wtorek, 12 czerwca 2012

Szesnasty

Siedziałem na ławce w parku mimo, iż mroźny wiatr strzelał we mnie niewidzialnymi batami, przez co na całym moim ciele sporadycznie wznawiały się drgania, które starałem się zniwelować poprzez uciążliwe wiercenie się w miejscu. To na prawo, to na lewo, prosto, do tyłu, w lewo, ugryzłem kawał czekolady, którą kupiłem sobie kwadrans temu, znów przekręciłem się na prawą stronę. Tak mógłbym w kółko. Był koniec stycznia, więc taka pogoda nie winna mnie dziwić. Tak, minęło już pół roku odkąd jestem z Zaynem. To chyba jedyny związek, który okazał się być dla mnie niczym kokaina. Uzależniłem się od tego dupka. Nie mogłem wytrzymać bez jego dotyku, towarzystwa, miłych słów. Zamieszkaliśmy razem krótko po tym, gdy zostawiłem Lizzie.
Szczerze mówiąc nie mam bladego pojęcia co się z nią dzieje. Nie wiem nawet czy żyje. Równie niewiele wiem o jej dziecku. Po prostu - od tamtego pamiętnego zdarzenia ani razu nie ujrzałem jej na oczy. Zresztą, to chyba lepiej dla mojej psychiki, gdyż dzięki temu zupełnie zapomniałem o tym, co działo się kiedyś. Zmieniłem się, i to znacznie. Nie wiem, czy przez Malika, czy przez moją wewnętrzną metamorfozę spowodowaną rozstaniem z Elizabeth. Stałem się o wiele odważniejszy i może nieco bardziej pyskaty, niźli byłem kiedyś. Niemniej jednak po cóż o tym debatować? Mam już swoje lata i chyba mam prawo eksperymentować z własnym zachowaniem. Nie jestem przecież dzieckiem, więc wiem, że muszę odpowiadać za swoje czyny.
Zasysając usta na w połowie skonsumowanej tabliczce czekolady wbiłem swe błękitne tęczówki w drzwi wieżowca usadowionego po drugiej stronie ulicy. The Hits Radio - to tam wciąż pracował mój luby, to tam zawsze marzyłem wejść, to tam nigdy nie potrafiłem pchnąć szklanych drzwi bojąc się, że przyniosę mu wstyd. Jestem śmieszny... ale co mi tam. Pewnie gdy tu przyjdzie stwierdzi, że niepotrzebnie tu marzłem, skoro w środku jest multum wolnych, miękkich i, przede wszystkim, ciepłych kanap. Mam to gdzieś, wolałem poczekać na świeżym powietrzu.
A skoro już mowa o miejscach pracy. Już dawno nie pracuję w kwiaciarni Trish. Nie to, że mnie wyrzuciła... Idealnie zrozumiała moją ekscytację w momencie, gdy po spotkaniu właściciela Milkshake City otrzymałem ofertę pracy właśnie w owej miejscówce. Bez zbędnych słów się zgodziła mówiąc, że tak czy siak miejsce dla mnie zawsze się u niej znajdzie w razie potrzeby. Przeurocza kobieta. Zresztą, zawsze wiedziałem, że jest taką dobrą wróżką w realnym świecie. Bez problemu zaakceptowała mój związek z Mulatem. Ba! Cieszyła się jak małe dziecko, że jej syn wreszcie jest szczęśliwy! Gorzej było z moimi rodzicami... Mój ojciec przestał ze mną rozmawiać, a mama... długo myślała, że sobie żartuję. Na szczęście Trish wybrała się do Irlandii i wszystko im wytłumaczyła, przez co słowa typu: Mój syn jest biseksualny. zaczęły lżej przechodzić przez ich oniemiałe struny głosowe. Na prawdę wiele zawdzięczam pani Miller. Anioł, nie kobieta. 
- A panicz Horan co tak bezczynnie marznie na ławce? - usłyszałem za sobą wesoły śmiech nastolatki. Automatycznie zwróciłem się w ową stronę, a na mojej zarumienionej z zimna twarzy pojawił się szeroki uśmiech, który w owym momencie był niezwykłym wyczynem jako, gdyż zamarznięte policzki piekły mnie jak cholera.
- Cześć Mała! - wstałem i delikatnie uściskałem dziewczynę na przywitanie. Mimo takiej pogody Ona wciąż wyglądała idealnie: brązowe fale opadające na chuderlawe ramiona w tym momencie opatulone ciepłym płaszczykiem, brązowe ślepia idealnie podkreślone czarną kredką do oczu oraz tuszem do rzęs, szeroki uśmiech naznaczony różowym błyszczykiem... Wciąż nie mogłem przyzwyczaić się do myśli, że będąc z Zaynem poznałem tak wiele celebrytów. Cher była jedną z nich. 
- Tylko nie Mała, Farbowany! - zaniosła się dźwięcznym śmiechem klepiąc mnie równocześnie w ramię. 
- Jasne... Mała. Nieważne. Co tutaj robisz?
- Idę na konfrontację z moim menadżerem. Załatwił mi jakiś wywiad mimo, że prosiłam go o to, by dał mi chwilę wytchnienia. Przecież dopiero co wróciłam z Los Angeles, a ten już wciska mi jakieś spotkania z ludźmi pożerającymi wszelkie zasoby mojej inwencji twórczej. - no tak, prawie zapomniałem jaka to gaduła z panienki Lloyd. Wdzięcznie się do niej uśmiechnąłem, po czym wzruszyłem ramionami.
- Jesteś twarda, jakoś ich spławisz. 
- Trzymam Cię za słowo. 
- A co, jeśli Cię zawiodę?
- Powiem Malikowi, żeby zrobił Ci szlaban na wyro.
- Nie! To byłoby straszne! - parsknąłem śmiechem, po czym zmierzwiłem nieco oklapniętą grzywę szybkim ruchem dłoni. 
Całkiem dobrze było mi z faktem, że wszyscy o nas wiedzieli. Przynajmniej nie musieliśmy w miejscach publicznych udawać świętych przyjaciół. Wprawdzie znaliśmy swój umiar, ale bez zbędnych niedomówień mogliśmy przytulić się w centrum miasta i nikt nie winien mieć nam tego za złe. Bądź co bądź Czarny jest osobą dość rozpoznawalną w otoczeniu, więc również i wieść o nas sprawiła, że internet zaczął o nas huczeć. Ciekawe jaka byłaby reakcja moich irlandzkich znajomych, gdybym wparował na dawne osiedle miziając się z chłopakiem przy każdym murze. Pewnie ich miny byłyby dość zniesmaczone i każdy obgadywałby mnie za plecami, ale aktualnie mam to w głębokim poważaniu. Logiczne, że u boku Zayna jest mi o milion razy lepiej, niźli z Liz. Ten, mimo, iż stwarza osoby niedostępnej i naburmuszonej, okazuje mi milion emocji w jednej sekundzie, dzięki czemu dogadujemy się bez zbędnych słów. Beth okazywała mi miłość tylko wtedy, gdy byliśmy z kimś, albo gdy czegoś ode mnie chciała... To chyba wystarczający przykład.
- Oho, Twój Romeo od siedmiu boleści nadciąga! Zmywam się... Do usłyszenia. - dziewczyna cmoknęła mnie w policzek, a ja odprowadziłem ją jedynie wzrokiem, aż do momentu, gdy nie minęła się z brunetem pozwalając sobie na krótką wymianę zdań z samym zainteresowanym. Gdy ten wreszcie do mnie podszedł promiennie się uśmiechnąłem i przytulając go jak najmocniej potrafiłem słodko wpiłem się w jego usta. 
- Dłużej nie dało rady? Czekam tu co najmniej kwadrans... - szepnąłem między pocałunkami, na co chłopak pokiwał przecząco głową.
- Gdybym przyszedł wcześniej pewnie nie przywitałbyś mnie w tak bajowy sposób jak ten. - triumfalnie się zaśmiał, po czym czochrając moje rozrzucone na całej głowie włosy objął mnie ramieniem. - O czym tak gawędziłeś z Cher? Nie wiedziałem, że już wróciła z USA.
- A co, zazdrosny? - parsknąłem śmiechem wbijając mu dwa palce w żebra, które osłonięte były fioletowym płaszczem. - Nie rozmawialiśmy o niczym ciekawym. Zresztą... Dziwi mnie to, że tak spokojnie hasała sobie po ulicy. Przecież jest celebrytką, więc moim zdaniem powinna być otoczona jakimiś gorylami, które broniłyby jej filigranowych rozmiarów ciało przed psychofanami. - le ja i moja gestykulacja rękoma, dzięki czemu mój ukochany kilkakrotnie oberwał w klatkę piersiową. 
- Uważasz, że przyszła tutaj sama? Jeden bodyguard siedzi już w radiu. Drugi pewnie obczajał ją z wnętrza jakiejś kawiarni, a trzeci... Właśnie stoi koło budki telefonicznej. - dyskretnie kiwnął podbródkiem na czerwoną budkę, gdzie samoczynnie zawędrował mój wzrok. 
- Są jak ninja. - zaśmiałem się, a chłopak bezpardonowo mi zawtórował. 
- Na prawdę chcesz rozmawiać o ochroniarzach Cher? 
- A niby dlaczego nie? Wiesz... Jak już będziemy sławni na skalę Brangeliny to też będziemy musieli zainwestować w jakichś ochroniarzy. - poruszałem zabawnie brwiami, a Zayn zareagował na to szybkim kuksańcem w tył mojej głowy. - Ałć! Za co? 
- Za to, że stwierdziłeś, że jesteśmy od nich mniej sławni. - zaśmiał się, po czym nachylając się nade mną zatopił swe usta w moich wargach. Pocałunek był słodki mimo, iż szalik, którym obwiązana była jego szyja, delikatnie drażniła moją brodę. 
- Zapomniałem dodać, że jesteśmy o milion razy ładniejsi. - dodałem mrużąc równocześnie oczy i układając usta w uroczy dzióbek. Malik szepnął coś na styl przytaknięcia, po czym ujmując moją skostniałą dłoń pociągnął mnie w kierunku najbliższej restauracji znajdującej się na drugiej stronie ulicy.
*
 Wnętrze pomieszczenia było przeurocze. Dużo lampek zawieszonych na ścianach rozjaśniało otoczenie, w dodatku idealnie kontrastując z szarością widniejącą za oknami. Jasno czekoladowe ściany idealnie łączyły się z brązowymi pufami i ciemnymi stolikami inteligentnie porozrzucanymi po całej restauracji, wywołując wrażenie wewnętrznego ciepła. Atmosfera również nienaganna: miła obsługa, ciche dźwięki muzyki wydobywające się z drobnych głośników zawieszonych tuż pod sufitem, spokojni goście zajadający się tutejszymi rarytasami, no i sama nazwa - Piece of Heaven. To było zobowiązujące.
Razem z Mulatem wybraliśmy miejsce tuż pod ścianą. Siedziałem na przeciw chłopaka tak, że tuż za jego plecami miałem piękny widok na londyńską ulicę oprószoną drobnym śniegiem. Na widok młodej kelnerki wdzięcznie się uśmiechnąłem, co szatynka odwzajemniła, a mój towarzysz pozwolił sobie kopnąć mnie pod stołem na widok całego przedstawienia.
- Witam, mam na imię Emma. Czy życzą sobie państwo nasze menu?
- Owszem. - krótko i zwięźle odrzekł brunet, po czym półgębkiem uśmiechnął się do dziewczyny. Ona niczym na zawołanie podała nam dwie karty, po czym zerkając na mnie ukradkiem odsunęła się od stolika i wdzięcznie ruszyła w stronę baru. - Co to było? - syknął Malik zerkając na mnie z byka.
- O co ci chodzi? - udałem, że nie wiem o czym do mnie mówi. Uśmiechnąłem się słodko zatapiając wzrok w nazwach polecanych dań. - Tylko mi nie mów, że myślałeś, że z nią flirtuję.
- Do mnie się tak nie uśmiechasz. - skomentował mrużąc swe czekoladowe oczęta.
- Bo nie zasłużyłeś. - westchnąłem skacząc wzrokiem po kolorowym menu.
- O Ty mendo! - szepnął, po czym parsknął donośnym śmiechem. Skarciłem go spojrzeniem i kiwając głową z dezaprobatą odłożyłem kartę na blat stolika. - Właściwie po co tu przyszliśmy?
- Po to, żebyś się pytał. - odburknął wytykając na mnie koniuszek języka, po czym jednym skinieniem dłoni wtórnie wezwał Emmę do naszego stolika. Następnie obydwoje złożyliśmy zamówienie. Ja poprosiłem o spaghetti, a mój chłopak skusił się na ryżową zapiekankę. Cóż, szczerze mówiąc jeszcze tego nie skosztowałem, więc być może coś od niego wyżulę.
Czekając na talerze pełne jedzenia wreszcie wyciągnąłem od niego powód, dla którego mnie tutaj zaciągnął. Stwierdził, że w domu nie miałby czasu niczego ugotować, uprzednio wstąpiwszy do sklepu po nowe produkty, które wcześniej osobiście skonsumowałem, i tak jest po prostu szybciej. Zresztą, było już dość późno, bynajmniej tak mi wmawiał, bo od kiedy godzina siedemnasta to późno, i gdyby zabrał się za to w domu rozpoczęlibyśmy ucztę dopiero późnym wieczorem. Swoją drogą fajnie, że dostał nos niczym kłamliwy Pinokio. Historyjka wyssana z palca... Zawsze wracał do domu o tej porze i jeśli ja wciąż czatowałem za barem z szejkami on musiał sobie samodzielnie radzić nie narzekając na porę konsumpcji obiadu. Coś nie pasowało mi w jego zachowaniu. Był tajemniczy, co nieco mnie irytowało.
- Pańskie zamówienia. Czy mogę w czymś jeszcze pomóc? - usłyszeliśmy nad sobą grzeczny ton Emmy. Wtórnie się do niej uśmiechnąłem i dziękując za wszelkie starania, odmówiłem. - Smacznego. - dodała na końcu i znów wróciła na zaplecze.
- Robisz to celowo.
- Co? - spojrzałem na niego znad pełnego talerza. Ten makaron aż sam prosił się o wpełznięcie do moich szeroko uśmiechniętych warg.
- Znudziłem Ci się? Bo wiesz, zawsze możesz mi powiedzieć, że chcesz się jednak przekonać jak to jest uprawiać seks z kobietą. - powiedział poważnym tonem, na co skarciłem go spojrzeniem, gdyż powiedział to na tyle głośno, że jedna z klientek zajmujących stolik nieopodal nas zmierzyła nas czujnym wzrokiem.
- Nie irytuj mnie, Pacanie. Jestem głodny. Smacznego. - wywróciłem ślepiami, po czym ujmując widelec wbiłem go w gorące kluski i zacząłem zawijać je na sztućcu. Następnie z rozkoszą wepchnąłem je sobie do ust i czując, jak przemykają mi przez gardło miałem wrażenie, że jestem w siódmym niebie.
- Dawno nie jadłem spaghetti. - usłyszałem, po czym spostrzegłem, że Zayn wbija swój widelec w moje danie.
- Co Ty... Weź się! - rozdziawiłem usta, po czym klepnąwszy go w dłoń zmierzyłem go laserowym spojrzeniem. - Masz swój ryż. - bąknąłem mrużąc oczyska.
- Ale... Myślałem, że mnie kochasz. - zrobił minę zbitego pieska, po czym spuścił wzrok na swoje kolana. Ta mina mnie urzekła, więc bez zastanowienia nakręciłem makaron na widelec, po czym udając, że go karmię powoli zbliżałem go do jego ust.
- Powiedz "Kocham Niallaaaaaa!" - zaśmiałem się, a ten mi zawtórował.
- Wiesz, zawsze marzyłem, żeby zrobić tą scenę z Zakochanego Kundla. - stwierdził zezując na moją dłoń znajdującą się tuż przed jego twarzą. Ściągnąłem brwi, po czym powstrzymując się od śmiechu odłożyłem widelec na miejsce i wybrałem jedną z najdłuższych klusek znajdujących się na talerzu. Jeden koniec ująłem w lewą dłoń, drugi w prawą i pakując sobie jedną z nich do ust, drugą podałem brunetowi. Ten wyszczerzył się niczym dziecko na widok słońca po dwóch tygodniach deszczu i ujmując makaron między wargi obydwoje pozwoliliśmy sobie nabierać go do ust, przez co dystans między nami automatycznie się zmniejszał.
Byliśmy coraz bliżej siebie, makaron był coraz krótszy, obydwoje zaczęliśmy nachylać się nad stolikiem, dzięki czemu wreszcie cała ta maskarada zakończyła się uroczyć i jakże bajkowym pocałunkiem. Uśmiechnąłem się pod nosem czując, że ten pogłębia owego całusa, lecz głośne odchrząknięcia i udawany kaszel ze strony kobiety, która wcześniej się nam przyglądała przerwały tę magiczną scenerię. Nawet na nią nie zerkając wbiłem swe tęczówki w oczęta Mulata i szeroko się uśmiechnąłem.
- Co powiesz na tygodniowy wyjazd do Paryża?
- Słucham? - spojrzałem na niego spod byka.
- Ty, ja, wieża Eiffla, mnóstwo miłości. Nie chciałbyś?
- No... Nie wiem?
- Nie masz innego wyboru. - zaśmiał się prosto w moją zdezorientowaną twarz. - Wczoraj kupiłem bilety. Wyjeżdżamy już w tę sobotę. - stwierdził z błyskiem w oku. Wiedziałem, że to spotkanie ma drugie dno. Ale nie da się ukryć, mile mnie tym zaskoczył.


// hahahahah, ale przesłodzone i nudneeeee! Ale początki zawsze takie są, nieprawdaż? Nie martwcie się, moje Wy Myszołapki. Niedługo tyle się tu będzie działo, że aż sama nie wiem w jaki sposób zdołam to zapisać w kilkudziesięciu spójnych zdaniach. Mam nadzieję, że wciąż Was nie zawodzę i czytanie tego opowiadania sprawia Wam choć odrobinę przyjemności. Wiedzcie, że to wszystko TYLKO I WYŁĄCZNIE DLA WAS! Jesteście moimi Muzami, promykami słońca w deszczowy dzień, czekoladkami po tygodniowej diecie... i wszystkim co najlepsze :)
luv ya, @ChelleHoralik

sobota, 9 czerwca 2012

Piętnasty

Przebudziwszy się rano byłem dziwnie.. spokojny. W moje ramię wtulony był mężczyzna, z którym bezpardonowo chciałem przeżyć całe swoje nędzne życie. Był tak piękny, że w pewnym momencie zaparło mi dech w piersiach. Nie pamiętałem jaki dzień właśnie mamy, czy to weekend, święta, a może środek tygodnia. Nie miało to dla mnie głębszego znaczenia... Kochałem go. Kochałem go jak nikogo innego i pozwolił mi to dostrzec dzisiejszej nocy, gdy to w cielesny sposób ukazał mi swoje intencje. Był kimś na prawdę ważnym. Wciąż o tym myślałem...
Ale co z Lizzie? Nie do końca wiedziałem co z nią zrobić. Była w ciąży... ja jej nie kochałem... miałem kogoś na boku. Nie ma to jak namiastka brazylijskiej telenoweli w życiu normalnego Irlandczyka, przed którym całe życie stoi otworem. Nieznacznie się przeciągnąłem, ażeby móc wstać i wrócić do domu. Nie chciałem z nim teraz rozmawiać. Bałem się, że wszystko popsuję. Ostatnio zdecydowanie zbyt często lamentuję. Mógłbym go do siebie zrazić tak kobiecym zachowaniem. 
- Niall? - chłopak drgnął w momencie, gdy byłem u krawędzi łóżka. Zajebiście. Wślizgnąłem się wtórnie pod kołdrę, po czym obejmując go ramieniem delikatnie ucałowałem w czubek głowy. 
- Idź spać. Jest wcześnie, musisz się wyspać. - szepnąłem w najbardziej kojący sposób, na jaki mogłem się pokusić z moją poranną chrypą. Brunet jednak wcale mnie nie posłuchał, tylko opierając się podbródkiem o moją klatkę piersiową nieznacznie się uśmiechnął i wbił swe czekoladowe ślepia wprost w moją delikatnie zarumienioną buźkę. 
- Nie mogę spać wiedząc, że chcesz mnie opuścić. 
- Nie zamierzam. Stwierdziłem jedynie, że warto zawitać po drugiej stronie ulicy, żeby poinformować jednym gestem moją domniemaną dziewczynę, że jej nie lubię. 
- Nie mów tak. Wiele Was łączy... - mówił poważnym tonem, a w jego tęczówkach mogłem dostrzec smutek, lecz zostawiłem to dla siebie. Uśmiechnąłem się półgębkiem, po czym kiwając przecząco głową, stwierdziłem.
- Więcej łączy mnie z moją lodówką, niźli nią. To już przeżytek. Kocham tylko jedzenie... i Ciebie. 
Na moje stwierdzenie jego twarz znacznie się rozpromieniła. Oczęta zaiskrzyły, a śnieżnobiałe zębiska uroczo ukazały się światu w promiennym uśmiechu. Zaśmiałem się na jego reakcję, po czym delikatnie głaszcząc go po nagich plecach wsłuchałem się w kilka słów, jakże ważnych, które właśnie padły z jego ust. 
- Kochałem, kocham i kochać Cię będę. Zawsze i wszędzie. Niezależnie od wszystkiego. 
- Wiem. - stwierdziłem pozwalając, by po kilku chwilach nasze wargi znów spotkały się w słodkim pocałunku. Tym razem był on.. inny. Wcześniej całując jego usta czułem w żyłach pewien rodzaj adrenaliny, pożądania i nieokiełznanego szczęścia. Teraz, owszem czułem je wszystkie, lecz... ze zdwojoną siłą i wszystkiemu towarzyszyło poczucie spełnienia i nieskończoności. Jakbym podświadomie czuł, że to właśnie z Zaynem spędzę resztę swojego życia. 
*
Odwróciłem się po raz trzeci. On wciąż uparcie wbijał we mnie wzrok siedząc na swoim parapecie. Był uroczy, ale tym samym nieco za bardzo odciągał mnie od chęci rozmowy z Lizzie. Nie wiedziałem jak to wszystko zacząć... Dla otuchy pokiwałem swemu kochankowi po raz ostatni i widząc uśmiech malujący się na jego twarzy cichutko otworzyłem drzwi od swojego mieszkania.
- Niall? - na wstępnie dostrzegłem nieco zaspaną i zdezorientowaną szatynkę, która stojąc na ostatnim stopniu schodów uparcie wbijała we mnie wzrok, mrużąc przy tym oczy. - Gdzieś Ty był?
- Nieważne. Lizzie, mogę Cię o coś spytać?
- Jak to nieważne? Myślisz, że sympatycznie jest obudzić się samotnie w łóżku mając świadomość tego, że zasypiało się u boku swego partnera? Szukałam Cię po całym domu! - oho, czyli jednak nie mogę jej o nic spytać.
- Nie dramatyzuj. Widzę, że na dzień dzisiejszy nie jesteśmy w stanie przeprowadzić normalnej konwersacji, a więc... bywaj. - rzekłem wymijając ją na schodach, po czym zamknąłem się w swoim pokoju. Miałem jeden cel - odszukać płytę z jej osiemnastki. Dlaczego? Powód był prosty - chwilę przed wyjściem od Zayna po raz enty debatowałem nad tym, czy dziecko, które nosiła w sobie Elizabeth jest moim potomkiem. Wniosek, do którego doszedłem? NIE. Nie pamiętam, ażebym uprawiał z nią seks. Takie rzeczy mimowolnie zapadają w pamięci, a tu nic, zupełna pustka. Stwierdziłem, że jeśli znajdę ową płytę i zobaczę co tam robiłem chociaż po części rozwieje setki retorycznych pytań nurtujących moją zszarganą psychikę.
Klęcząc przez ogromnym kartonem, który niedawno wsunąłem pod łóżko ambitnie przebierałem palcami między nieskończoną ilością płyt CD i DVD. Szczerze mówiąc nie wiedziałem, że posiadam aż tyle filmów. Co najmniej 3/4 z nich były tytułami, które w żaden sposób nic nie przynosiły mi na myśl, ale cóż... Być może znalazły się tam również nagrania należące do mojego ojca.
Niemniej jednak moim celem było zdobycie tej jednej, bardzo pożądanej przeze mnie w danym momencie płytki. Musiała tutaj być... Pamiętam, że ją tu wkładałem. Dziwne.. Miałem ją w rękach, ale jeszcze nigdy jej nie odpaliłem. Prawdopodobnie za bardzo bałem się tego, co tam zobaczę. Impreza miała miejsce jakieś dwa miesiące temu i zawsze odwlekałem moment wgłębienia się w to, co się tam działo, gdyż przeszkadzało mi w tym towarzystwo moich zatroskanych rodziców. Zapewne gdyby zobaczyli mnie z piwem w dłoni od razu daliby mi szlaban na słodycze i tyle bym miał ze szczęśliwego życia wesołego nastolatka. Matko, o czym ja myślę!
- Mam Cię. - syknąłem przez zęby na widok różowej płyty, na której widniał idealnie nabazgrany napis Lizzie's B-Day, a tuż obok niego urocze serduszko autorstwa samej zainteresowanej. Przewracając oczyma opadłem na miękkim materacu łóżka i układając sobie laptopa na kolanach włożyłem płytę do wysuwanej kieszonki. Czas, podczas którego wszystko się ładowało doprowadzał mnie do agonii. Myślałem, że padnę ze znużenia... czas zakupić nowy sprzęt, Horan!
Podczas gdy ja oddawałem się przyjemnemu zajęciu, jakim było zawijanie kołdry na palec wskazujący wreszcie coś pojawiło się na wyświetlaczu. Na moim ciele od razu pojawiła się gęsia skórka, a oczy mimowolnie się zmrużyły, by lepiej przyjrzeć się ukazanemu widokowi. Pozwoliłem sobie przesunąć ten cały wstęp... Nie miałem ochoty oglądać momentu, gdy uśmiechając się od ucha do ucha składałem jej wszystkiego najlepszego całując jej usta po każdym wypowiadanym słowie. Faktycznie musiałem być w niej cholernie zadłużony, skoro zachowywałem się jak nachalny Romeo. Pominąłem także część z oglądania prezentów i dzielenia tortu. Jeszcze bym zgłodniał i wtedy całkowicie odpuściłbym sobie oglądanie tego chłamu. Wreszcie jednak dobrnąłem do momentu, gdy parkiet zajęty był przez całą młodzież zebraną na owej maskaradzie.
Ale wszyscy byli zalani! Totalne świniobicie. Każdy śmiał się nie wiadomo z czego, pląsał między ludźmi, z którymi normalnie nie zamieniłby nawet dwóch zdań i nie zwracał uwagi na kamerę, która robiąc między nimi slalom zdawała się uwieczniać najbardziej kompromitujące z wszystkich momentów. Prosty przykład... Zazwyczaj cichutka i ułożona Ronnie, znajoma Lizzie z jednego rocznika, tym razem skacząc po parkiecie starała się zwrócić uwagę największego flirciarza w całej okolicy na własną osobę... Matt, czy coś w ten deseń. Wszystko wyglądało dość komicznie, gdyż ta była ubabrana od tortu, którym kilka chwil temu ktoś nabrał ochoty obsmarować jej twarz. O, albo siostra Liz siedziała na środku schodów i trzymając kogoś za rękę starała się za wszelką cenę nie zwymiotować. Okropność! Ale uno momento... To nie byłem przypadkiem ja?
Przybliżając nos do ekranu głębiej zlustrowałem spojrzeniem owego osobnika. No pewnie, że to byłem ja! Pamiętam tę oliwkową koszulę, którą na drugi dzień musiałem wyrzucić, gdyż nie szło doprać tych ogromnych plam po czerwonym winie. W takim razie skoro ja siedziałem z młodą...
- Lizzie? - zmarszczyłem brwi i jeszcze raz przewinąłem nagranie. Wcisnąłem pauzę i Z.A.M.A.R.Ł.E.M. W pierwszym momencie nawet nie zorientowałem się, że to Ona. Za bardzo przysłoniła ją postura jakiegoś mężczyzny. Czyżby to był Alex? Znałem go, gdyż był On sąsiadem Lizzie i gdy tylko miałem sposobność zawitać u niej w domu zawsze natknąłem się na niego siedzącego w ogródku i głucho wpatrującego się w bliżej nieokreślonym kierunku... A może tym kierunkiem był pokój Beth? Płot dzielący ich posiadłości był na prawdę niski, więc niby dlaczego nie miałby sobie odmówić obserwowania tak atrakcyjnej nastolatki. Wracając jednak do tematu... Brunet wciskał Lizzie w ścianę oddając się równocześnie tak przyjemnej czynności, jak masowanie jej podniebienia. Ta owinęła jego biodra swoimi nogami i pozwalając by ten ujmował jej pośladki w taki sposób, by nie zjechała po ścianie w dół, zahaczyła swe dłonie na jego rozpiętej koszuli.
Czułem, że wszystko we mnie pulsuje. Ja zajmowałem się jej nietrzeźwą siostrą, a Ona romansowała ze swoim sąsiadem. Tego było zbyt wiele... Koniec z wiecznie grzecznym Niallem Horanem. Cholera jasna, zbyt długo miałem klapki na oczach! Odrzuciwszy laptopa na drugi kąt łóżka z impetem wybiegłem z pokoju.
- Elizabeth! - wrzasnąłem nawet nie panując nad gniewem przepełniającym moje gardło. Czułem jak moje dłonie drżą. Miałem ochotę bardzo mocno w coś uderzyć... ale to chyba nie jest nazbyt dziwne.
- Coś się stało? - usłyszałem jej głos dobiegający z wnętrza kuchni. Nie zważając na nic pobiegłem tam w ekspresowym tempie. dziewczyna właśnie szła w moim kierunku, lecz uniemożliwiłem jej to wpadając na nią i zapychając ją aż do lodówki, na którą wpadła z widoczną dezorientacją wymalowaną na twarzy. - Niall?
- Jesteś w ciąży? Tak czy nie?
- No, tak... O co Ci teraz chodzi?
- To ja jestem ojcem? - warknąłem stojąc zaledwie kilka centymetrów przed nią. Czułem jej gorący oddech otulający moją szyję, lecz zdawałem się wcale o tym nie myśleć. Ta suka mnie zdradziła, więc nic więcej mnie tutaj nie trzymało.
- Niall...
- Wiem jak mam na imię, więc przestań to powtarzać! Patrz mi prosto w oczy i powiedz mi, że to dziecko będzie moje! - wrzasnąłem uderzając pięścią w chłodne zamknięcie od lodówki.
- T-tak...
- Patrz mi w oczy!
- Co? - spojrzała na mnie starając się za wszelką cenę nie wybuchnąć płaczem.
- Nie udawaj niewiniątka. Już wszystko wiem. - odrzekłem starając się zapanować nad swoją wściekłością. Nie miałem w zwyczaju wyładowywać swojej złości na, poniekąd, bliskich mi osobach, więc musiałem uważać na to co robię, gdyż obawiałem się, że przez napływ negatywnych emocji mógłbym ją zbyt mocno szarpnąć, czy coś innego, czego później z pewnością bym żałował. 
Oddaliłem się na odległość trzech kroków i uważnie wpatrywałem się w jej twarz. Oczy miała zmącone łzami, dolna warga cała drżała. Delikatnie zmarszczyła brwi, przez co na jej czole ukazała się drobna zmarszczka. Miałem już stuprocentową pewność, że wpuściła mnie w maliny.
- Alex będzie ojcem Twojego dziecka. - szepnąłem zaciskając po chwili szczękę. - Po kiego licha mnie w to wkręciłaś? - spojrzałem na nią, a w moich tęczówkach sam wyczułem chęć mordu. 
- Bo Cię kocham...
- Gdybyś mnie kochała nie zdradziłabyś mnie z tym idiotom! - znów dałem upust swym emocjom poprzez głośny krzyk i uderzenie piąstką w blat szafki. czułem jak dłoń mi pulsuje, lecz zlekceważyłem to. 
- Jak myślisz, dlaczego to zrobiłam? Nie chciałam Cię stracić, a dziecko było idealnym powodem do tego by Cię przy mnie zatrzymać! - teraz to ona krzyczała dławiąc się równocześnie łzami.
- Ooo, doprawdy? Jesteś dziwką, tylko tyle mogę wyznać. - to było chamskie, ale nie czułem żadnych hamulców. Nasz związek stracił licencję już dawno temu.
- Ja dziwką? A Ty pedałem! 
- Słucham?
- Myślisz, że nie wiem o Tobie i Zaynie? Widziałam jak się migdaliliście! Chciałam wcisnąć Ci ten kit z dzieckiem wcześniej, bo miałam zamiar zaciągnąć Cię do łóżka. Ale nie, bo Twój żałosny przyjaciel okazał się być ważniejszy!
- Żałosna jesteś ty. - stwierdziłem zupełnie spokojnym tonem, po czym bez zbędnego słowa, czy gestu pokierowałem się w stronę schodów.
- Gdzie idziesz?!
- Na drugą stronę ulicy. Biorę swoje rzeczy i się wyprowadzam. Pierdolę Ciebie, ten związek i wszystko co nas kiedyś łączyło. Dziecko nie jest moje, więc nie będę czuł się winny, że kogoś krzywdzę. 
- A ja?
- Ty nie jesteś warta moich uczuć. - odszepnąłem. 
Właśnie tak zakończyła się ta historia. Historia moja i Elizabeth. Myślałem, że Ona na prawdę mnie kocha. Myślałem, że nasze uczucie przenosi góry. Myślałem, że nasza znajomość zakończy się w bardziej cywilizowany sposób, w momencie, gdy obydwoje będziemy siwymi prykami podpierającymi się na drewnianych laseczkach. Teraz wiem, że mam zbyt wybujałą fantazję. Od dziś liczę się tylko ja i Malik. Ciekawe w jaki sposób przyjmą to nasze rodziny.



FINITO! To jest, koniec tego rozdziału, koniec tej serii. Wiem, wyszło banalnie, ale po tak długiej przerwie nie stać mnie na nic bardziej twórczego. Pewnie większość z was podejrzewała, że wszystko skończy się tak, a nie inaczej, ale na tym to polega. Od przyszłego rozdziału rozpocznie się nowy etap w życiu Horana. Czy jego związek z Malikiem będzie możliwy? Czy Zayn faktycznie go kocha, czy był chwilowym eksperymentem? Czy między nimi nie stanie osoba, która zniszczy ich sielankę? Czy Elizabeth będzie chciała wrócić do Nialla? Od teraz wszystko jest dla Was jedną wielką tajemnicą :)
@ChelleHoralik

niedziela, 3 czerwca 2012

OGŁOSZENIE

Poświęcam tę notkę w stu procentach na wyrażenie swoich myśli. Wiem, że dawno mnie tu nie było, ale nie myślcie, że o Was zapomniałam. Bardzo cieszy mnie wieść o tym, że znalazła się tutaj rzesza osób, które z chęcią czytają moją twórczość. To mnie bardzo uskrzydla, co podkreślam za każdym razem, gdy z Wami rozmawiam. A jeśli orientujecie się w moich tweetach - mam straszny problem z weną. Nie mam zamiaru kończyć tego bloga, jedynie chwilowo ... go zawiesić. Nie chcę nic pisać na siłę, dlatego czekam, aż moja chęć do pisania wtórnie powróci. Podejrzewam, że kontynuacji podejmę się dopiero w przyszłym tygodniu i mam nadzieję, że mnie za to nie zamordujecie. Przy okazji, mam pomysł na dalszy ciąg. W ankiecie zamieszczonej na stronie zdecydowanie zwyciężył Ziam, a i spostrzegłam w komentarzach, że marzyły się Wam Niam, więc nie trudno się domyślić, iż połączę to wszystko w całość i dołożę Liam'a do głównej obsady :) Mam już na to pomysł, ot co. Nie wiem czy Wam się to spodoba, ale tak już zadecydowałam. Zbyt trudno byłoby mi się rozstać z Ziall'em, i już. Ten blog jest dla mnie ważny i nie chcę go kończyć wciąż o nim myśląc. Trzymajcie kciuki za moją wenę i... nie hejtujcie mnie za to na twitterze ;D
MASSIVE THANK YOU , GIRLS ! To wszystko dzięki Wam. I przepraszam za brak spójności w powyższych zdaniach, ale nie miałam pojęcia w jaki sposób Was o tym poinformować. LOVE YOU ALL! DON'T FORGET :)
~ zawsze skromna i oddana swoim czytelnikom @ChelleHoralik