sobota, 21 kwietnia 2012

Pierwszy

Przebudziłem się nieco nieprzytomny... Nie pamiętałem gdzie jestem i jaka pora dnia aktualnie znajduje się za taflami szyb. W głowie miałem piekielny mętlik, którego za nic w świecie nie byłem w stanie opanować. Subtelnie pomasowałem się po skroniach, unosząc się tym samym z czyjegoś ramienia. 
- Witaj, Piękny. - usłyszałem szept prawdopodobnie skierowany do mojej skromnej osoby. Mimowolnie zerknąłem w tamtą stronę i moim oczom ukazała się, jeszcze nieco zamazana, lecz jakże przyjazna twarz Lizzie. Siedziała tuż obok mnie i mocno ściskała mnie za rękę. Wiedziała, że tego typu wycieczki są dla mnie męczące, więc dzięki Bogu, że tak bardzo o mnie dbała. 
- Cześć, Szkrabie. - odparłem chwilę po tym, jak z moich ust wydobyło się krótkie ziewnięcie. Następnie posłałem w jej kierunku słaby uśmiech i nieznacznie rozejrzałem się po otoczeniu. Siedzieliśmy w metrze. Na przeciwko nas znajdował się młody mężczyzna, ubrany w garnitur i ambitnie debatujący z kimś przez telefon. Prawdopodobnie jakiś urzędas. Dwa miejsca dalej starsza kobieta czytała gazetę, która wdzięcznie spoczywała na jej kolanach. Czytała, to oczywiście pojęcie względne. Co jakiś czas zerkała w naszym kierunku jakby chcąc sprawdzić, czy aby zaraz nie połknę mojej towarzyszki. 
Oprócz tego w naszym przedziale nie znajdowało się nazbyt wiele osób. No tak, była ledwie godzina piąta nad ranem. Gdy poczułem ciężar ułożony na mych kolanach zerknąłem w dół. Beth wpatrywała się we mnie układając tym samym swoją drobną, cieplutką dłoń w moich blond kłaczyskach. Cóż, nie miałem się kiedy ogarnąć, ot co. 
- Bardzo boli Cię głowa? - zagabnęła pełnym troski głosem. Miód lany na serce...
- Nie, jeszcze nie umieram. - zaśmiałem się. 
- Bo wiesz... Jak spałeś sporo myślałam. - zezowała spojrzenie gdzieś nade mną, więc automatycznie domyśliłem się co jest na rzeczy. - ... i doszłam do wniosku, że...
- Ciiiii... - ułożyłem palec wskazujący na jej lśniących od truskawkowego błyszczyka ustach, po czym z troską ująłem jej twarz w moje dłonie. - Kochanie, powtarzałem Ci to już trylion razy: nasza przeprowadzka do Londynu to najwspanialszy pomysł, jaki mogłaś wymyślić. I nie, nie zmuszasz mnie do tego. Jesteśmy razem już prawie dwa lata, dlatego to jedynie wzmocni nasze uczucie. - Swój monolog zakończyłem niewinnym pocałunkiem w sam środek jej spiczastego noska. Starsza kobieta, która kilka chwil temu bacznie nam się przyglądała wyprostowała się niczym struna i głośno odchrząknęła. Ja jedynie posłałem blady uśmiech w jej stronę, po czym głaszcząc szatynkę po jej lśniących włosach, przymknąłem oczy mając nadzieję, że nie zostało nam jeszcze nazbyt dużo czasu do celu naszej wędrówki.


Moim oczom ukazał się przytulny domek. Jego ściany zabarwione były na miodowy kolor, a mała weranda oraz drzwi i okna odznaczały się brązowym drewnem. Widać, że zarówno moim rodzicom, jak i opiekunom panienki Johnson bardzo zależało na tym, by w Londynie nie spotkało nas nic nazbyt nieprzyjemnego. To był jakby pierwszy krok ku lepszemu życiu. Nie, że w Irlandii było nam źle... Po prostu ja mieszkałem w Mullingar, a ona w Ballinea, dlatego często kontaktowaliśmy się za pomocą internetu, gdyż dłuższe wycieczki były dla mnie istną katastrofą, gdyż mam chorobę lokomocyjną.
Uporczywe słońce wynurzające się zza chmur z czasem zaczęło mnie irytować. Któż by pomyślał, w Londynie tak piękna pogoda? Chyba rzadko spotykane zjawisko, choć bacząc na fakt, iż mamy koniec czerwca mógłbym dłużej po debatować na temat jakże uporczywego, angielskiego słońca. Przewieszając sobie jedną z trzech torb przez ramię wreszcie pociągnąłem zahipnotyzowaną widokiem, który wyrósł przed nami, Lizzie w stronę furtki. Gdy oboje dobrnęliśmy do werandy uporczywie starałem się wyłowić klucz z wnętrza mojej nieco zbyt głębokiej kieszeni beżowych spodni, dzięki któremu mieliśmy rozpocząć nowe życie.
- A jeśli to nie tutaj? - spytała dziewczyna zerkając na mnie spode łba.
Zmierzyłem ją jedynie kąśliwym spojrzeniem dając jej tym samym znak, by nie niszczyła moich jakże wygórowanych marzeń. Zrzuciłem torbę z ramienia, a gdy wreszcie udało mi się chwycić srebrny klucz bez wahania wcelowałem go w zamek drzwi. Ku mojemu zdziwieniu - pasował jak ulał. Przekręciłem nim dwa razy, a masywne drzwi rozchyliły się przed nami otworem.
- O mamuniu... - szepnąłem pod nosem, po czym spojrzałem na równie zdezorientowaną nastolatkę, co ja. Liz zmierzyła mnie pozbawionym emocji spojrzeniem, po czym wyminęła mnie, wchodząc wgłąb pomieszczenia.
Wnętrze było równie przytulne, jak sam budynek. Ciekawe który z naszych rodziców miał na tyle dobre kontakty, by załatwić nam domek z całym wyposażeniem. Prawdę mówiąc ani ja, ani Lizzie nie łudziliśmy się nie wiadomo jak luksusowym miejscem. Mieliśmy nadzieję, że znajdziemy się przed drzwiami skromnej kawalerki, w dodatku bez zbędnych mebli i.. porządku. A tu niezłe zaskoczenie... Po prostu nie mogłem uwierzyć.
Stanąłem u boku dziewczyny, która aktualnie wydreptała ścieżkę nie dalej, niźli do salonu. Oboje musieliśmy mieć przekomiczne miny. Nawet w naszych rodzinnych domach nie było tak czysto, jak tutaj! Rozejrzałem się dookoła... Nie wiem, może liczyłem, że zaraz wpadnie tutaj ktoś z ogromnym szyldem WITAMY W UKRYTEJ KAMERZE! i śmiejąc nam się w oczy stwierdzi, że wciąż jesteśmy dzieciakami. Naiwnymi dzieciakami. Jednak nic takiego się nie stało, nawet po upływie pięciu, czy dziesięciu minut.
Nie wiedząc co mam zrobić pokręciłem się za plecami mojej dziewczyny, aż wreszcie otuliłem ją od tyłu, kładąc równocześnie brodę na jej prawym ramieniu.
- Cóż...
- Więc..
- Taa... - jakże inteligentna wymiana zdań.
- Nialler, pozwolę sobie drążyć jeden temat... - powiedziała nieco rozbawionym tonem. Zerknąłem na nią unosząc równocześnie lewą brew ku górze, a ta przekręciła się w taki sposób, by stanąć ze mną oko w oko. - Kto będzie płacił za te wszystkie rachunki, które tutaj nabijemy?! - parsknęła śmiechem, po czym zmierzwiła moje rozrzucone po całej głowie włosy.
- Podejrzewam, że... nie ja! - wzniosłem ręce w geście ukazania swej bezradności, po czym głośno się śmiejąc przytuliłem dziewczynę do własnej piersi. - Natomiast wiem, że będzie nam tutaj dobrze. Tylko Ty i ja, i...
Nie zdążyłem dokończyć, gdyż do naszych uszu dobiegł dość nieprzyjemny dla ucha dźwięk. Ktoś dzwonił do drzwi, których swoją drogą chyba nawet nie zamknęliśmy. Cholera jasna, czyżby to właśnie byli Ci ludzie z programu, który miał udowodnić nam naszą głupotę?! Pożyjemy, zobaczymy.

10 komentarzy:

  1. O żeszz...już mi się podoba :D
    nie mogę wysilić się na inteligentniejszy komentarz, ponieważ niezbyt wiem co napisać :D
    i nie mogę się już doczekać Ziall'a :D
    kiedy drugi odcinek?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. awww, dziękuję :D
      szczerze mówiąc jeszcze nie wiem . być może dziś zacznę pisać kontynuację, lecz nie jestem pewna, kiedy ją dodam :)
      wszystko wyjdzie w praniu ;D xo

      Usuń
  2. Koralik nie sap ;D świetny jest ;33333

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Patinaaa ! Nie czytaj tego, bo to istny chłam *O* :D <3

      Usuń
  3. Jej strasznie mnie zainteresowało. Jestem ciekawa jak to rozwiniesz i czekam niecierpliwie na następny :>

    OdpowiedzUsuń
  4. mówiłam, że będzie zajebisty? ;D jesteś phenomeniall i tyle. <3 mrshoran.

    OdpowiedzUsuń
  5. to dopiero 1 rozdział a ja już kocham tego bloga *-*
    zajebiście piszesz kochana, nie mogę się doczekać wątku Ziall'a jak i następnego *.*

    OdpowiedzUsuń
  6. kocham tego bloga i nie wiem co zrobię jęsli nie uspokoisz mojej ciekawości następnymi rozdziałami <3 @Wiola1Dlover

    OdpowiedzUsuń
  7. Kocham, kocham, kocham *__* Lol, czuję się zazdrosna :c Masz nowych czytelników i zapominasz o Werolinie No cóż, jakoś się może po tym pozbieram xd

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja pierdziele, ale mi się podoba ten blog!! ;d
    No po prostu rewelacyjnie, zajebiście piszesz! Zwykle czytając blogi Bromance wkurwiają mnie bohaterzy płci żeńskiej, ale w tym tak nie jest ;d Super no i tyle, nie wiem co jeszcze napisać. Odjęło mi mowę oo.

    OdpowiedzUsuń