niedziela, 29 kwietnia 2012

Czwarty

W momencie, gdy wraz z Liz znaleźliśmy się w domu automatycznie zerknąłem do Safaa'y, która wciąż smacznie spała na naszej nowej kanapie, a następnie pokierowałem się na górę. Byłem padnięty, nie da się tego ukryć. Wcześniej jakoś się nad tym nie zastanawiałem, ale od momentu, kiedy ziewanie stało się zbyt notoryczne, a powieki same zaczęły opadać mi ku dołowi stwierdziłem, że tak być nie może.
Dosłownie w biegu pozbyłem się luźnej, białej koszulki, a następnie rzuciłem się na ogromne, miękkie łóżko, które usadowione było w centrum sypialni. Sypialnia... Tsa, moje skojarzenia są chyba dwuznaczne w tym temacie. Szczerze mówiąc sam nie wiedziałem jak potoczą się losy moje i Elizabeth w tych kwestiach. Trudno mi się do tego przyznać, ale wciąż jestem prawiczkiem. Jakoś nazbyt szczególnie nie spieszy mi się do seksu. Z tego co wiem Lizzie również nie miała przede mną żadnego chłopaka, więc oboje byliśmy na tej samej ścieżce życia. Teraz nie wiedziałem co mam o tym myśleć.
W naszym nowym domu znajdowały się dwie sypialnie. Jedna moja, w której właśnie wylegiwałem się na środku łóżka. Jej ściany były lekko zielone, a jasne panele znośnie kontrastowały z ciemnymi meblami. Druga, teoretycznie należała do Beth, lecz jeszcze w niej nie byłem. Nie miałem na to czasu. Od naszego przyjazdu zdarzyło się zdecydowanie zbyt wiele. 
Jednakże powracając do tematu sypialni... Obawiam się, że teraz Lizzie zmieni swoje podejście co do naszego pierwszego razu. Wiem, że nie należy ona do dziewczyn, które narzucają swoją wolę, a w dodatku są bardzo bezczelne i zbereźne. Nie, ona taka nie była. A przynajmniej nie miałem okazji poznać tego wcielenia. Jednakowoż trapi mnie jej dzisiejsze zachowanie, gdy rozmawiałem z Wal. Było oburzona tym, że dyskutuję z nią, co było dość podejrzane. Nigdy wcześniej nie odstawiała takich scen. 
Ehh, po kiego licha katować się takimi bzdurami? Przewróciłem się na lewy bok, wbijając wzrok w okno. Zajebiście, nie zaciągnąłem rolet! Znużony podskoczyłem do okna i w mgnieniu oka spuściłem roletę ku dołowi. Dopiero gdy odwróciłem się w stronę łóżka, do którego miałem właśnie wrócić zauważyłem, że nie jestem tutaj sam.
- Pomyślałam, że możemy poleżeć razem. 
Zmarszczyłem lekko czoło, po czym posłałem w kierunku szatynki nieśmiały uśmiech. Oho, czyżby moje przemyślenia nie okazały się wytworem mej wyobraźni, tylko najprawdziwszą prawdą? Podrapałem się po podbródku, po czym zerknąłem na dziewczynę stojącą u boku mojego legowiska. Miała na sobie białą, zwiewną sukienkę, dzięki czemu wyglądała niczym anioł. 
- Chodź. - westchnąłem, po czym zsuwając vansy ze stóp, wślizgnąłem się na materac, przytulając do piersi nastolatkę. 
- Przepraszam za moje zachowanie. Jestem dość wycieńczona naszą wycieczką i nie panuje nad swoimi odruchami. 
- Nie szkodzi, przecież każdemu może się zdarzyć. - stwierdziłem muskając ją w czubek głowy. Ta, malując kółeczka wokół mojego pępka cicho się zaśmiała, po czym uniosła głowę, zerkając mi prosto w twarz. 
- Kocham Cię. Kocham Cię najbardziej na świecie i boję się, że teraz nasz związek przeżyje kryzys. 
- Ja Ciebie również kocham, dlatego nie wiem jak możesz mówić takie rzeczy.
- Po prostu. To Londyn. Czeka Nas tutaj wiele pokus. Jedna z nich mieszka w domu na przeciw nas...
- Jesteś zazdrosna o Wal? - uniosłem brwi, przez co na moim czole zarysowało się kilka zabawnych zmarszczek. Widząc jej niczym niezmąconą powagę zacisnąłem usta w prostą linię, byleby tylko nie parsknąć śmiechem. - Kochanie, znam się z nią od dzieciństwa. Nie mógłbym nawet przez chwilę pomyśleć o tym, że miałbym rzucić Ciebie dla osoby, której wrzucałem dżdżownice za koszulkę. 
Wymieniliśmy się uśmiechami, więc wiedziałem, że uświadomiłem ją w fakcie, iż to ONA jest najważniejszą kobietą w moim życiu. Oczywiście, zaraz po mojej ukochanej, choć nieco namolnej, mamusi. Opuściwszy głowę na miękką poduszkę szczelnie zacisnąłem powieki, starając się myśleć o rzeczach, które zazwyczaj pozwalały mi zasnąć. Wystarczyło mi wyobrażenie uśmiechającej się do mnie Lizzie, dlatego starałem się przywołać do swoich myśli moment, w którym pierwszy raz się spotkaliśmy. Byliśmy szczeniakami i każde z nas było na tyle nieśmiałe, że pierwszy uśmiech był słodki i bardzo pogodny. Dziś taki obrót sprawy wcale się nie zmienił, lecz nasza nieśmiałość umknęła w niepamięć. 
Kąciki ust samoczynnie uniosły mi się ku górze, lecz po chwili poczułem, że moje wargi nie zostały porzucone na pastwę losu. Soczysty, malinowy błyszczyk - oto, co na nich poczułem. Delikatnie otworzyłem oczy i spostrzegłem, że Lizzie składa długiego całusa na moich ustach. Było to bardzo miłe uczucie tym bardziej, że jej drobniutkie dłonie zgrabnie przylgnęły do moich zaczerwienionych policzków. Bez chwili zwątpienia oddałem owego całusa myśląc, że wystarczy. Jednak nie. Zorientowałem się, że ta obdarowała mnie kolejnym muśnięciem ust, i kolejnym, i kolejnym. Każdy następny był coraz bardziej zachłanny i namiętny. Wpierw zdziczałem. Nie przeżyłem takiej sytuacji, więc nie wiedziałem jak zareagować. Jednak szybko zdałem sobie sprawę, że jestem na tyle dorosłym człowiekiem, by chociaż pozwolić sobie na takie posunięcie, jak pieszczoty podniebienia. 
Zwinnie ująłem szatynkę w pasie, po czym jednym ruchem sprawiłem, iż ta znalazła się pode mną. Usiadłem na niej okrakiem i odsłaniając z jej twarzy wolno puszczone pukle włosów począłem muskać jej wilgne usta jak najdelikatniej, a tym samym romantyczniej, jak potrafiłem. Podobało jej się, gdyż z jej krtani wydobyło się krótkie mruknięcie. Po chwili poczułem, że jej język w niebezpiecznie szybkim tempie poczyna uprawiać Dirty Dancing z udziałem mojego mięśnia gębowego. Czułem, jak moja psychika zaczyna panikować, świat kręcić się dookoła, a życie nabierać barw. Szczerze mówiąc, aż zacząłem bać się własnej zachłanności na tą niewinną dzierlatkę leżącą naprzeciw mnie. 
Zupełnie nieświadomie począłem ssać i muskać szyję Lizzie. To było silniejsze ode mnie. Ta szepnęła mi do ucha słowa, których w pierwszym momencie nie zrozumiałem. Nie chciałem nawet brnąć w to, co przed chwilą miała zamiar mi obwieścić. Jednak wszystko straciło swój urok, gdy jej ręce zawędrowały w miejsce, którego przez ostatnie paręnaście dobrych lat nie miała okazji zobaczyć żadna kobieta, nie wliczając mojej mamy i Pani Doktor. Spojrzałem na dziewczynę, a ta figlarnie się uśmiechnęła i wtórnie wpiła w moje usta. 
Nie wiedziałem, czy mam ją odepchnąć, czy oddać się chwili. Nie byłem na to gotowy. Nie chciałem tego zrobić w tak prowizorycznym momencie, pod natłokiem wrażeń. Przepraszająco się do niej uśmiechnąłem, po czym miałem zamiar powiedzieć, iż nic z tego nie będzie, ale wyręczyła mnie w tym inna osoba, niźli ja sam.
- Niall, mogę iść do domu? 
Momentalnie podniosłem się do pozycji stojącej i wbijając wzrok w kilkuletnią dziewczynkę przeczesałem dłonią moje blond kłaczyska. Kątem oka widziałem zmieszanie wyrysowane na twarzy Eli. Jednak dzieci mają niezawodne wyczucie czasu. 
Stojąc u progu lekko rozchylonych drzwi brunetka wpatrywała się we mnie dość skrępowanym wzrokiem. Ciężko wzdychając podniosłem wcześniej rzuconą koszulkę z podłogi, po czym przekładając ją przez głowę wyciągnąłem lewą rękę do Safaa'y i bez zbędnego komentarza pokierowałem się z nią do wyjścia.

Mocno trzymając ją za rękę obydwoje mieliśmy już przed sobą furtkę umożliwiającą znalezienie się na posiadłości Malików. Ogródek był zadbany i kolorowy. Z tego co pamiętam Trish swego czasu miała własną szklarnię, na której hodowała najpiękniejsze kwiaty świata. Nie wiem, czy dziś również zajmuje się botaniką, lecz będąc jej sąsiadem pewnie dość szybko się o tym przekonam.
- Jesteś zły? - moje rozmyślania przerwał cichutki głos mojej towarzyszki. Spojrzałem na nią z góry, a ta jedynie lekko się uśmiechnęła. Mój Boże, mały, żeński klon Zayn'a! Z uśmiechem na twarzy pokiwałem przecząco głową.
- A niby dlaczego miałbym być?
- Bo byłeś ze swoją żoną.
- Lizzie jest moją dziewczyną, do żony jej jeszcze daleko. A bywać, bywam z nią każdego dnia, więc w tym przypadku Ty okazałaś się być ważniejsza. - stanowczo odparłem puszczając perskie oko do zadowolonej brunetki. Ta po chwili puściła moją nieznacznie spoconą dłoń i w ekspresowym tempie pognała w kierunku drzwi wejściowych. - Safaa! - krzyknąłem za nią, po czym sam przyspieszyłem kroku.
Dziewczynka niczym struś pędziwiatr wpadła do domu, a ja zatrzymałem się w futrynie. Cóż, może i znałem ich rodzinę, gdyż co roku spędzałem w ich towarzystwie najwspanialsze dwa tygodnie mojego życia, ale... Minęło kilka lat i już nie czułem się jak jeden z nich. Przygryzając wargę trzykrotnie zastukałem w na oścież roztwarte drzwi. Postałem w ciszy, po czym powtórzyłem puknięcia, tym razem nieco głośniej. Usłyszałem... no właśnie, nic nie usłyszałem oprócz wszechobecnej ciszy, która nieco mnie zirytowała.
- Trish? Przepraszam?! Przyprowadziłem młodą! - krzyczałem w niczym niezmąconą przestrzeń. Po chwili przemknęła przede mną Safaa, nawet na mnie nie zerkając. - Saf!
- Ktoś jest na górze, idę do kuchni. - odparła nawet się nie zatrzymawszy.
Nie zostało mi nic innego, jak wejść do środka i poczekać, aż ktoś łaskawie zejdzie, bym mógł mu powiedzieć, że dziecko jest całe i zdrowe. Bez zastanowienia pokierowałem się w tą samą stronę, w którą gnała dziewczynka, więc w stronę kuchni. Swoją drogą była bardzo przestronna i urządzona z myślą o tym, że musi służyć nie jednej, lecz sześcio-, a właściwie pięcioosobowej rodzinie. Safaa, Waliyah, Zayn, Trisha i Yassar. Jest jeszcze Doniyah, lecz jest ona starsza od Zayn'a i ostatni raz widziałem ją... bo ja wiem, z siedem lat temu? Wszystko możliwe. Lecz szczerze wątpię w to, by teraz z nimi mieszkała. Wszyscy zawsze powtarzali, że jest bardzo inteligentna i chciałaby być lekarzem, więc podejrzewam, że właśnie mieszka w jakimś innym mieście, o ile nie kraju, i odgrywa rolę pilnej studentki.
Siadając na blacie kasztanowej szafki zerknąłem na małego rojbra. Siedziała na wysokim krześle w takiej odległości od stołu, by swobodnie mogła zrobić sobie kanapkę. Już całkowicie pominę fakt, iż dżem, z którym szykowała sobie ową skibkę, był rozsmarowany po połowie blatu. Cóż, najwyżej potem po niej posprzątam.
- Pomóc Ci? - spytałem widząc, że ta nie wiedziała jak zabrać się za wyskrobanie dżemu ze spodu słoiczka.
- Nooo... - sapnęła z grymasem na twarzy, przez co automatycznie zaniosłem się śmiechem. Podszedłem do niej i zgrabnie wybrałem wszystko ze spodu, po czym rozsmarowałem to na pustej części pieczywa. Brunetka wdzięcznie się do mnie uśmiechnęła, więc odwzajemniłem gest.
- Smacznego.
- Dziękuję. - powiedziała między gryzami, a na czubku jej nosa dostrzegłem kropkę powideł. Znów się zaśmiałem i nachylając się nad stołem starłem jej ją z nosa. Ta spojrzała na mnie rozbawionym wzrokiem, po czym robiąc zeza starała się sprawdzić, że coś jeszcze zostało na jej malutkim nosku. Natomiast ja ze smakiem oblizałem kciuka i już miałem jej zasugerować, by zawczasu przewiesiła sobie ręcznik kuchenny na górze jej koszulki, gdy nagle poczułem ciężkie uderzenie w ramię.
- Kim Ty do cholery jesteś?! I co robisz w moim domu, w dodatku z moją siostrą?!
Moja twarz zamarła. Usta zastygły w lekkim rozchyleniu, a oczy nabrały ogromnych rozmiarów. Byłem przerażony, gdyż w głosie osobnika stojącego za moimi plecami usłyszałem wyraźne zbulwersowanie. Serce waliło mi jak młot i dopiero po chwili, powoli i bez nerwów, obróciłem się do TEGO człowieka. "moją siostrą" a więc byłem pewien, że to Zayn. Jednak nie wiedziałem, czy On będzie wiedział kim jestem ja.
Moim oczom ukazał się wysoki, przystojny mężczyzna, gdyż chłopcem definitywnie nie mogłem go nazwać. Miał kruczoczarne, lekko zwilżone włosy, które bezwiednie opadały mu na prawej stronie czoła. Czekoladowe tęczówki ciskały we mnie piorunami, a zaciśnięta szczęka wyraźnie ukazywała jego kości policzkowe. Ponadto, głupio mi się do tego przyznać, ale jeszcze nie widziałem faceta z tak idealnie wyrzeźbionym torsem, a bynajmniej nie widziałem takiego w moim najbliższym otoczeniu. Teraz jeszcze bardziej nabrałem ochoty na rzucenie mojego uzależnienia od słodyczy i fast food'ów i zabranie się za ostry trening. I oczywiście nie sugeruję tutaj, iż mam rentgena w oczach, czy coś. Otóż szanowny panicz Malik stał przede mną przyodziany tylko i wyłącznie w biały ręcznik owinięty wokół pasa. Bacząc na ten fakt oraz jego zwilżone włosy podejrzewam, że właśnie brał prysznic.
- Ja pierdole, długo mam czekać? Kim Ty, kurwa, jesteś!
- Spokojnie, Zayn, spokojnie. - uniosłem dłonie ku górze, po czym powolutku spuściłem je na dół w geście zaproponowania mu, by zaczął głęboko oddychać i zjechać ze zbytnimi potyczkami słownymi.
- Co?
- Co... Co? - uniosłem lewą brew ku górze, a chłopak jedynie zmarszczył czoło nie wiedząc, co ma powiedzieć.
- Możesz przekazać Trish, że przyprowadziłem już Safaa'ę. Jak widać jest w jednym kawałku, więc nie okazałem się być zbytnim brutalem.
- Coś Ty za jeden?
- Nowy sąsiad. - odparłem lekko się uśmiechając. Tak jak podejrzewałem, nie pamiętał mnie. Szkoda, gdyż gdyby okazało się być inaczej moglibyśmy odnowić naszą przyjaźń. Zbyt wiele oczekiwań, Niall. Zdecydowanie zbyt wiele.
- Jasne...
- A więc nie jestem już tutaj potrzebny. Miło było Cię zobaczyć, Stary. Cześć! - poklepałem go po ramieniu, po czym czym prędzej pomknąłem w stronę drzwi, czując na sobie przeżerające mnie na wylot spojrzenie Malika. Obyło się bez zbędnych ceregieli, co chyba wyszło mi na dobre. Kto wie, może kiedyś przypomni sobie małego Irlandczyka z krzywymi zębami i głupimi pomysłami, które wielokrotnie pakowały Nas w tarapaty. Choć NAS to pojęcie względne. Mam wrażenie, że cała przeszłość wyparowała z jego umysłu, więc nie mam co liczyć na ciepłe przyjęcie mej skromnej osoby z jego strony.


 // Jak mówiłam, tak zrobiłam i nn pojawił się już dzisiaj :)
Pewnie nie tego się spodziewałyście, ale ja lubię robić ludziom na złość ;D
Mam nadzieję, że Czwórka nie okazała się być nazbyt męcząca, gdyż pisałam ją dość późno i nie byłam w stanie wymyślić nic bardziej twórczego. Niemniej jednak od teraz wątek Ziall'a będzie pojawiał się regularnie, więc mam nadzieję, że sporadycznie będziecie czytać moją wesołą twórczość.
I jak za każdym razem: MASSIVE THANK YOU za to, że odwiedzacie mojego bloga . KOCHAM WAS! <3
@ChelleHoralik

10 komentarzy:

  1. Wcale nie jest męczący . Jest super, super , super . Bardzo mi sie podoba . Czekam na nn . :-)

    @dominikaahearts

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem zakochana w Twoim blogu już od pierwszego rozdziału ♥ Bardzo mi się podoba sposób w jaki piszesz ;) Rozdział jest świetny, w nawet najmniejszym calu nie jest męczący, a wręcz przeciwnie od pierwszego słowa chce się więcej :D Tak więc z niecierpliwością czekam na nn =)

    OdpowiedzUsuń
  3. OMFG :D ależ Zayn nerwowy :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja to bym Zaynowi jakieś relanium kupiła, czy coś, haha :D Drażliwy jakiś ^^ Ale szkoda, że nie poznał Nialla :C

    OdpowiedzUsuń
  5. Pogrążam się w czytaniu tego i nie chcę przestawać. Takie jest wciągające twoje opowiadanie i za to go kocham. (nie wiem czy tylko u mnie, ale kiedy kończę czytać, od białej czcionki na czarnym tle dostaję oczopląsu, ale wszystko s=jest jak najbardziej w porządku :P) czekam na nexta. Ciekawa jestem jak rozwinie się Ziall <3

    OdpowiedzUsuń
  6. cóż ci mogę powiedzieć? jak zwykle wspaniały <3 ale ty naprawdę lubisz robić ludziom na złość ;c ale jest Ziall, więc i tak dobrze :D czekam na kolejny xx

    @mrshoran_buddy

    OdpowiedzUsuń
  7. AAaaaaaaa szczam! . Twoje opowiadanie jest zajebiste, a Ziall normalnie zaczyna się rewelacyjnie... Bardzo dobrze, że zrobiłaś nam na złość, bo gdyby było, że Zayn go rozpoznał i ohohoho tulimy.. to byłoby zbyt cukierkowe. Ten rozdział jest pisany z pazurem ;d Podoba mi się strasznie no.. Czekam na kolejny.
    Powtórzę się już chyba z 4 raz, ale na serio wielbie Cie za to, że tak szybko dodajesz rozdziały! ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Fajny blog. Świetnie piszesz :33 .


    Wpadnij do mnie ;>>

    OdpowiedzUsuń
  9. Aaaa CUDOWNY! Już czytam kolejne ! <3

    OdpowiedzUsuń