghetti. - usłyszałem, po czym spostrzegłem, że Zayn wbija swój widelec w moje danie.
- Co Ty... Weź się! - rozdziawiłem usta, po czym klepnąwszy go w dłoń zmierzyłem go laserowym spojrzeniem. - Masz swój ryż. - bąknąłem mrużąc oczyska.
- Ale... Myślałem, że mnie kochasz. - zrobił minę zbitego pieska, po czym spuścił wzrok na swoje kolana. Ta mina mnie urzekła, więc bez zastanowienia nakręciłem makaron na widelec, po czym udając, że go karmię powoli zbliżałem go do jego ust.
- Powiedz "Kocham Niallaaaaaa!" - zaśmiałem się, a ten mi zawtórował.
- Wiesz, zawsze marzyłem, żeby zrobić tą scenę z Zakochanego Kundla. - stwierdził zezując na moją dłoń znajdującą się tuż przed jego twarzą. Ściągnąłem brwi, po czym powstrzymując się od śmiechu odłożyłem widelec na miejsce i wybrałem jedną z najdłuższych klusek znajdujących się na talerzu. Jeden koniec ująłem w lewą dłoń, drugi w prawą i pakując sobie jedną z nich do ust, drugą podałem brunetowi. Ten wyszczerzył się niczym dziecko na widok słońca po dwóch tygodniach deszczu i ujmując makaron między wargi obydwoje pozwoliliśmy sobie nabierać go do ust, przez co dystans między nami automatycznie się zmniejszał.
Byliśmy coraz bliżej siebie, makaron był coraz krótszy, obydwoje zaczęliśmy nachylać się nad stolikiem, dzięki czemu wreszcie cała ta maskarada zakończyła się uroczyć i jakże bajkowym pocałunkiem. Uśmiechnąłem się pod nosem czując, że ten pogłębia owego całusa, lecz głośne odchrząknięcia i udawany kaszel ze strony kobiety, która wcześniej się nam przyglądała przerwały tę magiczną scenerię. Nawet na nią nie zerkając wbiłem swe tęczówki w oczęta Mulata i szeroko się uśmiechnąłem.
- Co powiesz na tygodniowy wyjazd do Paryża?
- Słucham? - spojrzałem na niego spod byka.
- Ty, ja, wieża Eiffla, mnóstwo miłości. Nie chciałbyś?
- No... Nie wiem?
- Nie masz innego wyboru. - zaśmiał się prosto w moją zdezorientowaną twarz. - Wczoraj kupiłem bilety. Wyjeżdżamy już w tę sobotę. - stwierdził z błyskiem w oku. Wiedziałem, że to spotkanie ma drugie dno. Ale nie da się ukryć, mile mnie tym zaskoczył.


// hahahahah, ale przesłodzone i nudneeeee! Ale początki zawsze takie są, nieprawdaż? Nie martwcie się, moje Wy Myszołapki. Niedługo tyle się tu będzie działo, że aż sama nie wiem w jaki sposób zdołam to zapisać w kilkudziesięciu spójnych zdaniach. Mam nadzieję, że wciąż Was nie zawodzę i czytanie tego opowiadania sprawia Wam choć odrobinę przyjemności. Wiedzcie, że to wszystko TYLKO I WYŁĄCZNIE DLA WAS! Jesteście moimi Muzami, promykami słońca w deszczowy dzień, czekoladkami po tygodniowej diecie... i wszystkim co najlepsze :)
luv ya, @ChelleHoralik

sobota, 9 czerwca 2012

Piętnasty

Przebudziwszy się rano byłem dziwnie.. spokojny. W moje ramię wtulony był mężczyzna, z którym bezpardonowo chciałem przeżyć całe swoje nędzne życie. Był tak piękny, że w pewnym momencie zaparło mi dech w piersiach. Nie pamiętałem jaki dzień właśnie mamy, czy to weekend, święta, a może środek tygodnia. Nie miało to dla mnie głębszego znaczenia... Kochałem go. Kochałem go jak nikogo innego i pozwolił mi to dostrzec dzisiejszej nocy, gdy to w cielesny sposób ukazał mi swoje intencje. Był kimś na prawdę ważnym. Wciąż o tym myślałem...
Ale co z Lizzie? Nie do końca wiedziałem co z nią zrobić. Była w ciąży... ja jej nie kochałem... miałem kogoś na boku. Nie ma to jak namiastka brazylijskiej telenoweli w życiu normalnego Irlandczyka, przed którym całe życie stoi otworem. Nieznacznie się przeciągnąłem, ażeby móc wstać i wrócić do domu. Nie chciałem z nim teraz rozmawiać. Bałem się, że wszystko popsuję. Ostatnio zdecydowanie zbyt często lamentuję. Mógłbym go do siebie zrazić tak kobiecym zachowaniem. 
- Niall? - chłopak drgnął w momencie, gdy byłem u krawędzi łóżka. Zajebiście. Wślizgnąłem się wtórnie pod kołdrę, po czym obejmując go ramieniem delikatnie ucałowałem w czubek głowy. 
- Idź spać. Jest wcześnie, musisz się wyspać. - szepnąłem w najbardziej kojący sposób, na jaki mogłem się pokusić z moją poranną chrypą. Brunet jednak wcale mnie nie posłuchał, tylko opierając się podbródkiem o moją klatkę piersiową nieznacznie się uśmiechnął i wbił swe czekoladowe ślepia wprost w moją delikatnie zarumienioną buźkę. 
- Nie mogę spać wiedząc, że chcesz mnie opuścić. 
- Nie zamierzam. Stwierdziłem jedynie, że warto zawitać po drugiej stronie ulicy, żeby poinformować jednym gestem moją domniemaną dziewczynę, że jej nie lubię. 
- Nie mów tak. Wiele Was łączy... - mówił poważnym tonem, a w jego tęczówkach mogłem dostrzec smutek, lecz zostawiłem to dla siebie. Uśmiechnąłem się półgębkiem, po czym kiwając przecząco głową, stwierdziłem.
- Więcej łączy mnie z moją lodówką, niźli nią. To już przeżytek. Kocham tylko jedzenie... i Ciebie. 
Na moje stwierdzenie jego twarz znacznie się rozpromieniła. Oczęta zaiskrzyły, a śnieżnobiałe zębiska uroczo ukazały się światu w promiennym uśmiechu. Zaśmiałem się na jego reakcję, po czym delikatnie głaszcząc go po nagich plecach wsłuchałem się w kilka słów, jakże ważnych, które właśnie padły z jego ust. 
- Kochałem, kocham i kochać Cię będę. Zawsze i wszędzie. Niezależnie od wszystkiego. 
- Wiem. - stwierdziłem pozwalając, by po kilku chwilach nasze wargi znów spotkały się w słodkim pocałunku. Tym razem był on.. inny. Wcześniej całując jego usta czułem w żyłach pewien rodzaj adrenaliny, pożądania i nieokiełznanego szczęścia. Teraz, owszem czułem je wszystkie, lecz... ze zdwojoną siłą i wszystkiemu towarzyszyło poczucie spełnienia i nieskończoności. Jakbym podświadomie czuł, że to właśnie z Zaynem spędzę resztę swojego życia. 
*
Odwróciłem się po raz trzeci. On wciąż uparcie wbijał we mnie wzrok siedząc na swoim parapecie. Był uroczy, ale tym samym nieco za bardzo odciągał mnie od chęci rozmowy z Lizzie. Nie wiedziałem jak to wszystko zacząć... Dla otuchy pokiwałem swemu kochankowi po raz ostatni i widząc uśmiech malujący się na jego twarzy cichutko otworzyłem drzwi od swojego mieszkania.
- Niall? - na wstępnie dostrzegłem nieco zaspaną i zdezorientowaną szatynkę, która stojąc na ostatnim stopniu schodów uparcie wbijała we mnie wzrok, mrużąc przy tym oczy. - Gdzieś Ty był?
- Nieważne. Lizzie, mogę Cię o coś spytać?
- Jak to nieważne? Myślisz, że sympatycznie jest obudzić się samotnie w łóżku mając świadomość tego, że zasypiało się u boku swego partnera? Szukałam Cię po całym domu! - oho, czyli jednak nie mogę jej o nic spytać.
- Nie dramatyzuj. Widzę, że na dzień dzisiejszy nie jesteśmy w stanie przeprowadzić normalnej konwersacji, a więc... bywaj. - rzekłem wymijając ją na schodach, po czym zamknąłem się w swoim pokoju. Miałem jeden cel - odszukać płytę z jej osiemnastki. Dlaczego? Powód był prosty - chwilę przed wyjściem od Zayna po raz enty debatowałem nad tym, czy dziecko, które nosiła w sobie Elizabeth jest moim potomkiem. Wniosek, do którego doszedłem? NIE. Nie pamiętam, ażebym uprawiał z nią seks. Takie rzeczy mimowolnie zapadają w pamięci, a tu nic, zupełna pustka. Stwierdziłem, że jeśli znajdę ową płytę i zobaczę co tam robiłem chociaż po części rozwieje setki retorycznych pytań nurtujących moją zszarganą psychikę.
Klęcząc przez ogromnym kartonem, który niedawno wsunąłem pod łóżko ambitnie przebierałem palcami między nieskończoną ilością płyt CD i DVD. Szczerze mówiąc nie wiedziałem, że posiadam aż tyle filmów. Co najmniej 3/4 z nich były tytułami, które w żaden sposób nic nie przynosiły mi na myśl, ale cóż... Być może znalazły się tam również nagrania należące do mojego ojca.
Niemniej jednak moim celem było zdobycie tej jednej, bardzo pożądanej przeze mnie w danym momencie płytki. Musiała tutaj być... Pamiętam, że ją tu wkładałem. Dziwne.. Miałem ją w rękach, ale jeszcze nigdy jej nie odpaliłem. Prawdopodobnie za bardzo bałem się tego, co tam zobaczę. Impreza miała miejsce jakieś dwa miesiące temu i zawsze odwlekałem moment wgłębienia się w to, co się tam działo, gdyż przeszkadzało mi w tym towarzystwo moich zatroskanych rodziców. Zapewne gdyby zobaczyli mnie z piwem w dłoni od razu daliby mi szlaban na słodycze i tyle bym miał ze szczęśliwego życia wesołego nastolatka. Matko, o czym ja myślę!
- Mam Cię. - syknąłem przez zęby na widok różowej płyty, na której widniał idealnie nabazgrany napis Lizzie's B-Day, a tuż obok niego urocze serduszko autorstwa samej zainteresowanej. Przewracając oczyma opadłem na miękkim materacu łóżka i układając sobie laptopa na kolanach włożyłem płytę do wysuwanej kieszonki. Czas, podczas którego wszystko się ładowało doprowadzał mnie do agonii. Myślałem, że padnę ze znużenia... czas zakupić nowy sprzęt, Horan!
Podczas gdy ja oddawałem się przyjemnemu zajęciu, jakim było zawijanie kołdry na palec wskazujący wreszcie coś pojawiło się na wyświetlaczu. Na moim ciele od razu pojawiła się gęsia skórka, a oczy mimowolnie się zmrużyły, by lepiej przyjrzeć się ukazanemu widokowi. Pozwoliłem sobie przesunąć ten cały wstęp... Nie miałem ochoty oglądać momentu, gdy uśmiechając się od ucha do ucha składałem jej wszystkiego najlepszego całując jej usta po każdym wypowiadanym słowie. Faktycznie musiałem być w niej cholernie zadłużony, skoro zachowywałem się jak nachalny Romeo. Pominąłem także część z oglądania prezentów i dzielenia tortu. Jeszcze bym zgłodniał i wtedy całkowicie odpuściłbym sobie oglądanie tego chłamu. Wreszcie jednak dobrnąłem do momentu, gdy parkiet zajęty był przez całą młodzież zebraną na owej maskaradzie.
Ale wszyscy byli zalani! Totalne świniobicie. Każdy śmiał się nie wiadomo z czego, pląsał między ludźmi, z którymi normalnie nie zamieniłby nawet dwóch zdań i nie zwracał uwagi na kamerę, która robiąc między nimi slalom zdawała się uwieczniać najbardziej kompromitujące z wszystkich momentów. Prosty przykład... Zazwyczaj cichutka i ułożona Ronnie, znajoma Lizzie z jednego rocznika, tym razem skacząc po parkiecie starała się zwrócić uwagę największego flirciarza w całej okolicy na własną osobę... Matt, czy coś w ten deseń. Wszystko wyglądało dość komicznie, gdyż ta była ubabrana od tortu, którym kilka chwil temu ktoś nabrał ochoty obsmarować jej twarz. O, albo siostra Liz siedziała na środku schodów i trzymając kogoś za rękę starała się za wszelką cenę nie zwymiotować. Okropność! Ale uno momento... To nie byłem przypadkiem ja?
Przybliżając nos do ekranu głębiej zlustrowałem spojrzeniem owego osobnika. No pewnie, że to byłem ja! Pamiętam tę oliwkową koszulę, którą na drugi dzień musiałem wyrzucić, gdyż nie szło doprać tych ogromnych plam po czerwonym winie. W takim razie skoro ja siedziałem z młodą...
- Lizzie? - zmarszczyłem brwi i jeszcze raz przewinąłem nagranie. Wcisnąłem pauzę i Z.A.M.A.R.Ł.E.M. W pierwszym momencie nawet nie zorientowałem się, że to Ona. Za bardzo przysłoniła ją postura jakiegoś mężczyzny. Czyżby to był Alex? Znałem go, gdyż był On sąsiadem Lizzie i gdy tylko miałem sposobność zawitać u niej w domu zawsze natknąłem się na niego siedzącego w ogródku i głucho wpatrującego się w bliżej nieokreślonym kierunku... A może tym kierunkiem był pokój Beth? Płot dzielący ich posiadłości był na prawdę niski, więc niby dlaczego nie miałby sobie odmówić obserwowania tak atrakcyjnej nastolatki. Wracając jednak do tematu... Brunet wciskał Lizzie w ścianę oddając się równocześnie tak przyjemnej czynności, jak masowanie jej podniebienia. Ta owinęła jego biodra swoimi nogami i pozwalając by ten ujmował jej pośladki w taki sposób, by nie zjechała po ścianie w dół, zahaczyła swe dłonie na jego rozpiętej koszuli.
Czułem, że wszystko we mnie pulsuje. Ja zajmowałem się jej nietrzeźwą siostrą, a Ona romansowała ze swoim sąsiadem. Tego było zbyt wiele... Koniec z wiecznie grzecznym Niallem Horanem. Cholera jasna, zbyt długo miałem klapki na oczach! Odrzuciwszy laptopa na drugi kąt łóżka z impetem wybiegłem z pokoju.
- Elizabeth! - wrzasnąłem nawet nie panując nad gniewem przepełniającym moje gardło. Czułem jak moje dłonie drżą. Miałem ochotę bardzo mocno w coś uderzyć... ale to chyba nie jest nazbyt dziwne.
- Coś się stało? - usłyszałem jej głos dobiegający z wnętrza kuchni. Nie zważając na nic pobiegłem tam w ekspresowym tempie. dziewczyna właśnie szła w moim kierunku, lecz uniemożliwiłem jej to wpadając na nią i zapychając ją aż do lodówki, na którą wpadła z widoczną dezorientacją wymalowaną na twarzy. - Niall?
- Jesteś w ciąży? Tak czy nie?
- No, tak... O co Ci teraz chodzi?
- To ja jestem ojcem? - warknąłem stojąc zaledwie kilka centymetrów przed nią. Czułem jej gorący oddech otulający moją szyję, lecz zdawałem się wcale o tym nie myśleć. Ta suka mnie zdradziła, więc nic więcej mnie tutaj nie trzymało.
- Niall...
- Wiem jak mam na imię, więc przestań to powtarzać! Patrz mi prosto w oczy i powiedz mi, że to dziecko będzie moje! - wrzasnąłem uderzając pięścią w chłodne zamknięcie od lodówki.
- T-tak...
- Patrz mi w oczy!
- Co? - spojrzała na mnie starając się za wszelką cenę nie wybuchnąć płaczem.
- Nie udawaj niewiniątka. Już wszystko wiem. - odrzekłem starając się zapanować nad swoją wściekłością. Nie miałem w zwyczaju wyładowywać swojej złości na, poniekąd, bliskich mi osobach, więc musiałem uważać na to co robię, gdyż obawiałem się, że przez napływ negatywnych emocji mógłbym ją zbyt mocno szarpnąć, czy coś innego, czego później z pewnością bym żałował. 
Oddaliłem się na odległość trzech kroków i uważnie wpatrywałem się w jej twarz. Oczy miała zmącone łzami, dolna warga cała drżała. Delikatnie zmarszczyła brwi, przez co na jej czole ukazała się drobna zmarszczka. Miałem już stuprocentową pewność, że wpuściła mnie w maliny.
- Alex będzie ojcem Twojego dziecka. - szepnąłem zaciskając po chwili szczękę. - Po kiego licha mnie w to wkręciłaś? - spojrzałem na nią, a w moich tęczówkach sam wyczułem chęć mordu. 
- Bo Cię kocham...
- Gdybyś mnie kochała nie zdradziłabyś mnie z tym idiotom! - znów dałem upust swym emocjom poprzez głośny krzyk i uderzenie piąstką w blat szafki. czułem jak dłoń mi pulsuje, lecz zlekceważyłem to. 
- Jak myślisz, dlaczego to zrobiłam? Nie chciałam Cię stracić, a dziecko było idealnym powodem do tego by Cię przy mnie zatrzymać! - teraz to ona krzyczała dławiąc się równocześnie łzami.
- Ooo, doprawdy? Jesteś dziwką, tylko tyle mogę wyznać. - to było chamskie, ale nie czułem żadnych hamulców. Nasz związek stracił licencję już dawno temu.
- Ja dziwką? A Ty pedałem! 
- Słucham?
- Myślisz, że nie wiem o Tobie i Zaynie? Widziałam jak się migdaliliście! Chciałam wcisnąć Ci ten kit z dzieckiem wcześniej, bo miałam zamiar zaciągnąć Cię do łóżka. Ale nie, bo Twój żałosny przyjaciel okazał się być ważniejszy!
- Żałosna jesteś ty. - stwierdziłem zupełnie spokojnym tonem, po czym bez zbędnego słowa, czy gestu pokierowałem się w stronę schodów.
- Gdzie idziesz?!
- Na drugą stronę ulicy. Biorę swoje rzeczy i się wyprowadzam. Pierdolę Ciebie, ten związek i wszystko co nas kiedyś łączyło. Dziecko nie jest moje, więc nie będę czuł się winny, że kogoś krzywdzę. 
- A ja?
- Ty nie jesteś warta moich uczuć. - odszepnąłem. 
Właśnie tak zakończyła się ta historia. Historia moja i Elizabeth. Myślałem, że Ona na prawdę mnie kocha. Myślałem, że nasze uczucie przenosi góry. Myślałem, że nasza znajomość zakończy się w bardziej cywilizowany sposób, w momencie, gdy obydwoje będziemy siwymi prykami podpierającymi się na drewnianych laseczkach. Teraz wiem, że mam zbyt wybujałą fantazję. Od dziś liczę się tylko ja i Malik. Ciekawe w jaki sposób przyjmą to nasze rodziny.



FINITO! To jest, koniec tego rozdziału, koniec tej serii. Wiem, wyszło banalnie, ale po tak długiej przerwie nie stać mnie na nic bardziej twórczego. Pewnie większość z was podejrzewała, że wszystko skończy się tak, a nie inaczej, ale na tym to polega. Od przyszłego rozdziału rozpocznie się nowy etap w życiu Horana. Czy jego związek z Malikiem będzie możliwy? Czy Zayn faktycznie go kocha, czy był chwilowym eksperymentem? Czy między nimi nie stanie osoba, która zniszczy ich sielankę? Czy Elizabeth będzie chciała wrócić do Nialla? Od teraz wszystko jest dla Was jedną wielką tajemnicą :)
@ChelleHoralik